Jem hot doga z kakao w niespodziewanym towarzystwie

4 2 2
                                    

Dobry wieczór/dzień dobry.
Jeśli dotarłeś/aś do tego momentu mojej książki, to sprawiasz mi właśnie wielką radość. Proszę pozostaw po sobie jakiś znak: komentarz lub głos. Zapewne przez szkołę aż do ferii opublikuję niewiele, ale z twoją pomocą? Kto wie...
Miłego czytania!

Zastanawiacie się pewnie co ja sobie myślałam wychodząc sama o dwudziestej na spacer po Nowym Jorku. 

Cóż ja też zaczęłam się zastanawiać ale dopiero po dwudziestu minutach spaceru. Wcześniej byłam zbyt rozkojarzona emocjami. Wtedy  też zaczęłam się bać, bo dopadło mnie deja vu. Było późno, ciemno, a ja nie wiedziałam dokąd idę. Tak jak wtedy…

Podskakiwałam przerażona na każdy nagły dźwięk. Chociaż szłam głównymi drogami, które były oświetlone i gdyby się coś działo, to ktoś by zauważył, to nie czułam się bezpiecznie. Każdy budynek wydawał mi się mroczny, tak samo jak osoby, które mijałam. "Trzeba było zostać w hotelu"- pomyślałam i w tym samym momencie ujrzałam miejsce, do którego zmierzałam. 

Widok kortów tenisowych przyniósł mi ulgę, jakiej nie czułam nigdy dotąd. 

Boiska były cztery, koloru niebieskiego. Najprawdopodobniej nawierzchnią był hard. Wszystkie korty były zajęte, ale nie przeszkadzało mi to. Ja po prostu chciałam pooglądać jak grają inni i posłuchać jak piłka się odbija. Krótko mówiąc: zrelaksować się.

Zeszłam po stromych schodkach do miejsca gdzie był budynek, w którym zapewne były szatnie i recepcja. Oczywiście ze względu na godzinę nie mogłam wejść do środka. Przy drzwiach wejściowych wisiał plakat informujący o możliwości zarezerwowania kortu wcześniej przez kontakt telefoniczny.

Usiadłam na trybunach przy "głównym korcie" i naciągnęłam kaptur na głowę. Przypatrywałam się jak dwóch mężczyzn gra mecz. Ich rywalizacja wyglądała całkiem dobrze, dlatego nie nudziło mnie to. Zauważyłam, że jeden z nich ma fatalny forehand, ale drugi najwidoczniej tego nie wiedział, bo uparcie zagrywał na forehand przeciwnika.

Po pięciu minutach usłyszałam jak ktoś schodzi na niższy poziom trybun. Chociaż powodowało to straszny hałas, to nawet się nie obejrzałam, żeby zobaczyć kto to taki. Częściowo dlatego, że byłam skupiona na trwającej wymianie, a trochę dlatego, że nadal byłam sparaliżowana i się trzęsłam.

-Cześć- usłyszałam nagle obok siebie. Aż podskoczyłam z przerażenia. Na szczęście, gdy się obróciłam ujrzałam znajomą twarz należącą do Jacksona Gelbero. Aż się lekko uśmiechnęłam.

-Hej- odparłam cicho.

-Co tu robisz sama o takiej porze?- zapytał się zdziwiony i usiadł na krzesełku obok mnie. Na głowie miał czapkę z daszkiem spod której wystawały jego rozczochrane włosy.

-Chciałam chwilę pobyć sama- oznajmiłam cicho, ale nie wrednie i objęłam swoje nogi. Oparłam na nich głowę.

-O, to przepraszam- zaczął już wstawać, ale w porę złapałam go za rękę.

-Nie! Błagam zostań- poprosiłam patrząc prosto w jego ciemne oczy. On też na mnie popatrzył. Chyba był strasznie zaskoczony, bo nasze spojrzenia trwały dłużej niż powinny. Aż zrobiło mi się gorąco od tej niezręczności.

-Nie musisz błagać, wystarczyło poprosić- zaśmiał się i usiadł z powrotem. Też się uśmiechnęłam.

Siedzieliśmy tak cicho przypatrując się meczowi. Muszę przyznać, że poczułam się bezpieczniej. Co prawda prawie nie znałam Jacka, ale nie wyglądał na takiego, co miałby złe zamiary i gdyby ktoś mnie porwał to by raczej mnie pomógł.

Here Comes The SummerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz