Ta historia nie będzie zwyczajną opowieścią, jak wszystkie inne bajki, które do tej pory słyszeliście od swoich rodziców, od początku waszego istnienia. Kopciuszki, wróżki chrzestne i inne stwory tylko ciągnęły was wokół tematu za nos. Nazywam się Harry Styles. Moja historia jest z życia wzięta i happy end nie uraczył mnie jeszcze swoją wizytą, a przeżyłem już prawie 18 lat tego nieszczęsnego życia w samym sercu San Diego, mojego rodzinnego miasta. Happy end to inaczej życie z miłością mojego życia, a jak na razie nie zapowiada się na to nawet w jednym procencie, dlatego wybaczcie mi, gdy właśnie w tym momencie zrujnowałem wam sens istnienia.
Dobrego zakończenia nie ma. Umrzecie. Tyle w temacie.
Prawda była taka, że mogłem się zakochać w takiej dziewczynie, która zrobiłaby dla mnie wszystko. Od czyszczenia moich butów do robienia mi szybkiego loda w składziku na miotły pomiędzy wf'em a matematyką. Jednak moje serce mnie nie słuchało i wybrało najmniej oczekiwaną przeze mnie osobę.
Francescę Tramp
Fakt, była cheerleaderką i miała, cholerne, blond włosy, ale to nie zmieniało niczego, gdy pod uwagę braliśmy jej charakter i sposób bycia. Miła, uczynna, mądra, dobroduszna. Wszystkie te cechy składały się na jej osobę. Była prawie ideałem.
Prawie, ponieważ wśród tych wszystkich cech skrywała się jedna, której tak strasznie unikałem w wyborze moich 10-cio minutowych partnerek. Nazywali ją czystością, jednak ja wolałem nazywać to po prostu ludzką głupotą. Szczególnie w jej przypadku, gdy cała szkoła codziennie oglądała jej piękne kształty, a ją przykrywał jedynie materiał cieńszy od mikrofibrowego ręcznika.
Czasami zastanawiałem się, czy ona przypadkiem nie czyta w moich myślach, jednak zawsze w porę orientowałem się, że ona ma przecież chłopaka, Dylana Sparksa. Bum! Kolejny punkt, z listy idealnych partnerek, pt."wolna i do wzięcia" zostaje skreślony wielkim pisakiem, zostawiając po sobie jedynie długi, czarny ślad.
Co lepsze nie łączyła mnie z Dylanem żadna wspólna więź, dlatego bez skrupułów mogłem urywać mu głowę w moich myślach i przeklinać go za to, że nie jestem w jego skórze.
Jak dla mnie ich związek był paradoksem.
Ona - cicha i niewybijająca się z tłumu.
On - głupek, który do niedawna prowadził bardzo bogate życie towarzyskie.
Do tego wszystkiego konkuruje ze mną o koszulkę kapitana drużyny...
Acha, no tak. Wy przecież jeszcze niczego o mnie nie wiecie. Wybaczcie mi. Zaraz naprawię tę sprawę.
Jak już wiecie mieszkam w San Diego wraz z moją rodziną. Matką, ojcem i młodszą siostrą, która jest niewyobrażalnie wkurzającą osobą. Czasami zastanawiam się, czy diabeł nie podrzucił jej przy porodzie... Wracając do mnie, bo o to tu właśnie chodzi.
Chodzę do Point Loma High School wraz z innym tysiącem ludzi i pewnie w tym momencie stwierdzicie, że bycie zauważalnym na korytarzu jest niemożliwe. A jednak! Można powiedzieć, że moja paczka znajomych należy do grupy osób popularnych, przez co mamy o wiele łatwiejsze życie. Przynajmniej jeżeli chodzi o znalezienie moich partnerek, które proponują mi wyprawy do schowka.
Wraz z Jasonem Kollem, moim najlepszym przyjacielem, należymy do drużyny lacrossa, White Wolfs, już od 2 lat naszej potyczki licealnej, dlatego to w tym roku zdobędę w końcu tytuł kapitana i pokażę Fran, że Dylan to zwykła ciota.
- Rizz! - potrząsam głową, wracając myślami na boisko, gdzie aktualnie się znajdowałem. Rozdrażniony spoglądam na wkurzonego trenera, który, z założonymi rękoma i mocno czerwoną twarzą, czeka na mnie przy pasie startowym naszej szkolnej bieżni. Szybko podbiegam do niego, rozglądając się dokoła w poszukiwaniu moich kumpli z drużyny. Biegli równym tempem, pokonując linię 50 metra.
CZYTASZ
🔜 Stupid Guy |H.S.
FanfictionZnajomość Harry'ego i Fran od początku wydawała się logicznie niemożliwa. Ona, jako nieśmiała dziewczyna, mało miała wspólnego ze światem chłopaka zakochanego w sporcie, przebojowego, zabujanego w swoim wlasnym 'ja'. Co jeżeli jego pasja przeniesie...