Rozdział 1

109 12 2
                                    

1.

Witaj w domu!

Granatowy van sunął po rozgrzanym asfalcie, a słońce zaglądało do środka pojazdu. Dziewczyna skrzywiła się, mrużąc oczy. Że też musiała spakować okulary do walizki.

Westchnęła i osunęła się na siedzeniu, opierając się o zagłówek. Od dawna wyczekiwany sen nie miał najmniejszej ochoty zawitać. Zerknęła z zazdrością na smacznie śpiącą obok nastolatkę, która rozłożyła się na dwóch pozostałych fotelach. Chłopiec siedzący z przodu też zawitał do krainy Morfeusza. Przebywał tam już od dłuższej chwili, ale po lekach na chorobę lokomocyjną nie było to rzeczą zaskakującą.

- Tessa, kochanie, mogłabyś mi podać wodę? – zapytała szczupła kobieta przed czterdziestką. Na jej nosie siedziały ciemne ray bany, które zdawały się szyderczo śmiać z blondynki. Jednak zignorowała je. Zdawała sobie sprawę, że bez nich brunetce ciężko prowadziłoby się auto.

- Jasne, ciociu. – Po chwili butelka powędrowała do przodu, gdzie miała zostać już do końca tej wielogodzinnej podróży. – Daleko jeszcze?

Kobieta wrzuciła prawy kierunkowskaz, a za moment już zjeżdżały z szosy w jedną z tych ciężko zauważalnych dróg, które zawsze się przegapia. Tym razem udało im się trafić, na szczęście. Nastolatka miała już dość męczącej jazdy.

Po prawej Theresa widziała las, zaś po lewej rozlegało się morze. Przełknęła ślinę na myśl o bezkresnej toni. Teraz na szczęście wody były spokojne, a niebo czyste.

- Szczerze mówiąc, prawie...

Odpowiedź zagłuszył nagły ryk silnika. Blondynce serce wręcz stanęło w miejscu. Ciotka pisnęła zaskoczona, dziewczyna obok poderwała się z foteli. Na chłopcu nie zrobiło to większego wrażenia, bo nawet nie otworzył oczu, tylko coś mruknął i nieznacznie zmienił pozycję.

To nie był ich silnik. Z samochodem wszystko w porządku. Nie utkną pomiędzy oceanem a drzewami. Nie wpadną do wody...

- Przeklęci motocykliści - mruknęła chwilę potem, gdy minął je czarny motor. – Jeżdżą na tych cholernych ścigaczach, bez uprzedzenia wyprzedzają ludzi, a potem wszyscy się dziwią, że tyle wypadków na drodze...

Brunetka obok przeciągnęła się, a jej bluzka się podwinęła, ukazując płaski brzuch. Niejedna dziewczyna narobiłaby się kompleksów, tylko na nią patrząc. Figura modelki, kocie oczy, skóra wyglądająca na zawsze opaloną. Jedynym mankamentem wydawały się cienkie włosy koloru hebanu.

- Gdzie jesteśmy? – zapytała. – O, morze! To rzeczywiście już blisko.

Tessa przewróciła oczami, jednak nic nie powiedziała. Chłopiec chrapnął, jakby jej przytakując.

- Dziewczynki – zaczęła ciotka. – Jesteśmy na miejscu.

- Dzięki Bogu – skomentowała pod nosem Theresa.

Rzeczywiście, właśnie minęli tablicę z napisem Mouillé. Miasteczko wręcz emanowało ciszą i spokojem. Położone pomiędzy morzem a lasem, stanowiło istną kryjówkę przed resztą świata. Wydawało się idealnym miejscem dla rodziny Costeley.

Samochód zajechał przed klasyczny dom kolonialny, klon pozostałych posiadłości na osiedlu. Jedyne, co dawało je rozróżnić, to kolor ścian. Tessa pomyślała, że wtopienie się w tłum będzie tu bardzo proste. Dla niej może nie najłatwiejsze, ale z pewnością do zrobienia. Właśnie tego potrzebowała.

- Zanim wysiądziemy, chciałabym wam coś jeszcze powiedzieć. Nowe miasto, nowy początek. Macie czystą kartę. Nie biorę więc pod uwagę waszych zasług i wybryków z poprzednich lat. Zasady tego domu sobie jeszcze ustalimy...

Czerwony parasolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz