Po skończonych lekcjach udałam się do supermarketu aby zrobić wspomniane wcześniej zakupy. Wzięłam wózek sklepowy i weszłam do środka. Podeszłam do działu z płatkami śniadaniowymi i wtedy coś kazało mi czym prędzej uciekać. Stłumiłam to przeczucie i dalej oglądałam kolorowe opakowania z słodkimi chrupkami. Nagle moje serce zaczęło bić mocniej i prawie nie mogłam złapać oddechu. Rozejrzałam się wokoło. Nikt tu prawie nie stał oprócz mnie i jakiejś kulejącej staruszki oglądającej pudełko z pastą do przyklejania protez. Staruszka ubrana była w moherowy berecik, włochaty sweterek i długą, brązową spódnicę. Nie mogła wyrządzić mi przecież krzywdy. Chyba że zacznie mnie tłuc klejem do protez. Mimo to nie mogłam się uspokoić. Mój instynkt kazał mi czym prędzej uciekać z tego miejsca. Ruszyłam więc przed siebie. Nikogo obok mnie nie było jednak czułam że coś mnie goni. Zaczęłam biec. Wiem musiałam wyglądać dziwnie biegnąc w mundurku szkolnym z wózkiem sklepowym po supermarkecie. Wybiegłam na dwór, porzuciłam wózek, plecak i zaczęłam biec szybciej (powinnam za ten sprint dostać 6 z W-Fu). Nie wiedziałam przed czym właściwie uciekam ani gdzie tak pędzę. Nie przejmowałam się też porzuconym plecakiem. Liczył się tylko bieg. Nagle zahaczyłam nogą o wysoki krawężnik i boleśnie upadłam. To sytuacja przypominała mi mój sen. Modliłam się aby tak nie było bo to by znaczyło że goni mnie ten potwór. Nagle poczułam że ktoś za mną stoi. Ogarnęło mnie przerażenie i nie mogłam złapać choćby najmniejszego oddechu. Bałam się odwrócić głowę. Naglę coś mną szarpnęło. Zaczęłam płakać chodź nie była to najlepsza pora. W tamtej chwili nie potrafiłam myśleć racjonalnie. Chwile później ktoś pomógł mi wstać i kazał iść za sobą. Normalnie bym się nie zgodziła jednak chciałam tylko się oddalać od zbliżającej się do mnie sile złej energii. Czułam że to coś jest coraz bliżej. Nie widziałam praktycznie nic przez moje łzy. Trzymałam tylko za rękę obcą mi osobę i zdawałam się w pełni na nią. Kilka razy o mało nie wpadłam na słup lub przewróciłam kosz na śmieci. Już zaczynałam mieć dość. Ciężko mi się oddychało a po upadku zraniłam się w kolano. Zaczynałam zwalniać. Wtedy ten ktoś powiedział mi że już niedaleko i że tu będę bezpieczna nie wierzyłam mu gdyż sądziłam że to ,, coś" i tak mnie dopadnie. W końcu usłyszałam dźwięk wkładania kluczy do zamka i otwieranych drzwi. Weszłam do środka jednak wciąż nic nie widziałam przez załzawione oczy. Moja widoczność opierała się na kilku rozmazanych, kolorowych plamach. Wtedy ten ktoś dał mi chusteczkę, abym wytarła sobie oczy. Chwyciłam ją drżącymi dłońmi a chusteczka o mało mi z nich nie wypadła. Kiedy wytarłam oczy od razu mi przeszło. Byłam w całkiem ładnie urządzonym korytarzu. Stała w nim duża, szklana szafa, mały, jasnoczerwony fotel, stolik z kilkoma zapachowymi świecami oraz duży obraz ze zdjęciem jakieś rzeki. Spodobał mi się jego wystrój. Spojrzałam na mojego ,, wybawcę ''. był to chłopak w miej więcej w moim wieku, miał brązowe włosy, które wpadały mu do oczu odcieniu błękitu. Ubrany był w pognieciony T-shirt z nadrukiem jakiś kresek i kropek, zwykłe dżinsy i sportowe buty ( które szczerze mówiąc lepsze czasy mają już za sobą). Nie wiedziałam ile tak staliśmy gapiąc się tylko na siebie aż w końcu mój umysł oprzytomniał i spytałam:
- Gdzie do cholery jestem?
-Dziękuje za pomoc by nie zaszkodziło- powiedział.
-Gdzie jestem?- spytałam ostrzejszym tonem.
-W bezpiecznym miejscu- odpowiedział jakby nigdy nic - Rozgość się zaraz przyjdzie Sam.
Nie mam najmniejszej ochoty zostawać tu ani chwili dłużej!- Krzyknęłam i ruszyłam w stronę drzwi. Lecz on był szybszy i złapał mnie za nadgarstek zanim zdążyłam do nich dojść. Próbowałam się wyrwać lecz on był za silny. Dałam więc sobie z tym spokój.
-Chcę wrócić do domu- powiedziałam drżącym głosem.
-Nie możesz opuszczać tego budynku- rozkazał mi - Jesteś w ogromnym niebezpieczeństwie.
-No co ty!- wykrzyczałam- Nie codziennie jakieś popa*rane coś mnie goni i jakiś równie popap*any gość mnie przed tym czymś ratuje!
-Widzisz jednak cię uratowałem..-zaczął.
-Jesteś okropny-podsumowałam.
-Może napijesz się Coli i zjesz kawałek wczorajszej pizzy- spytał.
Wow. Znalazł się mistrz kuchni.
-Nie dzięki. Albo dobra daj tą cole powiedziałam i poszliśmy do kuchni.
Szkoda że nie obok mnie Viany. Ona zawsze wiedziała co robić. Dopiero w kuchni uświadomiłam sobie że nawet ni wiem jak ten gość się nazywa. w sumie po co mi to skoro i tak długo tu nie zostanę.Moja ciekawość jednak zwyciężyła:
-Jak masz na imię?- spytałam.
-Jack-odpowiedział.
***
Hejka:) Co tam u was? Rozdział ten napisałam w przerwie między lekcjami ( nie ćwiczę na basenie) i mam na dzieje że wam się spodoba. Ok kończę i spadam do szkoły . Pozdrawiam Ania:>