Cisza. Cisza przed burzą. Byliśmy tam, 50 - ciu żołnierzy wysłanych do Iraku,aby przechwycić broń, która miała być przewożona na tym terenie. Ja byłem zastępcą dowódcy tej grupy. Czekaliśmy na odpowiednią chwilę. Mój przyjaciel Jim, siedział obok mnie. Odezwałem się :
- I jak pierwsza misja ? - Zapytałem z wymuszonym uśmiechem.
- No na razie nic się nie dzieje, ale i tak jestem podekscytowany - odpowiedział. Nie będziesz już taki uśmiechniety, gdy rozpęta się piekło - pomyślałem z goryczą. Pamiętam swoją pierwszą misję, tak jakby to było wczoraj. Skradanie się do kryjówki wrogów. Potem huk, po nim krzyk i zobaczyłem krew, mnóstwo, pierwszy ranny. Mina rozszarpała mu nogę. Podbiegł następny żołnierz, klęknął przy nim i założył mu opatrunek uciskowy. Spytał się dowódcy czy może przetranstportować cierpiącego w bezpieczne miejsce. Dostał zezwolenie, po chwili pobiegł w drogę powrotną z rannym na plecach, 5 minut i już go nie było widać. Posuwaliśmy się ostrożnie na przód aby uniknąć kolejnych poszkodowanych. Wybuch poinformował przeciwników o intruzach. Z pewnością czajili się gdzieś blisko by wyeliminować kolejnego żołnierza. Szef wydał rozkaz rozdzielenia się, połowę świerzuchów ( włącznie ze mną ) i drugą część doświadczonych żołnierzy wziął ze sobą a drugą grupę wysłał z jego zastepcą. Poszliśmy przodem, rozglądając się na wszystkie strony, czujni na każdy ruch. Nie minęło 10 minut a rozpętała się jatka. Pierwsza osoba padła od trafienia w głowę. Weszliśmy właśnie w teren zabudowany, schowałen się za jednym z budynków, za mną robili to samo kilku innych . Wszyscy mieli poniżej trzydziestu lat, tak samo jak ja. Zauważyłem jednego wyrostka który wyróżniał się od innych. Pytam się ile ma lat. - 20 - słyszę odpowiedź. Najmłodszy z grupy. Przed nami rozległa się seria strzałów, po nich krzyki zaskoczenia i bólu. Wychliłem głowę zza zabudowania. Widziałem leżących na ziemi naszych ludzi. Spojrzałem na inne budynki, w jednym z okien zauważyłem snajpera, wymierzyłem, przeładowałemm karabin i strzeliłem. Trafiłem, postrzelony wypadł przez okno. Rozglądałem się za innymi. Na razie było czysto, dałem znak, osobom za mną, żeby się rozproszyły. Biegły szybko do swoich kryjówek i rozglądały się za zagrożeniem. Ja już jednego zauważyłem, znów zacząłem celować i ponownie strzeliłem, tym razem mi się nie udało. Załatwił go Ralph, potężny mężczyzna, jeden z żołnierzy, którzy jeszcze zostali przy życiu. Kiwnąłem mu głową na znak podziękowania. 30 minut minęło zabiliśmy jeszcze 10 - ciu nieprzyjaciół. Cisza, nikogo nie było, przemieściliśmy się do jednego z bloków. Gdy już byliśmy w środku, widzieliśmy opartego o ścianę dowódcę. Nie żył, spostrzegłem ranę postrzałową w szyji. Wziąłem krótkofalówkę z ręki trupa. Próbowałem się skontaktować z oddziałem który został na zewnątrz.
- Dowódzco oddziału wilki zgłoś się. - powiedziałem. Po 5 minutach odezwał się roztrzęsiony głos
- Oddziału Wilków już nie ma zostałem tylko ja i jeszcze jeden człowiek. Zaatakowano nas od tyłu. My zbiegliśmy do lasu po zachodniej stronie.
- Czekajcie tam na nas, za chwilę do was dołączymy
- Dobrze, bez odbioru -
Szliśmy do bramy wyjściowej - Nagle moje wspomnienia przerwał głos Jimmiego
- Nadjeżdżają !!
- Przygotujcie się ! Pędem na swoje stanowiska żołnierze. - Zagrzmiał dowódca. Wykonaliśmy jego polecenie, i już po chwili obserwowaliśmy kolumnę samochodów terenowych, przeładowanych żołnierzami wrogiej armii. Gdy naszym oczom ukazał się cel, w postaci ogromnej ciężarówki. Dostaliśmy rozkaz, aby narazie śledzić nieprzyjacieli. Tak też zrobiliśmy. Jimmy był cały w skowronkach, to jego pierwsza misja, nie powinien się tak zachwycać. Co jest takie interesujące w strzelaniu do ludzi i w minach bądź granatach, pozbawiających ludzi kończyń, jak i również w zrytej psychice ? Rozumiałem to : był świerzakiem, nic jeszcze nie wiedzial o prawdziwej wojnie. Zatrzymali się w małej wiosce na obrzeżach gór. Ruszyliśmy do ataku. Kapitan twierdził że wygramy. Mylił się. Wszędzie dookoła słychać było huk wystrzałów. Młodemu od razu spełzł uśmiech z twarzy, gdy zobaczył co naprawdę dzieje się na takich misjach. Po niespełna 1 godzinie było nas tylko pięciu. Poddaliśmy się bez oporu. Prowadzili nas do jakiegoś budynku. W drodze, rozglądaliśmy się na wszystkie strony, oceniając sytuację do ucieczki. Widzieliśmy małe dzieci z pistoletami w rękach. Uczyli nas na szkoleniu, żebyśmy nie okazywali takim dzieciom żadnej litości. To walka o własne życie. Te młokosy nie są już małymi brzdącami, tylko wyszkolonymi maszynami do zabijania. Jesen błąd i już po tobie. Z myśli wyrwał mnie głos mężczyzny, który mnie prowadził. Znajdowaliśmy się przed potężnym gmachem w kolorze ciemnej zieleniu. Wprowadzono nas brutalnie do środka, i usadzono na krzesłach. Po czym przywiązali nas do nich. Jeden z tej bandy mięśniaków odezwał się w języku angielskim
- Kto was tu przysłał ? - Milczeliśmy
- Radzę wam odpowiedzieć, bo niedługo nie będę taki łaskawy i obedrę was ze skóry, powoli, abyście czuli to każdym nerwem. - Naprawdę zacząłem się bać. Wygląd tego człowieka, potwierdzał, że jest zdolny do wszystkiego a żeby wyciągnąć prawdę. Jednak nadal milczeliśmy.
CZYTASZ
Oszukany
AdventureEric ma świetną pracę, kolegów, narzeczoną. Niestety to wszystko się kończy gdy dostaje tajemniczy telefon z groźbami. Nic nie będzie już takie jak przedtem. Eric podejrzewa że związane jest to z jego przeszłością. Nie wie że to dopiero początek jeg...