Prolog

66 3 1
                                    

Imprezy w Los Angeles są największym wydarzeniem w mieście. Nawet, jeżeli odbywają się w każdy weekend. No chyba, że ktoś tam się zaleje, to ma imprezę cały tydzień. 

W mojej dzielnicy nie jest spokojnie. Nie jest też jakoś źle. To nie BRONX, ale blisko mu do tego. Zawsze chciałam tam mieszkać, hm...może uda mi się wynieść z Compton i uciec do Nowego Jorku. Marzenia, których nigdy nie uda mi się spełnić. Jednak muszę mieć marzenia, bo inaczej zdechłabym na tym świecie. 

- Siedzisz jak dziwka.

- Lubisz to - spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem zakładając nogę na nogę. Ma szczęście, że jest moim przyjacielem. Robi dobre drinki, więc go nie zabiłam. Jeszcze. Uścisnęliśmy sobie dłonie i z powrotem rozejrzałam się po klubie, szybko sprawdzając karteczkę którą dostałam.

"Czarny garnitur, koło blondi, nie spieprz tego ;)"

Przewróciłam oczami skupiając się na moim celu. To będzie łatwe. Gdy tylko udało mi się uchwycić z nim kontakt wzrokowy. Co nawet nie było trudne. Gdy tylko zauważył, że siedzę sama ruszył w moją stronę.

Och, zaczynajmy zabawę.

Usiadł koło mnie rozwalając się jak typowy chłopak. Spojrzałam na niego i napiłam się drinka. 

- Nieczęsto tu bywasz - zagadał - eh, nawet dobrze nie umie zacząć rozmowy. No, ale cóż. Praca to praca. Pokazałam mu swój najlepszy uśmiech mając ochotę zrzygać się.

- Rzadko patrzysz w te rejony, zresztą to mój klub - oblizałam powoli usta lekko odwracając się  w jego stronę. Daję mu pięć minut, najwyżej zabije go na oczach innych. I tak nikt nie zauważy, wszyscy są zjarani albo pijani. 

- Wow, więc witam panią prezes - przysunął się do mnie, wyciągając rękę - mam na imię Matt, uwielbiam twój klub - jego oczy świecą się jak perełki, mogę mu wcisnąć każdy kit. 

- Hailey - uścisnęłam jego dłoń - to ostatnie co będziesz mówił - mruknęłam pod nosem, co zagłuszyła muzyka, więc nie usłyszał.

- Może chcesz się napić? - spojrzał na pustą szklankę przysuwając się jeszcze bardziej. Okej koleś, zniosę cię jedynie na wyciągnięcie ręki. 

- Chyba mam lepszy pomysł - nachyliłam się wstrzymując oddech od jego jakże cudnych perfum, które śmierdzą gorzej niż niektóre stare babcie, oczywiście, nie żebym coś do nich miała. Ja bardzo kocham moją babcię, w życiu nie pozwoliłabym jej krzywdy zrobić. No i ona nie śmierdzi - chodźmy w ustronniejsze miejsce - muskam placami jego udo - wiesz...ta muzyka - zachichotałam. 

Jego oczy chyba bardziej się świecić nie mogą. Jezu człowieku, kiedy ty ostatni raz ruchałeś? Chociaż to się i tak nie stanie, bo nim zdąży rozpiąć spodnie, kulka z mojej broni będzie w jego głowie. No cóż, taka praca. Wstał zbyt szybko, przez co jego marynarka uniosła się ukazując broń. 

Okej, co tu się do chuja dzieje?

Podał mi dłoń jakby nigdy nic. Wygładzając sukienkę wstałam łapiąc jego lekko spoconą dłoń. Człowieku co z tobą nie tak?! Mydła i wody nie widziałeś?

Ruszyliśmy w stronę schodów, przy których nie bez przyczyny wstały drzwi ewakuacyjne. 

- Może chodźmy się przewietrzyć...tam tez może być fajnie - mam nadzieję, że usłyszał. Kręcąc tyłkiem, co tylko miało go zachęcić wyszłam na zaplecze.

Czekając aż zamkną się drzwi odwróciłam się z uśmiechem. Nie, żebym nie była do tego przyzwyczajona, ale widok broni wycelowanej prosto we mnie, nie jest moim ulubionym widokiem.

- Panno Baldwin, cóż za miła niespodzianka. - uśmiechnął się szeroko kierując broń na moje piersi. - kiedy to się ostatnio widzieliśmy? 

- Twój szef zapomniał ci wspomnieć, że nie lubię niespodzianek? Chyba też zapomniał powiedzieć, że umrzesz. - zaśmiałam się i wyjęłam szybko broń spod sukienki kierując w jego głowę - tak mi przykro. Miło było cię poznać. 

- Nie pozwolisz mi poznać cię lepiej? - uniósł brew. Grał na czas. Zaraz się osika ze strachu. Jego ręka drży jakby miał padaczkę. Kogoś ty mi wystawił, Bieber?

- Chciałabym, ale praca ważniejsza. Żegnaj - jeden strzał prosto w głowę. Dzięki tłumikowi, odgłos był znacznie cichszy. Koleś był takim idiotą, miał ponad minutę na zabicie mnie. A on wolał rozmawiać. Gratulację. 

Głuchy upadek martwego ciała. Kroki. Kopnęłam broń przeciwnika w stronę śmietników. 

- Brawo, zaimponowałaś mi, chociaż mało zrobiłaś. - spojrzałam w górę. W wejściu stał Justin.

Uniosłam brew. To trzecie zlecenie dla niego. Daje mi same gówna.

- Nie jestem tu po to, żeby wyrównywać za ciebie rachunki, Bieber. Wiesz, że nie tym się zajmuję. Jak koleś wisiał ci kasę, trzeba było wysłać swoich goryli. Mam ciekawsze rzeczy do zrobienia. - Zabezpieczyłam broń chowając ją od razu.

- Wiem kochanie, wiem. - zszedł ze schodów kierując się w moją stronę - już niedługo będziesz w swoim żywiole. To było ostatnie takie zlecenie. - podszedł do mnie bardzo blisko, naruszając moją przestrzeń osobistą - Zapraszam Cię do mojego klubu. Jutro. Porozmawiamy o interesach. - szeptał do mojego ucha, na co chciałam go zabić. - Punkt 17. 

Odsunął się i wyjął telefon. Prawdopodobnie dzwonił do kogoś, żeby posprzątał ciało.

Boże, potrzebuję drinka. Teraz.


*******

Witam serdecznie. 

Nowe opowiadanie z Hailey i Bieberem w roli głównej. Hm...będzie się działo. Mam przygotowany cały zarys opowiadania. 

Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 

Zapraszam na zwiastun opowiadania, który sama zrobiłam: http://youtu.be/mlATHiWEZdE


Killer CoupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz