-Zawsze?
-Zawsze.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.Patrzyłam na mojego synka, który bawił się widelcem w talerzu ze spaghetti i byłam pewna, że nie mogę mu dawać złudnych nadziei, że dotrzymam obietnicę taką jakiej nie dotrzymał pewien zielonooki osobnik, który teraz pewnie biegał jak wariat po scenie albo układał swoje niesworne loczki. Nikt nigdy nie jest dla nikogo zawsze. Czasem możemy pobyć z kimś trochę dłużej, a czasami trochę krócej. Nigdy nie wiemy, kiedy los postanowi zapukać do naszych drzwi i oznajmić, że zmienił trochę scenariusz naszego życia. Wszystko co było, zniknęło. Wszystko co jest zniknie. Wszystko co będzie, nie zostanie...
Przekonałam się o tym na własnej skórze. Jednak co było nie wróci, bynajmniej nic nie będzie takie samo.
Z czasem trzeba zostawić przeszłość za nami i nie zważając na to kto lub co nam ją rozjaśniało iść przed siebie. Zapomnieć o niej i pomyśleć tak jakby nigdy jej nie było. Zacząć życie z nową kartą. Zacząć od teraźniejszości i nią żyć. Bo w końcu życie jest takie jakie sobie namalujemy...
Problem polega w tym, że nie każdy umie malować...-Mamusiu, zjadlem juz *- z rozmyślań wyrwał mnie zadowolony głos małego bruneta.
Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po serwetkę, by wytrzeć nią twarz malca.
-Smakowało?-spytałam i wyrzuciłam papier do kosza po drodze wkładając naczynia do zmywarki.
-Mhm.
Pokręciłam głową i ponownie usiadłam na krześle obok synka.
-Co chcesz dzisiaj robić?
Leo popatrzył na mnie i przechylił główkę w bok myśląc.
-Jestem zmęcony-zaczął marudzić.
Westchnęłam ciężko i pokręciłam głową.
-Jest dopiero piętnasta, słoneczko.
-Ale opowies mi bajeckę i będzie dwusiesta.
-Nie dwusiesta, tylko dwudziesta, kochanie-pogłaskałam synka po jego brązowej burzy małych loczków i uśmiechnęłam się ciepło.
Zajęczał tylko i spojrzał na mnie obużony.
-Mamo! Jestem juz dorosly! -powiedział zły i strzepnął moją rękę z jego głowy.
Westchnęłam i uniosłam ręce w geście poddania.
-Wiesz, że dorośli nie słuchają bajek?
-Ale, mamo...
-No dobrze, dobrze już. Chodź.
Wstałam i skierowałam się do sypialni Leo, gdzie usiadłam na wygodnym łóżku i zaczęłam zastanawiać się nad bajeczką na dzisiejsze popołudnie.Pokoik Leo był dość duży, pomalowany na ciepłe odcienie błękitu. Szara podłoga i biały sufit rozświetlały dodatkowo pokój, a wielkie okno przysłonięte było śnieżnobiałą roletą. Wszelkie dodatki występowały w najróżniejszych barwach błękitu, a meble były białe.
Mały zielonooki stworek wpadł do pokoju chwilę po mnie i od razu zatopił się w miękkiej pościeli. Zaśmiałam się i spojrzałam na niego. Chłopiec położył się pod kołderkę i wychylił zza niej jedynie głowę. Popatrzyłam się na niego dopóki nie zaczął marudzić.
-Mamo, co z tą bajecką?
-Ach, tak, kochanie już.
Zajęłam miejsce obok niego i wpatrzyłam się w biały sufit. Przeglądnęłam w mojej głowie spis treści i wybrałam bajkę, która nie została jeszcze nigdy opowiedziana mojemu synkowi.
Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się na wspomnienia.
-Dawno, dawno temu...
-Mamo, ale ja nie chcę bajecki o księznickach!
-Wbrew wszystkiemu ona wcale nie jest o księżniczkach...
Dawno, dawno temu, gdzieś w małym miasteczku na północy Anglii mieszkało dwóch przyjaciół. Chłopiec i dziewczynka. Brunet i szatynka. Harry i Lily...Znali się bardzo długo, bo bawili się razem w piaskownicy...Byli nierozłączni, kiedy jedno nie chciało iść do starej ciotki, drugie z nim szło i razem trwali w męczarniach cioci Lucyny. Im starsi byli tym bardziej byli ze sobą związani. Chodzili razem do przedszkola i świetnie się bawili. Nie obchodziły ich inne dzieci. Mieli siebie nawzajem i to im wystarczało. Rzadko kiedy bawili się z innymi, bo wystarczyło im swoje towarzystwo. Niemal wszystko robili razem.
Pewnego dnia usiedli razem na drzewie i rozmawiali o swoich marzeniach. Chłopiec powiedział, że zawsze marzył o sławie i śpiewaniu. Dziewczynka natomiast miała dość skromne marzenie, ponieważ chciała chociaż raz znaleźć się w stolicy i skorzystać z jednej z najbardziej znanych atrakcji- londyńskiego oka...
Mały brunet obiecał wtedy swojej przyjaciółce, że zabierze tam ją i razem będą mogli spełnić marzenie małej Lily... Dziewczynka bardzo się z tego powodu cieszyła i wierzyła, że kiedyś w końcu skorzysta z popularnej atrakcji. O tej obietnicy pamiętała cały czas... Harry bardzo lubił spełniać dane przez niego obietnice. Uwielbiał kiedy na twarzy szatynki widniał uśmiech. Uwielbiał, kiedy była szczęśliwa. Z czasem przybywało co raz więcej obietnic, które Harry chciał dotrzymać...Jednak na jego koncie nadal zostały dwie niespełnione obietnice, które nie wiadomo czy kiedyś się spełnią...
Otworzyłam zaszklone oczy i popatrzyłam na śpiącego synka. Odgarnęłam delikatnie kilka loczków, które spadły mu na czoło i ucałowałam go w nie. Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi. Odwróciłam się ostatni raz i szepnęłam:
-Obiecaj mi, synku, że nigdy nie będziesz składać obietnic, których i tak nie dotrzymasz...
-Obiecuję, mamo.
Utkwiłam wzrok na jednak nie śpiącym Leo i pokręciłam głową.
-I tak tego nie dotrzymasz, Leo...*~*
*Błędy specjalnie ;)
Witajcie, Bears :*
Oto drugi już rozdział "Junior Styles", a pierwszy w moim wykonaniu ;) Mam nadzieję, że podpadnie wam on chociaż trochę do gustu i zostaniecie tutaj trochę dłużej, by czytać wypociny moje jak i LovedNemo :) Poza tym to nie wiem co sądzić o tym rozdziale...
Dziękuję za uwagę i do napisania ;)
~Heavenly_Clary