Rozdział 3 - Brian

23 6 1
                                    

Umówiliśmy się z Maggie, iż korepetycje będą odbywały się w domu dziewczyny. Co prawda jej samej niezbyt się to podobało, aczkolwiek w niektórych momentach potrafię być stanowczy i uparty jak osioł. Ciekawe po kim to mam.

Siedząc na kolejnej lekcji, zorientowałem się, iż godzina dzisiejszych korepetycji koliduje ze spotkaniem z chłopakami. Cóż, korepetycji nie przesunę. Myślałem, jak najdelikatniej poinformować znajomych, że z naszego towarzyskiego spotkania nic nie wyniknie.

Po jakże nudnej lekcji, którą była historia, udałem się na zewnątrz szkoły, na boisko, gdzie zazwyczaj przesiaduję z tymi debilami, których śmiem nazywać przyjaciółmi.

Już z daleka ujrzałem niebieską czuprynę Jacka, oraz głośny śmiech całej paczki. Ciekawe, co tym razem wykombinowali.

- Yo, Hieny! - krzyknąłem będąc bliżej nich, zwracając tym samym uwagę innych uczniów szkoły.

- Sie- hieny?!

- Tak, Teylor, hieny. Odpowiadając na Wasze pytania - Wasz śmiech przypomina odgłosy hien.

Spojrzeli na mnie jak na debila, a potem wrócili do poprzedniego tematu.
Wzruszyłem ramionami i przysiadłem obok Davida. Jak się okazało, ich najnowszym tematem była dziewczyna, którą szczerze mówiąc kojarzyłem ze szkoły już od dobrych dwóch lat, a Ci dopiero teraz się nią zainteresowali i przez to twierdzą, iż jest nowa. Niech im będzie.

Stwierdziłem, że popsuję im tą cudowną chwilę.

- Ej... - Brak reakcji.- Ludzie? - Nadal cisza.- Chłopaki No! - krzyknąłem, co podziałało, ponieważ jak na zawołanie cała czwórka odwróciła się w moją stronę. - Mam złą wiadomość. Niemogędzisiajsięzwamispotkać.

- Że, kurwa, co? - Brad popatrzył się na mnie, jakbym na prawdę był jakimś kosmitą.

- Nie mogę dzisiaj się z wami spotkać. - wypaliłem trochę wolniej, ale widziałem po ich minach, że i tak nie za bardzo mnie zrozumieli.

- Co? Czemu?! Miała być fifa! I piwo! - oho, uwaga David, bo się zaraz zapowietrzysz.

- Ew.. Dyrektor zagroził, że albo załatwię korepetycje z fizy, albo wywala mnie z drużyny..

- Stary, a nie możesz z tego jakoś nawiać?

Starając się pohamować nerwy, na spokojnie wytłumaczyłem im sytuację, w której się znajdowałem.
Po długich wyjaśnieniach, usłyszałem od nich, że mam się trzymać i dać radę.

Po lekcjach udałem sie do domu. W telefonie puściłem piosenkę 'American Idiot' Green Day'a i całkowicie zatraciłem się w melodii.
Po upływie czasu zorientowałem się, iż tak bardzo skupiłem się na dźwiękach wydobywających się ze słuchawek, że zaszłem za daleko! Ominąłem własny dom. Budynek, w którym mieszkałem całe życie!
Co ta muzyka ze mną robi?
Czyżby na pewno muzyka?
Spojrzałem na zegarek - 15.30. Za półtorej godziny miałem spotkać sie z Maggie. Nie ma szans, abym przybył punktualnie. Chociaż?
Zdenerwowany pognałem w kierunku mojego mieszkania. Będąc pod domem, nie mogłem znaleźć kluczy, co tylko spotęgowało moją złość. Na myśl o pokonaniu czterech pięter odechciało mi się wszystkiego.
Czy ten dzień musi być tak bardzo do dupy!?
Wbiegając do mieszkania, od razu pobiegłem do łazienki.
16.00
Godzina.
Szybko wziąłem prysznic, uczesałem się , ubrałem i pobiegłem szukać telefonu.  Pomińmy fakt, iż same znalezienie tego urządzenia zajęło mi 20 minut.
Biegiem wpisałem w mapy adres Margaret, ponieważ za cholerę nie wiedziałem, gdzie znajduje się ta ulica.
***
Przed moimi oczami rozciągał się niewielki 3 piętrowy budynek. Pomalowany na różnokolorowo. Pierwsze piętro miało kolor czerwony, drugie zielony, a trzeci niebieski.
Podeszłem do klatki schodowej, gdzie znajdowały się również domofony. Czytając listę nazwisk, opadła mi szczęka. Dosłownie.
Nie dość, iż dzisiaj zamiast lekcji miałem siedmiogodzinny trening, łącznie 3 godziny docierałem do domu, wspinałem się na 4 piętro, prawie się nie zabiłem na schodach i teraz mam wchodzić jeszcze na 3 pietro?! Nie za dużo?

Westchnąłem przeciągle.
Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?
Swą uwagę skupiłem na nazwiskach, ponieważ były napisane koślawym drukiem, przez co musiałem niemal je rozszyfrowywać.
Już miałem naciskać przycisk, obok prawdopodobnie nazwiska blondynki, kiedy poczułem jak coś ciężkiego styka się z moją głową. Dostałem drzwiami!
A jednak może być gorzej.
Następne, co ujrzałem to zmartwiona twarz brunetki, z mocno kręconymi włosami. Miała małe piwne oczy i dolną wargę pełniejszą od górnej. Cóż, ideałem to ona nie była, aczkolwiek spójrzmy prawdzie w oczy - nie ma ideałów na świecie. Są tylko dla poszczególnych ludzi.
To skąd jest Maggie?
Nie wierzę... Czy ja właśnie na pewien sposób przyznałem, że Margaret jest dla mnie ideałem?
Kontem oka sporzalem na zegarek.
17.15
Yhym, mam wrażenie, że już mogę planować swój pogrzeb.
Dziewczyna pomogła mi wstać i przeprosiła. Wydaje się miła. Po krótkiej wymianie zdań, zyskałem jej numer telefonu i dowiedziałem się jak ma na imię - Kylie.
Przeprosiłem, a następnie pognałem na górę, by ujrzeć rozzłoszczoną twarz blondynki.
Ew, a miało być tak dobrze..

- Czy ty wiesz, która jest godzina?!- krzyknęła na mnie w samym progu.- Kwadrans po piątej!

Wymamrotałem ciche 'przepraszam', po czym spuściłem głowę. Co do jasnej....? Co się ze mną dzieje?

- Teraz nie ma sensu już Cię uczyć - westchnęła.- Wchodzisz czy wychodzisz?

Byłem zainteresowany nią i jej mieszkaniem, więc bez zbędnych słów, uprzednio zdejmując buty przemieściłem się do salonu.
Urządzony był skromnie. Mieściły się w nim jedynie mała czarna kanapa, biały średniej wielkości stolik, parę szafek oraz telewizor. Rozejrzałem się w poszukiwaniu Maggie, aczkolwiek nigdzie jej nie dostrzegłem, więc wstałem i udałem się w kierunku kolejnego pomieszczenia, prawdopodobnie kuchni.
Ujrzałem ją tam, próbującą doskoczyć do półki, na której znajdowały się miski. Dziewczyna dostrzegła, iż jej wysiłki idą marne i zmierzała w kierunku... Obrotowego krzesła!

- Ej, ej! Ani mi się wąż tam stawać - mówiąc to bez najmniejszego problemu sięgnąłem po miskę.- Więc co będziemy robić?

Podałem jej naczynie, a ta w odpowiedzi mruknęła ciche 'dzięki'. Po chwili jej pewność siebie wróciła do normy.

- Ja sałatkę, a ty nie mam pojęcia.

Zaczęła wyjmować składniki do posiłku, a ja tymczasem dziękowałem sobie, za to, iż założyłem dresy, gdy patrzyłem na nią schylającą się na wyprostowanych nogach.

- Wiem! - krzyknąłem po paru minutach błogiej ciszy.

Najwyraźniej wystraszyłem tym blondynkę, ponieważ po chwili do moich uszu dotarł huk wraz z akompaniamentem bluźnierstwa. Ze strachu podskoczyła i uderzyła głową w szafkę.

- Nic Ci się nie stało?

- Co? Nie, nie, jest okay. Więc co wiesz?

Nadal pocierała głowę ręką.

- Jak to co? Wszystko! Chociaż chodziło mi o pomysł, co możemy robić.

Popatrzyła na mnie wyczekująco, a gdy po paru minutach nie dałem jej żadnej odpowiedzi odwróciła się i wróciła do przerwanych wcześniej czynności.

- Zagramy w pytania!

Usłyszałem przeciągłe westchnięcie, przez co się uśmiechnąłem. W końcu zgodziła się i mogliśmy zaczynać.

- Pierwsze: Ulubiony kolor?

- Serio, Brian? Mogłeś zapytać się mnie o wszystko, a tymczasem spytałeś się o kolor? - parsknęła śmiechem.- Ale okay. Szary. Masz rodzeństwo?

- Mam. Siostrę, Amandę.

I tak na zadawaniu pytań wspólnie spędziliśmy cały wieczór.

<3
Hej Wam!
Przepraszam, że rozdziału nie było ponad miesiąc. Dlatego taki długi!
Ma 1070 słów!
<rozdział nie sprawdzony>
Następny będzie pisany przez malgosix (:
Pozdrawiam, Julka <3

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 25, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

PhysicsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz