Rozdział 1 "List z... Olimpu?!"

591 33 12
                                    

- Ale powiedz, Liv! W której sukience będzie mi ładniej? Tej czarnej, czy miętowej? – spytała już chyba piąty raz tego dnia Caroline.

- Już mówiłam, że ja osobiście wolę czarny kolor – odparłam.

- Nie chodzi mi o to, który tobie się bardziej podoba, tylko w którym będę lepiej wyglądała – drążyła moja koleżanka. Nie, żebym się przechwalała czy coś, ale naprawdę miałam do tej dziewczyny anielską cierpliwość. Chodziłyśmy do tej samej szkoły od pół roku. Dzień w dzień dwa kilometry (w jedną stronę) na piechotę z Caroline za towarzyszkę... każdy miałby dosyć już po tygodniu. Ona nie potrafi rozmawiać o niczym poza ciuchami, gwiazdami z tych plotkarskich magazynów i chłopakami, którzy (i tu cytat) „są tacy słodcy". W dodatku Jake – chłopak z naszej klasy, który bardzo podoba się Caroline – organizuje za tydzień imprezę, na którą ja i moja przyjaciółka też zostałyśmy zaproszone. Od dwóch tygodni Caroline nadaje tylko o tym, każdą osobę, która w mniejszym lub większym stopniu ją akceptuje, pyta o radę w sprawie stroju.

- Rób jak uważasz – odpowiedziałam już trochę znudzona. – W końcu twierdzisz, że się na tym znasz.

- No bo się znam, w przeciwieństwie do innych – prychnęła. Mogła od razu powiedzieć „w przeciwieństwie do ciebie" i nie silić się na uprzejmości; w końcu i tak wiedziałam, że chodziło jej o mnie.

Po kolejnych - jakże długich - dziesięciu minutach paplaniny o sukienkach dotarłyśmy wreszcie pod dom Caroline. Rzuciłam coś w stylu „do zobaczenia po weekendzie" (a w myślach dodałam „nie będę bardzo tęsknić") i ruszyłam dalej. Chwała, że nie mieszkałam na tej samej ulicy co Caroline, w przeciwnym razie dziewczyna z pewnością złożyłaby mi wizytę z samego rana w sobotę i kazała wybierać strój na imprezę. Gotowało się we mnie na samą myśl o tym, postanowiłam więc porzucić rozmyślanie o Caroline i jej głupocie przynajmniej do poniedziałku.

W oddali na horyzoncie dostrzegłam mój dom. Nie był zbyt duży, aczkolwiek bardzo ładny, z pięknym ogrodem wokół. Mieszkałam tam z mamą, ojczymem i dwójką przyrodniego rodzeństwa – sześcioletnią Daisy i rocznym Danny'm. Byli dla mnie jak prawdziwi brat i siostra. Z ojczymem było tak samo – nie zwracałam się do niego per wujku czy też po imieniu. Był dla mnie po prostu tatą.

Po paru minutach dotarłam pod dom. Otwarłam bramę i jak zwykle sprawdziłam skrzynkę pocztową. Znalazłam w niej jakiś list zaadresowany do matki. I nie byłoby w tym nic dziwnego (w końcu mama jest pisarką, dostaje mnóstwo listów od fanów), gdyby nie adres nadawcy:

Zeus Król Bogów

Ul. Grecka 1

 OLIMP

Im dłużej przypatrywałam się napisowi na kopercie, tym bardziej rosło we mnie przekonane, że nie mógł tego napisać nikt normalny. No bo „Zeus Król Bogów"? „Olimp"? Nikt nie może się nazywać Zeus Król Bogów, no chyba, że to jakiś pseudonim i nie ma przecież na tej kopercie kodu pocztowego! Poza tym Olimp to nie miejscowość, tylko nazwa góry! A może chodziło o Olimpię...? Ale jeśli tak, to dlaczego nie było tu ani słowa po grecku?! Nie zdążyłam dłużej się nad tym zastanowić, gdyż z domu wybiegła Daisy z okrzykiem:

- Livia! Wróciłaś!!!

Chłodny wiatr rozwiewał kasztanowe włosy dziewczynki, z których zsuwała się różowa wstążka. Jej duże, szare oczy błyszczały a na twarzy malował się szeroki uśmiech. I jak tu jej nie kochać?

- Cześć Daisy – odpowiedziałam, również uśmiechając się do siostry, po czym podniosłam ją i ruszyłam do drzwi wejściowych. – Jak było dziś w przedszkolu? Byłaś grzeczna? – zapytałam, unosząc brew.

- Livia, po co pytasz? Przecież wiesz, że ja zawsze jestem grzeczna! – odparła mała, chichocząc.

Weszłam do domu, postawiłam Daisy na podłodze, schowałam moje buty i kurtkę i podążyłam do salonu, połączonego z kuchnią. Mama stała przy piecyku nad jakimś garnkiem a kawałek od niej na dywanie bawił się Danny.

- Mamo, znów jakiś list przyszedł – powiedziałam prosto z mostu, bez żadnego przywitania, kładąc kopertę na blacie. – Tylko jest jakoś dziwnie podpisany...

- Dziwnie? - zapytała, odrywając się na chwilę od kuchenki i wycierając ręce. - Pokaż go - poprosiła.

Wsadziłam jej do rąk kopertę i obserwowałam jej reakcję. Kiedy przeczytała adres, wyglądała na wyraźnie przestraszoną. Otwarła list i zaczęła czytać. Gdy skończyła, była blada jak ściana.

- Coś... się stało...? - spytałam ostrożnie.

- Dostałaś list mamo? - zawołała Daisy, wparowując do kuchni. - Przeczytaj mi!

- Może później - odpowiedziała, siadając na krześle i chowając twarz w dłoniach. - Livio, zajmiesz się siostrą? - spytała.

- Jasne nie ma problemu, ale... o co chodzi? - zaniepokoiłam się.

- Już niedługo wszystkiego się dowiesz.

Nie powiedziała nic więcej. Uznałam, że nie będę naciskać, skoro stwierdziła, że i tak się dowiem. Chwyciłam więc Daisy za rękę i poszłyśmy do jej pokoju.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wreszcie zebrałam się i postanowiłam coś napisać :D będę bardzo wdzięczna za szczere opinie :)

Rozdział zadedykowany użytkownikowi hhidden11 w podziękowaniu za piękną okładkę :)

Ostatni półbogowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz