01. If I fall

442 41 6
                                    

Poznałam Andy'ego dwa lata temu. Zaopiekował się mną: zbuntowaną szesnastolatką, która uciekła od rodziców, a po upływie jednego dnia odstawił z powrotem do domu. Dużo rozmawialiśmy, a on rozumiał moją sytuację i mówił, że miał podobnie. Po tym zdarzeniu nie miałam z nim już żadnego kontaktu.

Skyler

"Sweet dreams are made of this
Who am I to disagree?..."

Z przyjemnością słuchałam początku piosenki Marilyna Mansona na moim dzwonku, ale przecież w końcu musiałam odebrać.

Dzwoni mój najlepszy przyjaciel Ashley.

- To co? Wpadasz? - spytał chłopak.

- Przecież dobrze wiesz, że nie mam innego wyjścia - odpowiedziałam ze smutkiem.

- Dobra, wolisz iść na zakupy, czy zostajemy u mnie i oglądamy jakiś smutny film? - zaproponował chłopak.

- Ash, bardzo cenię to, że chcesz się tak dla mnie poświęcić, ale sam wiesz, że ja nie jestem typem, który chodzi co chwila na zakupy. Możemy zostać u ciebie?

- Pewnie, możesz nawet zostać na noc, jeśli twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko - nawet przez telefon wiedziałam, że znacząco poruszył brwiami.

- Wiem o czym myślisz, ty stary zboczuchu! A rodzice... rodzice to rzecz, która jako ostatnia powinna mnie obchodzić - wyznałam.

- Rozumiem, mała.

- Kiedyś zginiesz za to, że mnie tak nazywasz.

- Wiem - dodał uradowany Purdy.

- Postaram się być jak najszybciej - rzuciłam do telefonu i rozłączyłam się.

Na takie okazje zakładam zazwyczaj czarne, porwane dżinsy, biały podkoszulek z krzyżem i bordowe conversy przed kostkę. Moje proste, czarne włosy zostawiam na wolności, a do ręki biorę telefon i portfel na wypadek, gdybyśmy jednak gdzieś wyszli.

Od mieszkania chłopaka dzieli mnie tylko kilka przecznic, więc pokonanie tego dystansu nie zajmuje mi dużo czasu. Gorzej jest z przedostaniem się do drzwi wyjściowych bez zbędnej kłótni z matką, która zawsze ma coś przeciwko temu, żebym gdzieś wyszła. Zejście ze schodów i przejście przez salon połączony z kuchnią (w niej zazwyczaj przesiaduje) zajmowało mi więcej czasu, gdy nie chciałam zostać usłyszana.

Tym razem niespecjalnie się tym przejmowałam, bo chciałam szybko dotrzeć do Asha.

Ignorując obecność rodzicielki zbiegłam po schodach wyłożonych wykładziną i przebiegłam przez salon mając nadzieję, że nawet nie zauważy, kiedy wyszłam. Już chciałam otworzyć drzwi, ale w tym momencie matka, która pojawiła się znikąd mocno złapała mnie za nadgarstek.

- A ty gdzie się wybierasz dziecko?! - zapytała rozwścieczona.

- Nic ci do tego. Puść mnie! - próbowałam się wyrywać.

- Nigdzie nie idziesz bez mojej zgody, zrozumiano?! - krzyczała.

- Idę do kolegi i mam w dupie twoją zgodę! - wrzasnęłam jej w twarz i wyrwałam się.

Wybiegłam na werandę a następnie na nasz trawnik i na chodnik. Teraz szłam szybkim marszem. Za mną awanturowała się jeszcze matka krzycząc, że nie mam prawa się tak do niej odzywać i że jak wrócę do domu, to tego pożałuję. Pokazałabym jej środkowy palec, ale nie chciałam robić jeszcze większego widowiska dla sąsiadów, którzy musieli być świadkami tych awantur prawie codziennie.

Niebo było szare i ponure, zupełnie jak mój humor teraz.

Mimo, że nie było mi przykro ani smutno, to pod zaciśniętymi powiekami zapiekły mnie gorące łzy. Byłam wściekła, że ciagle musi tak być. Nie chciałam, żeby Ashley zobaczył mnie w takim stanie. Oczy miałam zapuchnięte od powstrzymywanego płaczu. Ze spuszczoną głową podeszłam do jednego z okien jego domu, żeby skontrolować swój wygląd.

- Boże... - wymruczałam sama do siebie oglądając swoje odbicie. - Ash sie przestraszy i doniesie na policję, że do jego domu przyszła Samara, albo inne świństwo.

W końcu się przemogłam i zapukałam do dużych, nowoczesnych drzwi dużego, nowoczesnego domu.

Chłopak otworzył niemal natychmiast. Długo mi się przyglądał próbując odczytać coś z mojej twarzy, zapominając o tym, że nie lubię, jak ktoś mi się przygląda.

Dalej stał, jedną ręką opierając się o framugę, a drugą o drzwi, nieświadomie zagradzając mi przejście.

Nagle podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Wtuliłam się w jego silne ramiona, na chwilę zapominając o wszystkich troskach.

- Dasz radę. Przejdziesz przez to. Słyszysz? To kiedyś minie. - przerwał, odciagając mnie na długość jego ręki, żeby zobaczyć moją reakcję. - a tymczasem chodźmy do środka, bo zrywa się niezły wicher.

Wysłuchałam chłopaka i razem weszliśmy do jego domu, spędzając tam naprawdę miły wieczór i korzystając z każdej chwili spędzonej razem, abym nareszcie mogła uznać ten dzień za udany.

____________

Woohoo pierwszy rozdział poszedł w sieć! Przepraszam, że tak późno, ale od trzech tygodni prawie nie miałam dostępu do wattpada (wyjazdy), poza tym coś się spieprzyło z poglądem i to opóźniło proces tworzenia. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.

Proszę o gwiazdki i komentarze, przyjmuję krytyki i pochwały, chcę wiedzieć, co myślicie o tym na górze xx

We'll keep marching ~ A. BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz