Był 2 dzień sierpnia 1940 roku. Moja matka twierdziła, iż jest to szczęśliwy dzień, niosący ze sobą nadzieję i radość. Ja jednak już dawno przestałam wierzyć w ludzkie przesądy i zabobony. To nie był czas na refleksje i marzycielskie fantazje – trwała bowiem wojna. Niebo płakało, a ziemia miękła pod nogami zmęczonych i rannych lotników. Pracowałam jako sanitariuszka w szpitalu wojskowym w Wielkiej Brytanii od niecałego roku, a opatrzyłam więcej ludzi niż moja siostra przez całe życie. Ona także była lekarką, ale ze względu na jej chorobę młodo zmarła.
Moim głównym zadaniem było opatrywanie rannych żołnierzy, ale często czułam się bardziej jak psycholog wojskowy, niż jak pielęgniarka. Ludzie przychodzili do mnie ze swoimi obawami i problemami, a ja słuchałam ich z uwagą i starałam się pomóc. Ktoś mógłby powiedzieć, że pełniłam tam bardzo ważną rolę i mogę być z siebie dumna, ale tak naprawdę miałam tego wszystkiego dość. Najbardziej przerażało mnie to, kiedy lotnicy przybywali do mnie zakrwawieni i niepewni swojego dalszego losu, zadając tylko jedno, krótkie pytanie „po co?" Tak gęsty i jaskrawy ogień, który niegdyś palił się w ich oczach, gdy stawali do walki, w szpitalu wyglądał jakby już dawno temu się wypalił i został po nim tylko popiół. Widziałam na własne oczy, jak ludzie umierają, duszą się, wykrwawiają albo odbierają sobie życie, bo nie są już w stanie żyć w tych ciężkich czasach, ale nic nie jest tak przerażającym widokiem, jak obraz człowieka, który przestaje wierzyć w coś, czego niegdyś był pewien w stu procentach. Kiedy patrzy się na takich ludzi, z których uchodzi wszelka nadzieja, jakakolwiek wiara, że kiedykolwiek nastanie lepsze jutro, człowiek sam staje się niepewny i nie wie, czy tak naprawdę to, co czyni ma jakikolwiek sens. Ogarnia go pesymizm i lęk, iż wszystko, co do tej pory zdziałał w czymkolwiek może pomóc. Ludziom brakuje motywacji do dalszego życia. Przyszłość, o jakiej marzą wydaje im się nierealna i tak bardzo odległa, jak wydaje się brzeg, gdy patrzysz z drugiego końca morza. Nie mamy tego „czegoś", co sprawia, że chcemy za to walczyć, nawet kosztem własnego życia. Ja sama dawno straciłam nadzieję i często rozmyślałam o tym, czy nie popełnić by samobójstwa. Nie było tu miejsca dla takich jak ja – dla osób, które zwątpiły w szansę na zwycięstwo. Gdybyśmy mogli kiedykolwiek wygrać, osoba o pesymistycznym nastawieniu, jak ja, tylko utrudniałaby sprawę. Choć już długo odpieraliśmy lotnicze ataki ze strony Luftwaffe, wielu ludzi sądziło, iż jest to tylko kwestia czasu, gdy niemieccy żołnierze ostatecznie zaatakują Londyn. Po tym, co stało się z Francją i innymi krajami, została tylko Wielka Brytania. Jak mogliśmy się obronić przed gniewem, który opanował niemalże całą Europę?
10 lipca zaczęła się Bitwa o Anglię. Z każdym dniem czułam się coraz gorzej, moi pacjenci również. Niektórzy z nich po ułożeniu się w szpitalnym łóżku już nigdy nie ocknęli się ze snu. To dziwne żyć ze świadomością, że leczysz ludzi, których i tak czeka śmierć. Mijały tygodnie, a ataków było coraz więcej. Ku zdziwieniu wielu Brytyjczyków, RAF nadal stawiał opór, nie dając za wygraną, choć wielu z nas już dawno straciło nadzieję. I wtedy do służby wszedł pierwszy polski dywizjon myśliwski – Dywizjon 302, a kilka tygodni później Dywizjon 303. Nie braliśmy Polaków zbytnio pod uwagę – była to w końcu głównie nasza wojna, bo o nasz teren. Jednak, ci młodzi mężczyźni udowodnili nam, iż można na nich polegać. "30 sierpnia podczas lotu treningowego jeden z polskich lotników odłączył się od pozostałych i zestrzelił Messerschmitta Bf 110. Było to jeszcze przed oficjalnym uzyskaniem gotowości bojowej. Ci chłopcy zrobili na nas ogromne wrażenie!" – Zrelacjonował mi pewnego dnia żołnierz brytyjski, który był jednym z tych, którzy lubili czasem porozmawiać i zapomnieć o trwającej wokół wojnie. Wysłuchiwałam jego słów z uwagą. Często słyszałam w jego głoście zdenerwowanie, zniecierpliwienie a nawet smutek, lecz tego dnia, ku mojemu zdziwieniu, nic takiego nie miało miejsca. Jego oczy jarzyły się dumą, której nie widziałam od wielu miesięcy. Czyżby Polacy ożywili w brytyjskich lotnikach dawnego ducha walki? Chociaż w szpitalu słychać było rozmowy dotyczące polskiego dywizjony i liczne pochwały w kierunku Polaków, nie byłam w stanie się przekonać do ich wspaniałości. „Szczęściarze. Ludzie są tak zdesperowani, iż radują się przypadkowym powodzeniem paru lotników" – myślałam w głębi duszy.
CZYTASZ
Źródło Nadziei
Historical Fiction"Jeżeli nie macie o co walczyć, zginiecie z byle powodu" - Scott Glenn Bitwa o Wielką Brytanię, spadające na Londyn bomby, złowrogie Messerschmitty, przystojny Jan Zumbach i młoda pielęgniarka. Historia oparta na faktach, opowiadająca o nadziei, duc...