One-shot

3.4K 285 17
                                    


Wybaczcie, że nie kolejna część 'Little Crazy Party', ale pojawi się dopiero jutro. A to napisałam chyba z pół roku temu i nie pamiętam czy były tu jakieś błędy, nie chce mi się tego czytać po raz milionowy. Więc zostawiam wam do oceny, liczę na opinie, kochani ^^

_______________________________________

        Chłód, smutek, ciemność, samotność... Te i wiele więcej rzeczy otaczały mnie, kiedy siedziałem w pokoju bez światła, pogrążając się w melancholii. Moje nogi były podkurczone, a głowa oparta była o zimną ścianę. Ja jednak jakby nie zauważałem jej niskiej temperatury, dalej beznamiętnie wpatrując się w okno. A za nim widoczny był tylko księżyc i parę małych gwiazd. Dochodziła godzina druga w nocy. Jego nadal jednak nie było. Zero wiadomości, zero nieodebranych połączeń. Głuchy telefon. Jakby martwy. Taki ociężały. Taki nieprzyjemny w dotyku. Lodowaty. A moje serce łamało się na coraz mniejsze kawałki. Skrzywiłem się nieznacznie, kiedy kolejna słona łza spłynęła po moim policzku. Nie miałem nawet sił, żeby ją zetrzeć rękawem bluzy. Jego bluzy. Pachniała tak pięknie. Jego truskawkowym szamponem z lekką domieszką czekolady. Nie wiedziałem, skąd coś czekoladowego miałoby się wziąć przy swetrze Louisa, ale aktualnie mnie to nie interesowało. Wsunąłem delikatnie nos pod materiał i zaciągnąłem się, jeszcze mocniej przysuwając się do ściany. Musiałem jakoś powstrzymać łzy. Nie mogłem rozpłakać się jak jakaś dziewczyna. Faceci nie płaczą.

Nagle usłyszałem ciche skrzypnięcie podłogi na dole. Drgnąłem niezauważalnie, gdy nagle intruz uchylił drzwi do sypialni i jego głowa pojawiła się w pomieszczeniu. Nie chciałem na niego patrzeć. Nie chciałem. Jednak nie potrafiłem oprzeć się pokusie, więc spojrzałem ukradkiem.

- W porządku? – wyszeptał zmartwiony zapewne, widząc mnie w takim stanie. Wszedł głębiej do pokoju i zamknął za sobą drzwi z lekkim trzaskiem – marnie wyglądasz Hazz...

Wzruszyłem ramionami. Co go to obchodziło. Powinien wrócić tam, skąd przyszedł.

Chłopak niepewnie zrobił kilka kroków w moją stronę.

- Harry, martwię się o Ciebie.

- Nie ma potrzeby, naprawdę. Wracaj do swojej dziewczyny – odburknąłem pustym głosem, wypranym z emocji. Bo właśnie tak się czułem. Pusto. Niczym pudełko z którego wyciągnięto kredki. Czułem się właśnie jak takie przysłowiowe pudełko, które straciło na wartości. Zastąpione przez lepsze opakowanie. Bardziej nowoczesne. Ładniejsze, piękniejsze. To bolało.

- Co ty wygadujesz do cholery? – syknął, podchodząc do mnie szybko i odgarniając opadające loki na moją twarz – co ty chrzanisz? Dobrze wiesz jak sytuac...

Strzepnąłem jego dłoń ze mnie. Wzdrygnąłem się ponownie i odsunąłem do tyłu z lekkim dystansem.

- Nie dotykaj mnie – mówiąc to, oplotłem się ramionami i skuliłem jeszcze bardziej w kącie łóżka, coraz mocniej dociskając się do ściany – znalazłeś sobie kogoś nowego. Rozumiem.

Widziałem jak Louis wytrzeszcza przerażony oczy i klepie się po lewym policzku, by zbudzić się w razie czego ze snu. Ale, to nie był sen. To nie był pieprzony sen, gdzie wszystko kończy się dobrze. To nie była jakaś durna bajka. Tu nie ma szczęśliwych zakończeń. Nie ma na to miejsca. To jest ta zasrana rzeczywistość.

- Harry, jasna cholera! – podniósł głos i podszedł do mnie jeszcze bliżej, chwytając mnie za nadgarstek. Wyszarpnąłem się – co ty odpieprzasz? Jesteś pijany czy jak??!

Pokręciłem głową, próbując pozbyć się łez. Nienawidziłem się za takie słabości. Powinienem być silny. A nie płakać jak dziecko. Czułem się tak żałośnie...

Szloch || Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz