Lily pov's
Z dość głębokiego snu wybudziła mnie uporczywa muzyczka budzika, który stał na szafce nocnej. Jęknęłam głośno i przeciągnęłam się wydając przy tym dźwięki podobne do kota. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu i westchnęłam głęboko. Było dopiero kilka minut po szóstej, a ja już muszę szykować się do pracy. Pokręciłam zrezygnowana głową, gdy przypomniałam sobie ile rzeczy muszę zrobić w dzisiejszym dniu i szczerze powiedziawszy już miałam jego dość. Musiałam znaleźć prezent dla mojego małego loczka, bo jego urodziny zbliżały się wielkimi krokami. Życzyłam sobie sama powodzenia wiedząc jak ciężko było znaleźć coś, co zadowoliłoby malca i jednocześnie nie zmniejszyłoby drastycznie mojego budżetu. Praca jako kelnerka w kawiarni naprawdę nie przynosiła wielkich zysków. Nie raz ledwo co starczało mi na opłacenie rachunków za mieszkanie. Najgorsze były jednak pory świąteczne i miesiące, kiedy trzeba było robić prezenty na czyjeś urodziny. Zawsze starałam się odłożyć jakąś część pieniędzy z wypłaty, ale to wcale nie było takie łatwe... Nigdy nie wiesz, kiedy przyjdzie czas na większe wydatki. Musiałam się więc liczyć z każdym wydanym i uzbieranym groszem, gdyż nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie mi głodować. Czasami myślałam jak to dobrze miał Harry, który nie musiał się martwić o tak błahe rzeczy jak ja. Nie miał problemów z matematycznymi obliczeniami czy aby na pewno starczy mu pieniędzy na cały miesiąc z wodą i prądem... Nie miał zmartwień czy znajdzie w swoim portfelu chociaż kilka złotych na lizaka dla dziecka... Nie musiał się martwić praktycznie o nic w życiu.
Jednak on to on, a ja to nikt...
Muszę się pogodzić, że już nigdy nie będzie tak jak było...
Czas znaleźć jakąś lepszą pracę...
To była chyba najlepsza myśl jaką miałam w głowie od odejścia Harrego...
***
Szłam żwawym krokiem przez miasto uważnie oglądając wystawy wszelkich wystaw sklepowych, które w swoim asortymencie miały słodycze lub zabawki. Leo, który aktualnie przebywał u swojej babci, uwielbiał wszystko co było słodkie, miało duże oczy i ładny zapach.
Westchnęłam ciężko i otworzyłam drzwi prowadzące do sklepu z zabawkami. Weszłam do pomieszczenia i zamrugałam kilka razy.
Chyba pomyliłaś sklepy, Lily...
Faktycznie, to był czysty raj dla małych brzdąców...
Ale nie dla mojego portfela...Wzruszyłam ramionami i postanowiłam zagłębić się w głąb sklepu.
Najwyżej nic nie kupię...
Mijając pierwsze regały, nic oprócz dużych cen nie rzucało mi się w oczy.
Szłam obojętnie dalej, co jakiś czas patrząc na ceny produktów, które chwilowo przyciągały czymś moją uwagę. Co chwilę wzdychałam cicho patrząc na naprawdę duże kolejki z okazałymi lokomotywami czy wielkie puzzle z rysunkami potężnego Hogwartu.
Mijając ostatni regał, moim oczom ukazał się średniej wielkości pingwinek o pięknych, dużych oczkach w kolorze niebieskim i wykonanych z przytulnego materiału skrzydełkach. Oczarowana wpatrywałam się w niego kilka minut dopóki nie uświadomiłam sobie, że mogłabym go kupić mojemu aniołkowi.
Uśmiechnęłam sie do siebie pod nosem i podeszłam bliżej pluszaka. Wyciągnęłam do niego ręce i spróbowałam go zdjąć z wysokiej półki sklepowej. Niestety za nic nie mogłam go dosięgnąć. Próbowałam wiele razy, skakałam i podskakiwałam próbując złapać chociaż za nogę nielota, jednak na wiele to się nie zdało... Chyba, że miałabym liczyć o małe nieprzewrócenie regału i dziwne spojrzenia reszty ludzi. Nie moja wina, ze jestem aż taka mała, ludzie!
Westchnęłam ciężko. Jakkolwiek bym nie próbowała to i tak moje starania były na marne. Spojrzałam ostatni raz na pluszaka i rozglądnęłam się za obsługą, ale jak na złość żadna osoba się tutaj nie kręciła. Już miałam odchodzić zrezygnowana, ale nagle poczułam za sobą czyjąś obecność. Zostałam delikatnie przesunięta przez czyjeś dłonie, a po chwili trzymałam już w rękach słodkiego pingwina.
Obróciłam się i otworzyłam lekko usta. To kogo zobaczyłam momentalnie wprawiło mnie w zły nastrój, lecz nie dałam tego po sobie poznać. Uśmiechnęłam się delikatnie do bruneta i wyszeptałam ciche 'dziękuję'.
- Nie ma za co- zielonooki uśmiechnął się serdecznie.
-Jest za co! Nie miałam już kompletnie pomysłu na prezent dla syna, a ten pingwin pojawił się jakby z nieba- zaśmiałam się.
Zachowuj się normalnie...
Tak jakby wszystko było okey....
Ale on mnie do cholery nie pamięta! Jak tu zachowywać się normalnie?! Nie łatwo zachować zewnętrzny spokój i opanowanie, kiedy w środku aż krzyczysz ze zdenerwowania i rozpaczy. Najchętniej popłakałabym się tutaj i nie zważając na otoczenie położyła na podłodze i wtuliła w coś miękkiego co pozwoliłoby mi się uspokoić. Pamiętałam, że zawsze, kiedy byłam w podobnym nastroju, mogłam się wypłakać w ramię Harrego, a on tylko siedział i głaskał mnie czule po głowie co chwile szepcząc podnoszące na duchu słówka.
Jednak teraz, kiedy on to wszystko zakończył, nie miałam już komu się wyżalić. Łzy ostatni raz spłynęły po mojej twarzy po jego odejściu...
Jednak kiedy zrozumiałam, że nie wróci, przestałam uświadamiając sobie, że nie jest wart moich słonych łez.
Nikt nie był...
Tylko jak zachować się jak gdyby nigdy nic i udawać, że widzę go pierwszy raz na oczy tak jak niby on mnie, kiedy stoi przede mną i cieszy się jak mysz do sera...
-Cieszę się, że mogłem pomoc- Harry wyszczerzył się jak głupi, a mnie coś ukuło w sercu.
Kochałam jego uśmiech, który jeszcze kilka lat temu był zarezerwowany dla mnie. Odwzajemniłam gest, bo nie mogłabym zrobić inaczej i już miałam się wycofać, kiedy loczek znowu przemówił.
- Ja szukam prezentu na urodziny dla córki Louis'a.
- Och. Nie wiedziałam, że ma córkę.
Nie powiem, ale trochę sie zdziwiłam, kiedy Harry powiedział mi o tym, że Lou ma córkę. Zawsze myślałam, że czeka na syna, ale najwidoczniej myślenie nie jest moją najmocniejszą stroną.
-Szczerze to ja też nie- głupio się uśmiechnął, a ja parsknęłam śmiechem.
-Nadal potrafisz rozśmieszać tymi swoimi dennymi żartami- uśmiechnęłam się, ale dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego co powiedziałam.
-Co?- zmarszczył brwi i popatrzył na mnie spod przymrużonych powiek, na co mimowolnie na mojej twarzy pojawił się mały uśmieszek.
- Ugh. Chodzi mi o to, że pomimo tylu lat i wzrostu sławy, nadal się nie zmieniłeś i jesteś jak dawny Harry z One Direction.
Brunet rozpromienił się w jednej chwili i pokiwał głową.
-Ile lat ma twój syn ?- zapytał po chwili.
- Teraz będzie obchodził swoje czwarte urodziny.
Może i Harry mnie nie pamiętał, co raniło moje serce niemiłosiernie, ale to, że spytał o swojego synka, o którym nawet nie miał pojęcia, trochę zmniejszyło mój ból pod lewą piersią.
-To tak jak Rose- zamyślił się, a potem rozglądnął po sklepie.
-Kto?
-Ach tak, wybacz. Rosi to córka Louis'a- wytłumaczył mi chłopak i ponownie nerwowo omiótł spojrzeniem wnętrze pomieszczenia.
-Och, ładne imię- posłałam mu ciepły uśmiech i zaczęłam powoli się obracać.
-Jeszcze raz dziękuję Ci za ściągnięcie pingwiniastego, mam nadzieje, że znajdziesz coś dla Rose.
-Och, tak, dzięki.
Miałam już w końcu na dobre odejść i skierować się do kasy oraz dać brunetowi spokój i pozwolić mu iść w jego kierunku, kiedy coś nie pozwalało mi tego zrobić.
-Harry?!- zawołałam jeszcze, gdy byłam niedaleko kas.
Odwrócił się z pytającym wyrazem twarzy i zachęcił mnie do mówienia.
-Hm ?
- Chcę tylko abyś wiedział, że...
Nadal cię kocham i pragnę byś mnie pamiętał...
- Że będziesz powodem wielkiego uśmiechu na twarzy Leo...
Nie patrząc już więcej na mojego byłego odeszłam wraz z pluszakiem do kasy i zamknęłam oczy.Harry pov's
Stałem niedaleko niskiej dziewczyny i patrzyłem się na nią szczerząc się przy tym jak nienormalny, kiedy ona najzwyczajniej w świecie próbowała ściągnąć jakąś maskotkę, ale jej wzrost na to nie pozwalał.
W końcu kiedy miała zamiar już odejść postanowiłem wkroczyć do akcji i bohatersko pomóc jej ze ściągnięciem, jak się okazało po bliższym zbadaniu sytuacji, uroczego pingwinka. Sam bym go wziął dla Rose.
Szatynka przypominała mi kogoś, jednak nie mogłem sobie nikogo przypomnieć. Nawet szukając w spisie treści moich byłych nie znajdowała się tam podobna do uroczej szatynki dziewczyna...
Wszystkie moje byłe to zwyczajne tlenione blondynki w przy krótkich spódniczkach i bluzkach.
Rozmawiając z nią przez te kilka minut potrafiłem dostrzec, że nie jest zbytnio szczęśliwa... Wydawało się, że czytałem z niej jak z otwartej księgi, pomimo że nie wyglądała na osobę towarzyską.
Im dłużej na nią patrzyłem, tym bardziej wrażenie, że skądś ją znam rosło... Kilka scen widzianych jak przez mgłę przewijało się przez mój umysł, a ja zawsze widziałem te same brązowe włosy i nic więcej...
Myśl, że wyglądała znajomo trochę mnie zdenerwowała, choć nie wiem dlaczego. Zacząłem się rozglądać po sklepie, co dziewczyna zauważyła i czym prędzej się ze mną pożegnała...
Harry, ty idioto !
Westchnęłam i pokręciłem głową...
Kiedy juz myślałem, że zniknęła na dobre, to odezwała się do mnie ostatni raz:
-Harry?
-Hm?
- Chcę tylko abyś wiedział, że będziesz powodem wielkiego uśmiechu na twarzy Leo.
Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i patrzyłem za oddalającą się dziewczyną...
Leo...,Leo...Jutro nigdy nie umiera, Harry...
*~*
Badums !
Witajcie kochani !
Jak widzicie wreszcie opublikowałam tą nieszczęsną czwórkę...
Męczyłam się z nią kilka dni... Nie wiem dlaczego, ale moja nieuchwytna wena znowu mnie opuszcza :/Przepraszam, że dodaję ten rozdział trochę późno, ale szkoła i to wszystko powoli mnie wykańcza -.-
Obiecuję poprawę i zdradzę wam tajemnicę ( ćś, tylko nie mówcie mojemu Nemo, że wam ją zdradziłam ;)
Kolejny rozdział ( właśnie w wykonaniu Nemo) pojawi się w nie tak wielkim odstępie czasowym jak mój ;)
Czyż to nie wspaniała wieść :p ?!
Wasza
~Heavenly_Clary