Hunter obudził się na długo przed budzikiem, ba, nawet przed wschodem słońca. Ekscytacja (może trochę niezdrowa?) nie pozwalała mu spać, dlatego od dłuższego czasu siedział ubrany w pełny strój młodszego skauta, co chwilę wstając by przejść się po pokoju. Nie mógł uwierzyć we własne szczęście - dziewiąte urodziny, i pierwsza ceremonia skamienienia od kiedy został skautem. Niezły fart, nie ma co.
Szeroko uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze. Wiedział, że choć jego strój będzie zlewał się z tysiącami innych, to Cesarz odnajdzie go w tłumie. Odnajdzie, I oceni. Ale on nie odwróci wzroku. Wszystko zobaczy. Przypilnuje tych zdrajców. Sprawi, że wuj będzie mógł myśleć o nim z dumą.
<•>
Słońce które wdzierało się przez ciemne zasłony, stanowiło dobry argument by wstać. Ale ona czekała, już od dłuższego czasu, aż w drzwiach pojawi się syn wiatru i kurzu, tuman tak zwany. I będzie próbował ją połaskotać, ale ona wyciągnęłaby spod poduszki pistolet na wodę, który kiedyś znalazła w ludzkich śmieciach. Ale on się nie zjawiał.
W końcu zsunęła się z łóżka, i wciąż w piżamie, owinięta w kołdrę, ruszyła do pokoju brata, w jednej dłoni dzierżąc różdżkę, a w drugiej pistolet. Mieszkali prawie obok siebie, więc droga nie była długa. Przycisnęła ucho do drzwi, nasłuchując. Co on tam tyle robił? Szybko nacisnęła klamkę, i jak burza wpadła do pokoju, celując pistoletem na przemian w stronę łóżka i biurka.
Pomieszczenie było puste. W pokoju panował idealny porządek, jak zwykle zresztą. Łóżko pościelone jak od linijki, I równo ułożone notatki na biurku. Zdusiła w zarodku rosnący niepokój - przecież gdyby coś się stało, panowałby bałagan, prawda?
Zaniepokojona opuściła pokój, i wróciła do swojego. Na pewno wstał wcześniej i gdzieś się kręci, pomyślała, przebierając się, i obmyślając plan działania. Zawsze tak było - gdy Hunter załatwiał wszystko po kolei, na spokojnie, jej umysł sadził siedmiomilowe kroki, często kończąc na zastanawianiu się nad tym co zje na śniadanie za trzy miesiące.
Szybkim krokiem przemierzała korytarze pałacu, kierując się do sali tronowej. Na większości skautów którzy już długo należeli do Cesarskiego Kowenu, same korytarze robiły wrażenie. Ona nawet nie zwracała na nie uwagi, w końcu spędziła tam całe życie. Gdy zbliżyła się do sali tronowej, poczuła jak jakimś cudem zmienia się powietrze - aura Cesarza była wyczuwalna nawet tam.
- Witaj księżniczko. - głos Belosa powitał ją, nim weszła do ogromnej sali. Cesarz wiedział jak zrobić wrażenie. Upiornego wyglądu nadawała mu maska, a niepokój wisiał w powietrzu, przez bijące z tyłu serce wyspy, dosłownie.
- Dzień dobry, wuju. - dygnęła lekko.
- Wszystkiego najlepszego, moja droga. Co cię sprowadza?
- Dziękuję. Nie wiesz gdzie znajdę Huntera? - lekkie drżenie głosu zdradzało jej zdenerwowanie. Towarzystwo Belosa od zawsze sprawiało że miała ochotę co chwilę zerkać przez ramię, czy nikt za nią nie stoi.
- Widziałem go z samego rana, będzie mi dziś towarzyszył na ceremonii skamenienia. Mam nadzieję, że i Ty sie pojawisz?
Hunter? Na ceremoni skamienienia? Niemożliwe, myślała, wpatrując się w Cesarza. Przecież oboje nigdy nie chcieli w niej uczestniczyć! Co się zmieniło?
- Eee.. cóż... ja.. - jąkała się. Mimo maski wiedziała, że wlepia w nią te swoje niepokojąco niebieskie oczy. - Ja muszę przygotować się do... yy.. sprawdzianu!
- Sprawdzianu mówisz? - Belos przekrzywił głowę, a Evelyn naprawdę miała ochotę stamtąd wyjść. - Z czego ten sprawdzian?
- Z.. ze zmiany struktury chemicznej cieczy dźwiękiem! - palnęła w nagłym przebłysku geniuszu.
- Akustyczna alchemia? Od kiedy jest w programie klasy trzeciej? - zapytał irytująco przeciągając każde słowo. - Z tego co wiem podstawy zaczynają się w piątej klasie.
- Ja.. - miała w głowie absolutną pustkę. Co miała mu powiedzieć? Że przerabia to z Sowią Damą?!
- Cesarzu, dzikie Wiedźmy! - do sali wpadło dwóch skautów, przy okazji ratując jej życie. Po maskach było widać że dopiero zaczynają w Cesarskim
Kowenie. - Chciały uwolnić te dwie, które miały zostać skamienione!- Czy zdrajcy zbiegli? - zapytał z pozoru spokojnie Belos, choć wewnątrz gotował się z wściekłości.
- Złapaliśmy ich. - rzekł drugi ze skautów.
- Doskonale. Obawiam się nie doczekać momentu, gdy dzikie wiedźmy wreszcie uwierzą że Tytan pragnie porządku na Wrzących Wyspach. - westchnął Belos, i ruszył do wyjścia. Gdy przechodził obok, Evelyn miała wrażenie jakby sama jego obecność wycisnęła jej powietrze z płuc. Gdy tylko doszedł do drzwi, odwróciła się z zamiarem jak najszybszego powrotu do pokoju. - Na przyszłość, zastanów się czy tchórzostwo jest warte łgarstwa.
CZYTASZ
Co robi szop pracz w twojej kurtce?!
Fanfiction- Braciszku mój kochany - zaczęła przesłodzonym głosem, a Gus i Hunter już wiedzieli że to koniec ich krótkiego żywota. - Czy możesz mi wyjaśnić.. CO DO KURWY ROBI SZOP PRACZ W TWOICH CIUCHACH?! <•><•><•><•><•><•>...