Rozdział I: Retrospekcja

520 33 7
                                    


Rap Monster


- Co teraz?!- słyszałem głos Jimina przedzierający się przez szum w mojej głowie.


Zakrwawione ręce drżały mi na kierownicy, a na szybie auta zaczęły pojawiać się pierwsze krople deszczu. Mój samochód stał na skraju lasu przy ogromnym drzewie. Nie wiedziałem co teraz. Kątem oka zobaczyłem jak Jimin odpala papierosa i wyciąga paczkę w moją stronę. Również zapaliłem i ujrzałem dwie niewielkie plamy krwi, jakie moje palce na nim zostawiły. Spojrzałem w głąb lasu, skąd przed chwilą wróciliśmy. My na prawdę to zrobiliśmy. Musiałem zachować zimną krew. Już nie mogliśmy tego cofnąć.


- Rapmon, odpowiesz mi wreszcie?! - zdenerwowany głos Jimina odciągnął moją uwagę od ciemności przed nami, spojrzałem na niego. Jego biała koszula była poplamiona tą samą krwią, co moja szara, a oczy skrzyły mu się dziwnym przytłumionym blaskiem.

- Nie wiem - odparłem wypuszczając dym z ust - Nie mam kurwa pojęcia. Żałujesz? - spytałem znienacka by wymusić jak najszczerszą odpowiedź.

- Nie. Ani trochę. Czy to coś okropnego? - odgarnął ręką włosy i wbił wzrok w moje oczy, po czym wskazał ręką w głąb lasu. - Ten sukinsyn na to zasłużył!

- Tak - ponownie wciągnąłem do płuc dym papierosa.


Choć brzmi to bezdusznie, to się z nim zgadzałem. Ten potwór, nie człowiek, który tam gdzieś leżał, odebrał nam przyjaciela. Należało wymierzyć sprawiedliwość, której nikt inny nie byłby w stanie zapewnić. My też zapłaciliśmy za to pewną cenę. Staliśmy się takimi samymi potworami jak on.


- Myślisz, że go znajdą? - spytał wyrzucając resztkę papierosa przez okno.

- Nawet jeśli, to zidentyfikowanie go sprawi niemałą trudność. Poza tym deszcz zmyje nasze jakiekolwiek ślady z miejsca zbrodni.

- Obyś miał rację. Jak coś, to byliśmy w barze mojego kumpla, on to potwierdzi. Jednak wolałbym, żeby alibi nie było nam potrzebne - wymusił uśmiech, a ja poklepałem go po ramieniu.

- Wracamy? - spytałem - Mam dość tego miejsca.

- Taa, ja też.


Drogę do domu przebyliśmy w ciszy. Zastanawiałem się, czy kiedykolwiek uda mi się o tym zapomnieć i od razu mogłem stwierdzić, że to niemożliwe. Takich rzeczy się nie zapomina, tak samo jak, ani ja, ani Jimin nie zapomnimy tego dlaczego to zrobiliśmy.


Tydzień wcześniej.


- Co jest do cholery z tym telewizorem - V próbował naprawić przedmiot w swój własny, wypracowany przez lata sposób: uderzając go tak długo, aż zacznie działać, jednak tym razem to nie działało.

- Pomóc ci? - spytałem.

- Sam umiem sobie poradzić - ofuknął mnie, a ja wyjąłem piwo z lodówki.

- Proszę bardzo - wzruszyłem ramionami, a ten męczył się dalej.

- Witam szanownych panów! - przez drzwi wszedł jak nigdy uradowany J-Hope, a to samo w sobie było podejrzane.

- A ty co te zęby suszysz? - spytałem, a ten spojrzał na mnie tak optymistycznie, że - słowo daję - zacząłem się poważnie obawiać, bo ostatnim razem gdy się tak uśmiechał, to okazało się, że dodał do zupy V środki na przeczyszczenie.

Kiedy zapłacze niebo || BTS fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz