Stalowe Serca część 1

164 8 0
                                    

---1---


Mężczyznabiegł dysząc straszliwie. Czarna toga co rusz podchodziła mu podnogi skutecznie spowalniając go na kilka sekund. W pewnym momenciebiegnący, pomyślał i chwycił togę na wysokości kolan i biegłdalej. Ten zabieg spowodował że nie zatrzymał się już aż niedoszedł do drzwi wielkiego budynku. Szkoła miała okazałe wrota.Wykonane z ciężkiego, masywnego drewna. Zaopatrzona w pozłacaneozdoby. Mężczyzna dysząc szukał wzrokiem klamki. Metalowa obręczzawieszona na wysokości połowy prawych wrót sterczała i czekałaaż szatyn ją chwyci. Szybkim ruchem złapał ja i zaparł sięcałym ciałem by poderwać drzwi w swoją stronę. Te były dośćciężkie. Siłowanie się z nimi trochę mu zajęło. Na szczęściebył już w środku. Spojrzał na drzwi.

-Ciekawe jak otwierają je kobiety? - zapytał siebie po czym zacząłiść dalej. Susami pokonał schody na pierwsze piętro. Gdzie teraz?Rozejrzał się.

-Cholera gdzie to było? - zapytał. Mężczyzna zaczął gorączkowomyśleć. Nie pamiętał numeru sali w jakiej się odbywałauroczystość. Kurde, czemu jego pamięć tak go zawodziła, jakmusiał na niej polegać. Nagle jego ucho wychwyciło szumy ioklaski. Szatyn pstryknął palcami.

-Bingo. - rzucił w przestrzeń i zaczął biec w tamta stronę.Pokonał dwa długie korytarze. Na końcu trzeciego, widział jużdrzwi do których zmierzał. Obok nich stał mężczyzna, który wjakiejś posesji mógłby być wzięty za kamerdynera, który czekałz otwarciem drzwi. Jednak w tym miejscu, w żadnym wypadku nim niebył. Wysoki łysawy człowiek spojrzał zza okularów na biegnącegoszatyna.

-Pan Coronel. Czemu nie jestem zdziwiony? - powiedział pytająco.Mężczyzna dysząc spojrzał na osobę przy drzwiach.

-Psorze. Proszę niech mnie pan wpuści. - Coronel złożył błagalniedłonie. Profesor spojrzał na niego. Zdjął okulary i zaczął jeczyścić. Westchnął. Po chwili nałożył je znowu na nos.

-Zawszę się pan spóźniał. Nie ma pan zegarka przy sobie? -zapytał. Szatyn spuścił przepraszająco głowę. Potem spojrzałna nauczyciela błagalnie. - To jest najważniejszy dzień w moimżyciu. Nie chcę go zawalić. Niech pan mnie wpuści psorze. -prosił. Łysawy mężczyzna chciał odpowiedzieć coś ale na chwilęzamilkł słysząc kolejne oklaski zza drzwi. Chyba doszli do etapurozdawania świadectw. Coronel prawie podskoczył.

-To jak panie profesorze. Dogadamy się? - zapytał szybko. Czuł jakzaczął się pocić od całego stresu a każdy mięsień ściskasię, nie miłosiernie od nerwów. Profesor podniósł palecwskazujący i zaczął mówić.

-Arronie, jako twój nauczyciel dałbym ci nauczkę, żebyś jazapamiętał. W każdej...normalnej...okoliczności. - na chwilę sięzatrzymał. - Jednak nie zrobię tego z prostego powodu. To twójostatni dzień tutaj, w tych kremowo białych murach. Po za tym żalbyłoby stracić takiego geniusza w tej dziedzinie. - skończył.Potem nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Uszy profesora i szatyna,zalała wrzawa jaka wydobywała się z sali. Przez chwilę uszyArrona musiały się przyzwyczaić. Po chwili, wszedł do środka.Profesor zamknął za mężczyzną drzwi. Aaron rozejrzał się posali. Szukał swojego rocznika ale nie widział nikogo, ze znajomychtwarzy. Wszyscy byli ubrani w czarne togi, więc musiał szukaćznajomych twarzy a tych nie mógł na razie znaleźć. Szukał przedewszystkim Rona i Clary. Ich znał najlepiej i był pewien, że napewno rozpozna ich z twarzy. Zaczął powoli zmierzać do miejsca,gdzie mógł być najlepszy widok. Przedzierał się pomiędzyosobami przepraszając ich co rusz. W pewnym momencie wpadł na jakąśpostać która stała do niego plecami. Po słabo słyszalnymodgłosie jaki wydała z siebie potracona osoba, można byłowywnioskować że to na pewno jakiś mężczyzna. Arron przełknąłślinę. Miał nadzieję że nie rozpoczął właśnie, jakiejśkłótni. Na zakończenie roku wyglądało by to, niebywale słabogdyby miał jeszcze pobić się z kimś albo coś podobnego.Mężczyzna o blond włosach odwrócił się do niego. Spojrzał naniego. Chwila niepewności na szczęście, zamieniła się w radośćna twarzach obu mężczyzn.

FNAF: Stalowe SercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz