Prolog

167 18 1
                                    

0.

Cisza przed burzą

Było typowe sierpniowe popołudnie. Wiatr delikatnie kołysał koronami drzew, a ciepłe promienie słońca prześwitywały przez soczystą zieleń liści. Niedaleko dało się słyszeć entuzjastyczne krzyki dzieci na boisku, pewnie cieszyły się ostatnimi chwilami wakacji. Jednak poza tym drobnym hałasem, między drzewami panowały spokój i wyciszenie. Wprost idealny czas na chwilę odpoczynku po ciężko przepracowanym dniu.

Na cmentarzu nikt nie odczuwał tego w ten sposób.

Chociaż Czarni Ludzie zgromadzili się wokół księdza i co najważniejsze, dołu z drewnianą trumną, wszyscy skupili się w pomniejszych grupkach. Tam byli starsi, tu młodsi, siostry, matka z synem... Każdy z nich na własny sposób przeżywał żałobę. Była to jeszcze świeża rana, więc nie brakło szlochów i pociągnięć nosem. Wiele chusteczek zostało zużytych, ale w tamtej chwili nikt ich nie skąpił.

- Dla wielu z nas odejście Katherine wiąże się z silnymi emocjami.

Młody ksiądz próbował jakoś ogarnąć zgromadzony tłum, lecz najwyraźniej nie szło mu najlepiej. Zestresowany, zerknął w bok, w stronę starszego kolegi po fachu. Ten uśmiechnął się pocieszająco, próbując dodać mu otuchy. Nieco podniesiony na duchu, zaproponował:

- Myślę, że zrobi wam się lżej na duszy, jeśli je uwolnicie. Czy ktoś chciałby powiedzieć parę słów? – Poza charakterystycznymi odgłosami dmuchnięć w chusteczki panowała cisza jak makiem zasiał. Gdy ksiądz nerwowo przełknął ślinę, jabłko Adama wędrowało mu po szyi i w górę, i w dół. Rozejrzał się, po czym wyłapał spojrzeniem postać z tłumu. – Może Theresa?

Wśród Czarnych Ludzi z pewnością wyróżniała się jedna dziewczyna. Jasna blondynka z oczami koloru wyblakłej zieleni, ubrana w skromną, białą sukienkę, stała w ciemności niczym Anioł Śmierci. Posiadała wręcz anielską urodę: duże oczy, zgrabny nos, pełne usta jakby stworzone do całowania. Młody ksiądz patrzył na nią jak ciele w malowane wrota, ale po chwili otrząsnął się, zdając sobie sprawę, jak bardzo jest to niestosowne.

Theresa podniosła tylko niewinne oczy i zmroziła go spojrzeniem, jakby doskonale zdawała sobie sprawę z jego myśli. Patrzyła na niego jak na ostatniego bandytę, zbója... Jakby to on był winny śmierci Katherine. Kobiety pięknej pod każdym względem, żony i matki. Jakby własnoręcznie ją zamordował.

Choć ksiądz miał czyste sumienie i tak przeszły go dreszcze.

- Nie? – Zwrócił swoją uwagę na nieco roztrzęsione starsze panie. – A może...

Dziewczyna jednak już szła w jego stronę. Ze zdeterminowaną miną kroczyła ku mównicy, stawiając szybkie kroki na niskich obcasach. Nie wyglądała w żaden sposób na zrozpaczoną niedawną śmiercią kobiety, a jakby miała coś bardzo ważnego do powiedzenia. Gdy pewnie stanęła koło mężczyzny w sutannie, ten zauważył jednak rozdzierający ból w jasnym spojrzeniu blondynki.

- Moja mama była wspaniała. Miała też niesamowite nastawienie do świata. Niczego nie chciała przegapić, łapała cenne chwile. Chciała żyć pełnią życia. Sama chciałabym tak umieć. Podobno jakoś ją przypominam. – Przerwała, omiatając Czarny Lud wzrokiem. – Wyglądamy... Wyglądałyśmy podobnie. Czasami znajomi rodziców pytali się, czy nie jesteśmy aby siostrami. Ale jest między nami pewna istotna różnica. – Zrobiła kolejną pauzę, poszukując kogoś w tłumie. Nie znalazła. Miała jednak nadzieję, że ta osoba usłyszy jej słowa i dobrze je zapamięta. – Ona była delikatna i czysto dobra, wręcz dziecięco niewinna. Ja nie mam żadnych skrupułów. Mogę wydawać się jej lustrzanym odbiciem, ale jestem zdeformowana przez niedoskonałości szkła. Tam gdzie mama była gładka, ja posiadam skazy. I radzę uważać, żeby ktoś się nie skaleczył.

Rzuciła ostatnie spojrzenie tłumowi i sfrunęła z podestu, zostawiając w osłupieniu księdza i Czarny Lud. Wróciła pod skrzydła ojca, który z aprobatą skinął jej głową, dumny ze swojej córki. Otoczył ją swoimi silnymi ramionami, a blondynka patrzyła tylko przed siebie, jakby oczekując reakcji ludzi.

Jedna z ciemnych postaci w tłumie uśmiechnęła się pod nosem. Theresa nie będzie musiała długo czekać.


Czerwony parasolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz