Prolog

187 16 5
                                    

Obudził mnie płacz. Przeraźliwy, piskliwy szloch małej dziewczynki. Otworzyłam niechętnie oczy i ujrzałam w ciemności, jak do mojej sypialni wchodzi Kate - moja kochana wnuczka. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na nią z troską.

- Co się stało aniołku? – Zapytałam i posadziłam ją sobie na kolanach. Zaczęłam gładzić ją po delikatnych, kasztanowych włosach i tulić do siebie, jakby chcąc obronić ją przed całym złem tego świata.

- Przyśnił mi się koszmar. – Zaszlochała dziewczynka.

- Ojej, to niedobrze. – Westchnęłam cicho. – Co takiego ci się śniło?

- Byłam w ciemnym lesie pełnym potworów! Chciały mnie zjeść! – Wybuchła jeszcze większym płaczem niż przedtem.

Ukołysałam ją lekko po czym zapytałam:

- I co zrobiłaś?

Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Łzy spadały z jej policzków, przypominając mi deszcz spadający z nieba dnia 2 sierpnia 1940 roku. Gdy teraz patrzyłam w jej mokre od płaczu powieki, wydawało się, że mam przed sobą burzowe chmury.

- No jak to co? Schowałam się i zaczęłam płakać! – Odpowiedziała, jakby nie widziała innego wyjścia z tej strasznej sytuacji.

- Nie próbowałaś stawić im czoła? – Dalej gładziłam ją po włosach i przyglądałam się jej zdziwionemu wyrazowi twarzy.

- Jak miałam ich pokonać? Jestem tylko małą dziewczynką, nie miałam z nimi szans.

Kołysałam ją lekko, żeby mogła się uspokoić, a sama odbiegłam myślami do mojej dalekiej przeszłości. Do czasów, kiedy byłam jeszcze młodą kobietą i tak samo jak teraz Kate, nie wierzyłam w to, że można wygrać z czymś, co jest od nas potężniejsze i liczniejsze. Uśmiechnęłam się na wspomnienie dużych, ciemnych oczu i radosnego wyrazu twarzy pewnego z polskich lotników, który w pewnym sensie zmienił moje życie.

- Uwierz mi kochanie – szepnęłam cichutko – dopóki walczysz, jesteś zwyciężczynią, i nawet jeśli polegniesz – znajdą się ludzie, którzy pójdą w twoje ślady i dokończą to, co zaczęłaś.

Kate popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, ale nic już nie mówiła. Ułożyła się obok mnie i zasnęła spokojnie. Zaś ja sama siedziałam tak jeszcze długi czas wpatrując się w okno. Wspomnienia zaatakowały mój umysł. Zaczęły mi się przypominać martwe, zakrwawione, ludzkie ciała, bomby i strzały, które rozbrzmiewały w Wielkiej Brytanii prawie codziennie, Messerschmitty i złowrogie niebo, które mogło przynieść nam zagładę albo zwycięstwo – które było jednocześnie sprzymierzeńcem i jednocześnie wrogiem. Ale na tle tych wszystkich okropności było jednak coś, co miało miejsce podczas Bitwy o Brytanię. Coś, co sprawiło, że mimo wszystko dobrze wspominam swą młodość. Coś, a raczej ktoś, kto zmienił moją osobę i całe moje życie w zaledwie kilka minut. Człowiek, który wraz ze swoimi rodakami udowodnił Wielkiej Brytanii, że zwycięstwo jest możliwe nawet wtedy, kiedy pozornie wydaje się to niewykonalne.

Źródło NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz