Two

107 8 0
                                    

To cholernie boli. Pustka, strata, smutek. Nie wiedziałam już, jak określać to wszystko co czułam. Brakowało mi uczuć, słów, chęci. Miałam wrażenie, że wszystko zmieniło się o 180 stopni, że tak naprawdę, nic mi już nie zostało.

Pewnie was dziwi to, że w ten sposób przeżywam śmierć cioci, bo przecież przeżyłam śmierć rodziców, jeszcze większą stratę. Niestety śmierć zawsze niesie ze sobą te wszystkie pieprzone uczucia i cierpienie. Nie można płakać mniej albo więcej w zależności od tego, kto umarł. Nie, u mnie to nie działało w taki sposób. Grunt zawalił mi się pod nogami i miałam wrażenie, że jeden krok w przód i spadnę, będąc pewną, że mogę się już nie podnieść.

Nawet nie wiedziałam, czy chciałam wstawać. Co za cholerna sprawiedliwość?! Dlaczego życie zabiera mi każdą osobę po kolei, która jest mi bliska? Dziadkowie, rodzice, teraz ciocia. Przecież to wszystko było tak cholernie bez sensowne.

- Kochanie. - usłyszałam. - Musimy już iść. Czas.

Nacisnęłam klamkę w drzwiach od auta i powoli wyszłam z niego. Tak cholernie nie miałam ochoty patrzeć na tych wszystkich zapłakanych ludzi, wujka Zacka, który na pewno tu już jest. Poczułam na swoim ramieniu dotyk kobiecej dłoni. Uśmiechnęłam się mgliście do Sophie. Byłam im bardzo wdzięczna, że przyjechali ze mną szmat drogi, na pogrzeb Cameli. Sama nie dałabym rady. Z dwóch stron ujęli mnie pod rękę i ruszyliśmy w przód. Sukienka, puszczona wolno od pasa, w czarnym kolorze łaskotała mnie w kolana. Buty na niskim koturnie, zaczęły zapadać się w miękkiej ziemi.

Cholerna sztuczność. Ciocia zmarła w wypadku samochodowym, jej ciało, jak i auto doszczętnie spłonęło. Dlatego nie było trumny, lecz mała urna w której był palec. Jedyna część jej ciała, którą odnaleziono. To było obrzydliwe, straszne, tragiczne i nie do pomyślenia. Nigdy nie przypuszczałam, że będę musiała przeżyć coś takiego.

- Chodźmy tam.

- Byłam na tylu pogrzebach, że wiem, gdzie do cholery mam stanąć. - burknęłam na Briana, czego nie powinnam robić. - Przepraszam, ja po prostu..

- Shh.. - objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Jak dobrze, że był tu ze mną.

Stanęliśmy wokół głębokiej dziury w ziemi, gdzie miała być spuszczona urna z "prochami" Cameli. Na dziurze, w poprzek była położona drewniana kładka, na której stała ów urna. Ludzie podchodzili i na około kładli pojedyncze kwiaty, bukiety i wiązanki pogrzebowe. Było tak dużo ludzi, że dotarcie na miejsce dla rodziny zajęło nam naprawdę sporo czasu. Ciocia była malarką, artystką i byłam pewna, że jest tu pawie całe miasteczko, doliczając okoliczne wsie. Ciocia była szanowana, bardzo znana. Przyszli, by uczcić jej osobę i po raz ostatni powiedzieć "żegnaj".

- Zebraliśmy się tutaj, by pożegnać naszą siostrę Camelię Stohl, szanowaną, uczciwą i dobroduszną kobietę, która na zawsze pozostanie w naszych sercach. - usłyszałam głos pastora. OD tego momentu w mojej głowie przelatywały pojedyncze wspomnienia związane z ciocią. Uśmiechałam się nieznacznie. Wcale nie zamierzałam jej żegnać. Czułam, że ona ze mną jest.

~*~

- Najszczersze wyrazy współczucia, panno Evans.

- Najszczersze kondolencje, Eveline.

- Camelia była cudowną osobą, nadal nie mogę uwierzyć w to, co się stało.

Mijałam dziesiątki ludzi, którzy powtarzali mi w kółko to samo. Miałam ich już dość. Wraz z moimi przyjaciółmi zmierzyliśmy w kierunku drzewa, przy którym stał mój wujek, palący cygaro. Wiedziałam, że nie wyszedł z nałogu.

The Devil Game.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz