12.furia

727 44 9
                                    

Moja wczorajsza rozmowa z Lydią, przyprawiła mnie o wyrzuty sumienia. Widziałam, jak dyskretnie próbowała poruszyć temat o Isaacu, a ja cały czas to ignorowałam. Strasznie mi przykro, że nic jej nie powiedziałam, o tym co się pomiędzy nami wydarzyło. Jest przecież moją najlepszą przyjaciółką. Uznałam, że jak się trochę po tym pozbieram to jej powiem, a teraz schodzę na dół energicznie się rozciągając. Chyba jestem już na tyle silna, by pójść do szkoły. W każdym razie nie chętnie, ale nie mogę się wiecznie ukrywać. Gdy dostrzegam tatę, popijającego kawę i co łyk zamieniającego kilka słów z mamą, robi mi się przykro. Bez zastanowienia podbiegam do niego i rzucam się mu w objęcia. Nieświadomie z moich ust lecą słowa Dziękuję. Widzę ten podejrzliwy wzrok taty, znaczący ale za co?, więc staram się mu coś odpowiedzieć Za to, że jesteś. Tak naprawdę nie miałam tego na myśli, chociaż to też jest prawdą. Po prostu przypomniałam sobie o tym pieprzonym Laheyu i o rezerwie z jaką odnosił się do niego tata. W każdym razie miał rację. Ja byłam po prostu głupia i zapatrzona w tego cholernego bajeranta. Myśl o nim, sprawia że pobolewa mnie głowa, przez co skupiam uwagę rodziców.

To nic takiego- odpowiadam , próbując udawać, że mnie już nie boli.

Poprawiam swój wiśniowy sweter i idę ku drzwiom, jednak nie zdążam przejść na drugą stronę, gdyż zatrzymuje mnie tata:

- Poczekaj, myślisz, że pozwolę mojej zakatarzonej córce iść na piechta przez miasto? O nie, nie kochana. Żaden rozpuszczony gnojek, nie będzie woził cię po mieście.-chyba zauważa moją niepewną minę.- myślisz, że nie wiedziałem, że po ciebie przyjeżdża? Ha, widzisz JESTEM WSZĘDZIE. Z naciskiem na ,,WSZĘDZIE".

Cały czas dręczy mnie pewne pytanie, postanawiam się na nie zebrać:

-Tato?- pytam się dłubiąc w paznokciu. Nie jestem pewna czy to zrobić, ale słysząc potwierdzającą odpowiedź taty, kontynuuje- Powiedz mi, dlaczego nie lubisz Isaaca?

- Bo to taki skurwysyn jest.

-Mianowicie?

-No chodził, kiedyś po tych wszystkich nieczystych dyskotekach i pieprzył wszystkich, których się dało. O raz nawet była taka sprawa, że prowadził po pijaku i potrącił dziewczynę. Zginęła na miejscu, jednak sprawę uniewinniono i się kręci znowu na wolności. A mógłby cholernik pognić w pudle. -zrobiło mi się nie dobrze. ISAAC LAHEY ZABIŁ CZŁOWIEKA! Nie może mi to przejść przez głowę. Czemu, nic mi na ten temat nie powiedział? Czy w ogóle miał zamiar? Nienawidzę go,- nienawidzę go podwójnie. Moje myśli zagłuszają, dalsze hejty taty. Marudzi, że nie potrzebnie się z nim spotykam i takie typu rzeczy. Mam ochotę się wydrzeć, żę już tego nie robię, ale nie chce doprowadzić się do łez.

Gdy jesteśmy pod szkołą, trzaskam drzwiami samochodowymi i wychodzę, zostawiając tatę z wielkim znakiem zapytania na twarzy. Na korytarzach jest pusto, a czego wnioskuję, że już dawno temu był dzwonek na lekcję. Gdzieniegdzie słychać, odgłos wyjmowanego mopa. Zmierzam ku srebrnym drzwiom od sali biologicznej. Gdy skrzypliwie się otwierają, kilka naście par oczy wgapia się we mnie. Rozpoznaję w nich wzrok Laheya. Ignoruję go. Zamiast usiąść koło niego, siadam kilka ławek wcześniej i to w 1 sektorze. Kątem oka widzę, że się na mnie patrzy. Dupek z niego! Może on chce mnie zabić lub coś. Po chwili orientuję się, że siadłam z Theo, który posyła mi lekki uśmiech. Odwzajemniam go i rozpakowuje książki. Lekcja mija powoli. Co jakiś czas zerkam na siedzącą niedaleko Lydię. Uśmiecha się do mnie sztucznie, pewnie już mniej więcej wie, co się stało. Zaczynam się źle czuć. Wybiegam z sali ile sił w nogach i biegnę w stronę łazienki. Słyszę za sobą stukot butów i to nie jednej pary. Biegnę dalej, aż w końcu zatrzymuję się w damskiej łazience. Po mnie wbiegają do niej kolejno, Theo i Isaac. Przez ciało przechodzi mi dreszcz. Automatycznie wykrzykuję na cały korytarz:

-Idź stąd Isaac! Idź do jasnej cholery i nigdy nie pokazuj mi się na oczy!- wypowiadając ostatnie słowa wybucham płaczem. Czuję na sobie objęcia Theo, który delikatnie masuje mnie po głowie.

-Powiedziała idź stąd! Ogłuchłeś?- rzuca Theo.

-Nigdzie nie mam zamiaru iść jak ty tu jesteś!- Isaac staje bliżej niego. Nie wytrzymuję drę się na całą szkołę

-Zniszczyłeś mi życie, kurwa! Idź albo pogadamy inaczej!- Poczułam przeszywający ból- znajomy ból. Patrząc na swoje dłonie, zauważam, że wychodzą z nich ogromne pazury. Przemieniam się...



~Hej dzisiaj lekki rozdział, ale mam nadzieję, że ciekawy. Jak to wszystko się potoczy, dowiecie się czytając dalej :)


Be my alpha/                                                 ~~~Isaac Lahey                               Teen Wolf ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz