Rozdział 1: Tajemnica

77 7 2
                                    

Kiedy wychodziłem od cioci z bloku było już ciemno. Latarnie włączyły się już dawno temu. Nie całe pół godziny później przeszedłem park i dotarłem do dworca. Chciałem być jak najwcześniej w domu by się wyspać po zakończeniu weekendu.

Spojrzałem na zegarek. Była pierwsza trzydzieści jeden w nocy. - cholera - zakląłem. Słychać było cykady i ciche przekomarzanie się ptaków na drzewach. Dało się odczuć delikatne muśnięcia wiatru. Dworzec w nocy wyglądał naprawdę urzekająco, lecz skrywał w sobie coś, czego teraz najbardziej się obawiałem. Każde puknięcie czy szmer wywoływał u mnie głęboki niepokój. Cichym krokiem niczym kot podszedłem do najbliższej ławki. Widniały na niej pozdzierane przez czas napisy czy inicjały a jedna z desek była wyłamana. Usiadłem i obejrzałem się dookoła. Podmuch zimnego wiatru zmroził mi nos. Miałem wrażenie, że snop światła ze stojącej niedaleko mnie latarni drży z zimna. Zaciągnąłem kaptur od bluzy i zacząłem pocierać ramiona by się trochę rozgrzać. Najbliższy pociąg do domu będzie za czterdzieści minut. Zacząłem myśleć o historii związanej z tym miejscem. Najsłynniejsza głosi, że za czasów drugiej wojny światowej zamiast dworca znajdowało się tu nazistowskie laboratorium pseudonauk. Naziści chcieli udowodnić nie istnienie piekła. Z niewyjaśnionych przyczyn laboratorium uległo zawaleniu a wszyscy badacze zginęli. Po dziś dzień rzekomo po północy da się poczuć trzęsienie ziemi i usłyszeć krzyki ofiar zdarzenia.

To nie może być prawdziwe - pomyślałem. Na bank jest to historia, która ma odstraszać małe dzieci od włóczenia się po nocach w takie miejsca. Wiadomo, że jest wręcz przeciwnie: chyba każdy z mojej byłej gimnazjalnej klasy maco najmniej jedną fotkę 'dla fejmu' w nawiedzonym parku przy dworcu.

Moje rozmyślania zostały przerwane przez nagły zgrzyt drzwi głównego budynku.

- Co do... - Serce podeszło mi do krtani. Przeraziłem się nie na żarty. Usłyszałem głośne ziewnięcie i dźwięk rozbijanej szklanej butelki. Dźwięk ten rozbiegł się echem po całym placu pomiędzy dworcem a parkiem. Wiatr zawiał jakby mocniej. Odruchowo wstałem, chciałem podejść do oddalonych ode mnie o trzydzieści metrów torów. Latarnie bardziej oświetlały tamto miejsce. Nie wiem dlaczego, ale przy źródle światła czułbym się bezpieczniej.

Ktoś odchrząknął. Na tyle głośno, że mogłem zlokalizować źródło dźwięku. Na schodach za mną znajdowała się postać mężczyzny. Nie mogłem dostrzec jego twarzy poza światłem lamp. Byłem przekonany że gapi się na mnie. Nikt normalny nie czeka na pociąg o tej godzinie w kompletnym mroku. Musiał być tam już wcześniej, gdyż nie usłyszałem jego kroków. Czy był to pijak, ćpun a może jakiś gangster? Tego nie wiem. Ale na pewno mógłby mnie teraz okraść albo pobić. Zimny dreszcz objął moje ciało. Nie odwracając się po raz drugi, szybszym krokiem zbliżałem się do oświetlonego peronu. Usłyszałem wyrazisty tupot kroków mężczyzny. Przyspieszyłem kroku, nieznana mi osoba odpowiedziała tym samym. Zacząłbym biec ale nie chciałem tego robić. W takim wypadku oddaliłbym się zbytnio od peronu a w ostateczności nie zdążyłbym na pociąg. Coś jakby cień mignęło w świetle lampy. Z nerwów zaczęło kręcić mi się w głowie. - Chyba świruję z powodu niewyspania i późnej godziny. - pomyślałem. Przetarłem oczy. A jednak nie świruje, przy lampie widniała drobna postura dziewczyny! Gdy tylko mnie ujrzała wskazała mi ręką na drzwi do opuszczonego budynku na terenie dworca i zaczęła biec we wskazaną przez siebie stronę potykając się o własne nogi. Teraz mogłem zrobić wyjątek, poprawiłem plecak i ruszyłem za dziewczyną.

Zardzewiałe drzwi otworzyły się z hukiem. Moim oczom ukazała się spora przestrzeń zagracona starymi, zardzewiałymi maszynami do montowania torów. Pośrodku pomieszczenia znajdował się przewrócony na bok wagon kolejowy. Dach wagonu był zdjęty do połowy a w środku leżały torby podróżne i rozłożony koc. Światła dostarczała tylko beczka z rozpalonymi wewnątrz papierami. Usłyszałem brzęknięcie. Mała postura wspinała się na wagon.

- Chodź szybko! -zawołała dziewczyna. Miała bardzo piskliwy młody głos.

- Jasne! -odpowiedziałem. Podbiegłem do krawędzi wagonu, który pokryty był sadzą i pajęczynami. Słysząc zbliżające się kroki wyraźnie goniącego mnie mężczyzny zacząłem się wspinać w ślad za dziewczynką.

- Hej młoda! Gdzie teraz? - krzyknąłem. Dziewczyna zwinnie zeskoczyła po przeciwnej stronie wagonu nie udzielając mi odpowiedzi. W moim umyśle szalały pytania: Czy może to nie pułapka? Może razem współpracują, chcą mnie porwać i żądać okupu? Jednak w tej chwili metr pięćdziesiąt w meloniku wydawał mi się mniejszym zagrożeniem niż prawie dwumetrowy dryblas, który pewnie jest w dodatku pijany. Dziewczyna zaczęła przesuwać kartony stojące za wagonem. Zeskoczyłem gdy ujrzałem ukryte schody na poddasze. Wbiegaliśmy po metalowych schodach. Usłyszałem szarpnięcie metalowych drzwi od wejścia do pomieszczenia. Czegokolwiek chciał ten mężczyzna, był już w środku. Musiał usłyszeć nasze głośne kroki w górę. Krzyknął tylko „schody!" i ruszył przed siebie. Jednak nie obrał tej samej ścieżki co my. Skręcił na bok, otworzył kolejne drzwi znikając za progiem. Poczułem szarpnięcie małej rączki za mój nadgarstek. - No nie przyglądaj się tak. Tracimy czas - stwierdziła. Mała istotka ubrana była w czarny top z jeansową kamizelką z ćwiekami, czarne legginsy z dziurami i czarne trampki. Na głowie miała czarny melonik, spod którego wystawały długie, brązowe włosy. Szyje zdobił śnieżnobiały komin. Przez szklane drzwi wybiegliśmy na coś w rodzaju balkonu. Przed sobą widziałem ławki i placyk przed parkiem. Miałem przewagę odległości nad napastnikiem. Dziewczyna nie puściła mojej ręki do czasu gdy dobiegliśmy do końca balkonu. Po prawej jego stronie była chyba część uszkodzonej wentylacji, na którą wspięła się dziewczyna.

Byliśmy na dachu. Podążałem za dziewczyną, która właśnie ratowała moje życie, każdy krok po dachu wydawał mi się zgubny. Myślałem, że zaraz się zapadnę i zniknę wśród uszkodzonych dachówek. Dziewczyna szła pewnym krokiem przed siebie. Kiedy dotarliśmy do krawędzi dachu usłyszeliśmy komunikat z radiowęzła: Pociąg osobowy ze stacji Sawbridgeworth do stacji Londyn nadjedzie do peronu drugiego. Prosimy nie zbliżać się do krawędzi peronu i nie przekraczać linii bezpieczeństwa. - Super! Za chwile przyjedzie ostatni pociąg a ja tkwię na dachu z dziewczyną, której nawet nie znam a po schodach wspina się jakiś koleś. W dodatku pode mną są tory a po obu stronach przepaść. Widać już jakiś zbliżający się pociąg. Stoimy nad przepaścią.

Ten pociąg nie zatrzyma się na tej stacji. Do pierwszego peronu zaraz nadjedzie tzw. 'towarówka' z węglem. Słychać syrenę wtórującą zamykającemu się szlabanowi przy ulicy. Usłyszałem huk, szyba pod nami właśnie się rozbiła. Jakby znikąd wziął się drugi mężczyzna na placu. Strzelał do nas! Łzy napłynęły mi do oczu. Pociąg za chwile przejedzie pod dachem na którym stoimy.

Nie chce umierać, nie chce, nie chce, nie!!

Dziewczyna uderzyła mnie w ramie. Gdy się odwróciłem była już w powietrzu. Wariatka! Skoczyła do jadącego wagonu z węglem. Nie wiem dlaczego ale zrobiłem to samo. Było mi już wszystko jedno. Czas jakby zatrzymał się w miejscu. Uderzyłem o coś twardego.

Zrobiło mi się słabo. Gdyby nie głos dziewczyny straciłbym przytomność.

- Jesteś cały blady -powiedziała drżącym głosem.

- Jesteś wariatką! Skąd wiedziałaś o tym przejściu? Jakim cudem trafiliśmy na jadący pociąg? Kim są kurwa ci goście?! Skąd się tu wzięłaś? - krzyczałem.

- Mieszkam tu! -wykrzyczała jeszcze bardziej piszczącym głosem. Po czym wstała i otrzepała się z pyłu węglowego.

-... a tak w ogóle to dokąd jedzie ten pociąg ? - zapytałem opanowując emocje.

- Do piekła, Luke -odpowiedziała uśmiechając się delikatnie.

Po tych słowach usłyszałem Tylko głośny syk. Zobaczyłem Tylko płomienie w których zniknęła nieznajoma.




Tropiciele | L.H ff [Przerwa w pisaniu]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz