III

288 26 3
                                    

- Dzień dobry - słodko uśmiechnęłam się w stronę Alicji, tym samym budząc ją o 9 rano w piękny sobotni poranek.
- Mhm - mruknęła i przewróciła się na drugi bok ponownie zasypiając.
- Ej no! - udałam oburzenie. - Nie przyszłam tu po to, żebyś spała - burknęłam.
- No już, wstaję mała - mruknęła. - Nie marudź tak, bo nie da się spać - wyszczerzyła zęby.
Odpowiedziałam jej tym samym. Obie teatralnie za szeroko otwierałyśmy buzię, żeby pokazać nasze uzębienia w pełnych okazałościach.
- Chcesz naleśniki czy naleśniki? - zadałam jej głupie pytanie.
- Wybieram czy - równie głupio mi odpowiedziała.
- Ha ha - odpowiedziałam z sarkazmem. - A z czym sobie to "czy" życzysz? - mój głos wręcz tonął w obrzydliwej słodkości. - Z czymś zajebistym.
- Ja nie dam ci się zjeść.
- Jakoś wolę dżem, najlepiej truskawkowy.
- Tak jest, pani kapitan! - odpowiedziałam, żeby po chwili zasalutować. - Chcesz do tego kawę?
- Ma się rozumieć, majtku - zachichotała.
- Ktoś musi - powiedziałam do siebie.
- Coś mówiłaś czy wolisz zachować posadę? - zapytała z udawaną powagą.
- Nic, nic nie mówiłam, sir Zgniłodupa - ponownie zasalutowałam.
- Uważaj sobie - zagroziła mi. 
Posłałam jej buziaka, a następnie zabrałam się do gotowania.
- Nie rób naleśników - usłyszałam cichy, lecz wyraźny i stanowczy głos Ali.
- Czemu? Coś nie tak?
- Nie. Po prostu nie rób naleśników.
- Może być jajko? - po chwili namysłu dodałam - Sadzone?
- Tak - odpowiedziała po czym zmieniła pozycję z siedzącej na leżącą.
- Tylko nie przyśnij.
Wzięłam z lodówki sześć jajek. Usmażyłam je. Każda dostała po trzy, więc byłyśmy najedzone. Po posiłku obie rozłożyłyśmy się na sporej kanapie zajmującej pół salonu.
Nasz odpoczynek przerwało pukanie do drzwi.
- Spodziewasz się gości? - spytałam Alicję, która zdziwiona na równi ze mną pokiwała przecząco głową.
Poszłam otworzyć drzwi. W progu stał listonosz z wielkim bukietem róż w dłoniach.
- Panna Alicja Kid?
- Alaa! - mieszkanie wypełnił mój krzyk. - Przyszedł listonosz.
- Już, już. Nie wrzeszcz tak, bo obudzisz cały blok - spojrzała na mnie spode łba. - Gdzie podpisać? - dodała w stronę mężczyzny.
- Tutaj - pokazał jej miejsce na kartce częściowo zapełnionej różnymi podpisami.
- Już - szeroko uśmiechnęła się po postawieniu swojego nazwiska na dokumencie, dzięki czemu facet podał jej kwiaty. Zniknął po chwili rzucając na odchodnym ciche 'do widzenia'.
Zamknęłam drzwi i podążyłam w głąb mieszkania za Alą.
- Od kogo? - zapytałam zdziwiona.
- Nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia.
- Musimy się jakoś dowiedzieć.
- Ej! Po pierwsze te kwiaty są dla mnie. Tylko dla mnie - bardzo mocno zaakcentowała ostatnie zdanie. - A po drugie nie chcę wiedzieć. Ty też nie. Po prostu je wyrzucę i zapomnimy o całej sprawie.
- Wstaw je do wazonu, bo nie masz w domu żadnych roślin - mruknęłam. - Jeśli tak ci na tym zależy nie będę się mieszać w ten prezent czy cokolwiek to jest. Ale mimo to przyda się tu jakaś roślina. I solidne sprzątanie - dodałam po namyśle.
- Rób sobie co chcesz, ja mam zamiar poleżeć. - Idąc w stronę kuchni zadała mi jeszcze pytanie, czy chcę "soczek" na co ja szepnęłam ciche "nie".
- Mmm - gdy Alicja wróciła mruczała pod nosem jaki to ten sok jest dobry, a ja myłam okna w jej własnym mieszkaniu.
- Och, zamknij się - fuknęłam. Dziewczyna poderwała się jak oparzona.
- Możesz powtórzyć? Bo chyba nie dosłyszałam - widziałam w jej oczach iskierki złości.
- Nic.
- Myślę, że jednak coś powiedziałaś.
Chciałam już jej odpowiedzieć "Gówno, kurwa", ale jaki sens ma kłótnia?
- Że cię kocham, mój głupi pajacu.
W następnym momencie leżałam obok niej całując ją w nos.
- Tym razem ci się upiekło - szepnęła w stronę mojej szyi.
- Pomożesz mi? - wróciłam do tematu sprzątania.
- W zamian za minetkę - powiedziała wybuchając śmiechem.
- Jak sobie życzysz - mrugnęłam zachęcająco.
***
- O kurwa, już piętnasta - rzuciłam, gdy skończyłyśmy porządki.
- Ciesz się, że tylko piętnasta - odpowiedziała padając łóżko. - Zawsze mogło być gorzej. To co z tą minetą? - ponownie zaczęła się śmiać.
- Bardo śmieszne - mruknęłam wyciągając papierosa.
- Nie pal tu - jej mieszkanie zawsze mogło być zasyfione, brudne i obesrane, ale bez woni fajek, alko czy dragów.
- Pierdol się. Raczej powinnam wracać.
- To cześć - pocałowała mnie w policzek.
Wychodząc z bloku podpaliłam mojego L&Ma wciągając do płuc nikotynę.
Po drodze wpadłam na blondynkę. Wydawała się spieszyć, a przeze mnie musiała się zatrzymać i pozbierać stos książek, który wtrąciłam jej z rąk uderzając w nią barkiem, przez nieuwagę.
- Przepraszam - szepnęłam speszona pomagając jej.
Gdy nasze dłonie się zetknęły chcąc złapać za tą samą okładkę ona spojrzała na mnie, a ja nie miałam w zamiarze odwracać wzroku. Przez piękne dwie sekundy patrzyłam w jej ciemnobłękitne tęczówki.
Była piękna. Przepiękna. Cudowna. Po prostu ideał. Poczułam mrowienie w brzychu. Chrzanić dystans.
- Umówisz się ze mną? - palnęłam wstając, gdy skończyłyśmy.

MałaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz