Przejechałem palcem bo napisie wyrytym na korze i spojrzałem na Caluma. Z całych sił starał się hamować łzy, ale niezbyt mu to wychodziło. Na jego policzkach pojawiły się mokre plany. Usiedliśmy na trawie.
-Nie zdążyłeś mi jeszcze powiedzieć, jak było z Cliffordem-mruknął.
Zaczęło robić mi się niedobrze na samą myśl o Michaelu.
-Ten gnojek chciał forsę-powiedziałem.-Dużo forsy.
-Ile?
-W sumie dwa miliony-westchnąłem.
-A to debil-stwierdził.-Pewnie coś jeszcze wymyślił?
Przytaknąłem.
-Jakimś cudem dowiedział się, że moi starzy wracają ze Stanów-westchnąłem.-Nic więcej nie powiedział, ale groził też Dylan.
Hood się nieco zaniepokoił.
-Czyli znowu trzeba będzie mieć na nią oko. I na lotnisku musimy ich uprzedzić. Dobrze, że wysłałem Irwina, żeby odwiózł ją do szkoły.
-Dzięki.-Zerknąłem na zegarek.-Zaraz będzie trzeba po nią jechać.
-W takim razie cię nie zatrzymuję-oznajmił i podniósł się z miejsca.
Dotarłem na miejsce kilka minut przed dzwonkiem. Wysiadłem z samochodu i oparłem się o jego maskę. Odruchowo przeczesałem włosy.
Wreszcie uczniowie zaczęli wychodzić z budynku. Obok mnie przeszła grupka koleżanek w skąpych spódniczkach. Zauważyłem, że wszystkie wlepiły we mnie spojrzenie, jakbym był wyjątkowo dużym kawałkiem mięsa. Przewróciłem oczami, ale przez ciemne okulary nie mogły tego zobaczyć.
Jedna z dziewczyn odważyła się skierować w moją stronę. Kiedy była już blisko, poczułem obrzydliwie silny zapach kwiatowych perfum.
-Cześć-zaczęła uwodzicielskim tonem.-Chodzisz do naszej szkoły? Bo jakoś nigdy cię nie widziałem.
-Cześć-odpowiedziałem sucho.-Pracujesz w burdelu? Bo chyba cię ostatnio tam widziałem.
Wytrzeszczyła na mnie oczy, ale zaraz załapała, o co mi chodziło. Prychnęła pod nosem i odeszła obrażona do swoich przyjaciółek, kręcąc tyłkiem na prawo i lewo.
Przeniosłem wzrok na wejście do szkoły. Zauważyłem w tłumie rudą czuprynę. Uniosłem kąciki ust, ale znowu spoważniałem, bo dostrzegłem, że Danielle nie była sama. Obok niej szedł jakiś chłopak i szeroko się uśmiechał. W dodatku ona także się uśmiechała. Koleś miał ciemne włosy i bladą cerę, jakby w ogóle nie wychodził na słońce. Sprawiał wrażenie chodzącego ideału i kogoś zbyt uroczego, żeby mogła się nim zainteresować.
Pożegnała się z chłopakiem i podbiegła do mnie. Zawołał jeszcze za nią "do zobaczenia jutro!", a mnie aż skręciło w żołądku.
-O, hej-przywitała się pogodnie.-Długo czekasz?
-Nie, przed chwilą przyjechałem-odparłem szczerze starając się nie zaciskać tak zębów.-Kto to był?
-Och, to tyko Jamie Evans.-Machnęła ręką.-Wszytko w porządku.
Dopiero teraz przyłapałem się na tym, że marszczę brwi.
-Nie podoba mi się on-rzekłem.
-Uch, niby czemu? Bo jest normalny? Bo nie ma spieprzonego życia?
Zignorowałem te pytania.
-Jedźmy już-rzuciłem.
W drodze powrotnej, dziewczyna cały czas patrzyła w okno i przez to nie widziałem jej twarzy. Byłem na siebie zły, ale co mogłem porazić? Wolałem chuchać na zimne niż mieć potem kolejne kłopoty.
-Nie powinnaś zadawać się z przypadkowymi nieznajomymi-odezwałem się.
Odwróciła się w moją stronę.
-Nie jestem już dzieckiem, Luke-burknęła.-Mogę robić to, na co mam ochotę.
-Czy ty się kompletnie niczego nie nauczyłaś przez ostatni miesiąc?-Cała ta sytuacja zaczynała poważnie wyprowadzać mnie z równowagi.-Chcę tylko, żebyś była bezpieczna.
-Więc twoim zdaniem powinnam siedzieć posłusznie zamknięta w swoim domu i całkowicie odizolować się od świata?
-Nie. Po prostu bądź ostrożna.
Ponownie wróciła do wpatrywania się w szybę.
Wieczorem musiałem odreagować, dlatego upewniając się, że auto Ashtona na pewno jest zaparkowanie na tyłach domu Danielle, pojechałem do klubu, w którym od czasu wypadku spotkałem ją po raz pierwszy. Tego dnia było w nim więcej ludzi, ale nie zniechęciło mnie to.
Przedarłem się przez tłum spoconych ciał i usiadłem przy barze. Zamówiłem jednego z kolorowych drinków i omiotłem wzrokiem salę. Mimo wczesnej pory dużo osób było już poważnie wstawionych i ledwo trzymało się na nogach.
Cholerne małolaty.
Nagle zauważyłem coś, co mnie bardzo zainteresowało. W odległym końcu pomieszczenia, ale nie aż tak odległym, abym go nie dostrzegł, pod ścianą stał nie kto inny, jak ten chłopak, z którym rozmawiała Danielle. Z trudem przypomniałem sobie jego nazwisko. Wypiłem szybko zawartość swojej szklanki i ruszyłem w jego stronę.
-Słuchaj, Evans-próbowałem przekrzyczeć dudniącą mi w uszach muzykę-lepiej zostaw w spokoju Dylan, chyba że chcesz mieć ze mną do czynienia.
Zauważyłem, że był o kilka centymetrów ode mnie niższy, dlatego czułem się trochę pewniej.
-Okay, wyluzuj.-Uniósł dłonie w geście obronnym.-Nie mam zamiaru odbijać ci dziewczyny.
-To wcale nie jest moja dziewczyna-wycedziłem zanim ugryzłem się w język.
-Więc w czym problem?-nie rozumiał.
Puściłem to mimo uszu.
-Masz się od niej trzymać z daleka-warknąłem i odszedłem do wcześniejszego miejsca. Barman posłał mi uważne spojrzenie.
-Coś jeszcze podać?-zapytał.
-Cokolwiek, byle było mocne-mruknąłem.
Skinął głową. Chwilę później przede mną pojawiło się naczynie prawie po brzegi wypełnione bursztynowym trunkiem. Rzuciłem banknotem na blat i przystawiłem sobie krawędź szklanki do ust.
________
Luke zazdrośnik.
Nie wiem czy jutro będzie jakiś rozdział tutaj, bo wybieram się na jeden dzień w góry. Ale pociągi jeżdżą tak wolno, więc to będzie zależne raczej od weny.
Czytasz=komentujesz
Trzymajta sie!
CZYTASZ
Good/Bad Boy | Luke Hemmings
SonstigesNie bądź głupi, Luke. Więc odwróć się i zapomnij, co widziałeś. _______ Druga część Good/Bad Girl.