3. Nazwisko

3.6K 221 10
                                    

Przejechałem palcem bo napisie wyrytym na korze i spojrzałem na Caluma. Z całych sił starał się hamować łzy, ale niezbyt mu to wychodziło. Na jego policzkach pojawiły się mokre plany. Usiedliśmy na trawie.

-Nie zdążyłeś mi jeszcze powiedzieć, jak było z Cliffordem-mruknął.

Zaczęło robić mi się niedobrze na samą myśl o Michaelu.

-Ten gnojek chciał forsę-powiedziałem.-Dużo forsy.

-Ile?

-W sumie dwa miliony-westchnąłem.

-A to debil-stwierdził.-Pewnie coś jeszcze wymyślił?

Przytaknąłem.

-Jakimś cudem dowiedział się, że moi starzy wracają ze Stanów-westchnąłem.-Nic więcej nie powiedział, ale groził też Dylan.

Hood się nieco zaniepokoił.

-Czyli znowu trzeba będzie mieć na nią oko. I na lotnisku musimy ich uprzedzić. Dobrze, że wysłałem Irwina, żeby odwiózł ją do szkoły.

-Dzięki.-Zerknąłem na zegarek.-Zaraz będzie trzeba po nią jechać.

-W takim razie cię nie zatrzymuję-oznajmił i podniósł się z miejsca.

Dotarłem na miejsce kilka minut przed dzwonkiem. Wysiadłem z samochodu i oparłem się o jego maskę. Odruchowo przeczesałem włosy.

Wreszcie uczniowie zaczęli wychodzić z budynku. Obok mnie przeszła grupka koleżanek w skąpych spódniczkach. Zauważyłem, że wszystkie wlepiły we mnie spojrzenie, jakbym był wyjątkowo dużym kawałkiem mięsa. Przewróciłem oczami, ale przez ciemne okulary nie mogły tego zobaczyć.

Jedna z dziewczyn odważyła się skierować w moją stronę. Kiedy była już blisko, poczułem obrzydliwie silny zapach kwiatowych perfum.

-Cześć-zaczęła uwodzicielskim tonem.-Chodzisz do naszej szkoły? Bo jakoś nigdy cię nie widziałem.

-Cześć-odpowiedziałem sucho.-Pracujesz w burdelu? Bo chyba cię ostatnio tam widziałem.

Wytrzeszczyła na mnie oczy, ale zaraz załapała, o co mi chodziło. Prychnęła pod nosem i odeszła obrażona do swoich przyjaciółek, kręcąc tyłkiem na prawo i lewo.

Przeniosłem wzrok na wejście do szkoły. Zauważyłem w tłumie rudą czuprynę. Uniosłem kąciki ust, ale znowu spoważniałem, bo dostrzegłem, że Danielle nie była sama. Obok niej szedł jakiś chłopak i szeroko się uśmiechał. W dodatku ona także się uśmiechała. Koleś miał ciemne włosy i bladą cerę, jakby w ogóle nie wychodził na słońce. Sprawiał wrażenie chodzącego ideału i kogoś zbyt uroczego, żeby mogła się nim zainteresować.

Pożegnała się z chłopakiem i podbiegła do mnie. Zawołał jeszcze za nią "do zobaczenia jutro!", a mnie aż skręciło w żołądku.

-O, hej-przywitała się pogodnie.-Długo czekasz?

-Nie, przed chwilą przyjechałem-odparłem szczerze starając się nie zaciskać tak zębów.-Kto to był?

-Och, to tyko Jamie Evans.-Machnęła ręką.-Wszytko w porządku.

Dopiero teraz przyłapałem się na tym, że marszczę brwi.

-Nie podoba mi się on-rzekłem.

-Uch, niby czemu? Bo jest normalny? Bo nie ma spieprzonego życia?

Zignorowałem te pytania.

-Jedźmy już-rzuciłem.

W drodze powrotnej, dziewczyna cały czas patrzyła w okno i przez to nie widziałem jej twarzy. Byłem na siebie zły, ale co mogłem porazić? Wolałem chuchać na zimne niż mieć potem kolejne kłopoty.

-Nie powinnaś zadawać się z przypadkowymi nieznajomymi-odezwałem się.

Odwróciła się w moją stronę.

-Nie jestem już dzieckiem, Luke-burknęła.-Mogę robić to, na co mam ochotę.

-Czy ty się kompletnie niczego nie nauczyłaś przez ostatni miesiąc?-Cała ta sytuacja zaczynała poważnie wyprowadzać mnie z równowagi.-Chcę tylko, żebyś była bezpieczna.

-Więc twoim zdaniem powinnam siedzieć posłusznie zamknięta w swoim domu i całkowicie odizolować się od świata?

-Nie. Po prostu bądź ostrożna.

Ponownie wróciła do wpatrywania się w szybę.

Wieczorem musiałem odreagować, dlatego upewniając się, że auto Ashtona na pewno jest zaparkowanie na tyłach domu Danielle, pojechałem do klubu, w którym od czasu wypadku spotkałem ją po raz pierwszy. Tego dnia było w nim więcej ludzi, ale nie zniechęciło mnie to. 

Przedarłem się przez tłum spoconych ciał i usiadłem przy barze. Zamówiłem jednego z kolorowych drinków i omiotłem wzrokiem salę. Mimo wczesnej pory dużo osób było już poważnie wstawionych i ledwo trzymało się na nogach.

Cholerne małolaty.

Nagle zauważyłem coś, co mnie bardzo zainteresowało. W odległym końcu pomieszczenia, ale nie aż tak odległym, abym go nie dostrzegł, pod ścianą stał nie kto inny, jak ten chłopak, z którym rozmawiała Danielle. Z trudem przypomniałem sobie jego nazwisko. Wypiłem szybko zawartość swojej szklanki i ruszyłem w jego stronę.

-Słuchaj, Evans-próbowałem przekrzyczeć dudniącą mi w uszach muzykę-lepiej zostaw w spokoju Dylan, chyba że chcesz mieć ze mną do czynienia.

Zauważyłem, że był o kilka centymetrów ode mnie niższy, dlatego czułem się trochę pewniej.

-Okay, wyluzuj.-Uniósł dłonie w geście obronnym.-Nie mam zamiaru odbijać ci dziewczyny.

-To wcale nie jest moja dziewczyna-wycedziłem zanim ugryzłem się w język.

-Więc w czym problem?-nie rozumiał.

Puściłem to mimo uszu.

-Masz się od niej trzymać z daleka-warknąłem i odszedłem do wcześniejszego miejsca. Barman posłał mi uważne spojrzenie.

-Coś jeszcze podać?-zapytał.

-Cokolwiek, byle było mocne-mruknąłem.

Skinął głową. Chwilę później przede mną pojawiło się naczynie prawie po brzegi wypełnione bursztynowym trunkiem. Rzuciłem banknotem na blat i przystawiłem sobie krawędź szklanki do ust.

________

Luke zazdrośnik.

Nie wiem czy jutro będzie jakiś rozdział tutaj, bo wybieram się na jeden dzień w góry. Ale pociągi jeżdżą tak wolno, więc to będzie zależne raczej od weny.

Czytasz=komentujesz

Trzymajta sie!

Good/Bad Boy | Luke HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz