Rozdział 2

84 5 1
                                    


Sama nie wiem czemu, ale widząc w jakiej sytuacji znajduje się obecnie Louis, przykucnęłam i przytuliłam go. Chłopak znieruchomiał. Po chwili odsunęłam się od niego. Widząc, że nadal drży z zimna szybko ściągnęłam swoją kurtkę i podałam mu ją. Spojrzał na mnie zaskoczony.

-Nie... Ja... Nie mogę jej przyjąć... -zaczął protestować.

Nie zwracając uwagi na jego dalsze protesty ściągnęłam z niego koc i niemal siłą założyłam mu kurtkę. Z powrotem zarzuciłam na niego koc. Kurtka była trochę za mała, ale na pewno teraz było mu o wiele cieplej. Widziałam wdzięczność na twarzy Louis'a. 

-Ale... Teraz ty zmarzniesz... -wyszeptał chłopak. 

-Och, o mnie się nie martw... -powiedziałam i wpadając nagle na pomysł dodałam. -Poczekaj chwilę, zaraz wracam.

Odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku wejścia do kawiarni. Po chwili byłam już w środku. Rozejrzałam się wokół. Nie było tu za dużo ludzi. Nagle przypomniałam sobie po co tu jestem, potrząsnęłam głową na boki i spojrzałam przed siebie. Kolejka nie była za dużo. Przede mną były tylko dwie osoby. Nie musiałam długo czekać zanim znalazłam się przy kasie.

-Poproszę dwie gorące czekolady na wynos -powiedziałam szybko.

-Dobrze, coś jeszcze? -zapytała mnie kasjerka.

-Nie to wszystko.

Po chwili podała mi cenę. Wyciągnęłam portfel z torebki i podałam kobiecie odpowiednią sumę pieniędzy. Czekałam kilka minut zanim mogłam wyjść z kawiarni z moim zamówieniem. Kiedy byłam już na zewnątrz spojrzałam w stronę gdzie powinien siedzieć Louis. No właśnie powinien. Lecz na jego miejscu pozostała tylko moja kurtka. Podeszłam bliżej, odłożyłam kubki na chodnik i założyłam kurtkę z powrotem na siebie. Podniosłam napoje i jeszcze raz rozejrzałam się wokół siebie. Nagle moją uwagę przykuły okruchy na chodniki. Można powiedzieć, że tworzyły szlak, który gdzieś prowadził. Nie miałam bladego pojęcia czy doprowadzi mnie to do Louis'a, czy to nie jakiemuś dzieciakowi upadły te okruchy, ale postanowiłam ruszyć ich śladem. Szłam już dość długo. Powoli traciłam nadzieję, że go znajdę. Nagle przystanęłam. Okruchy skończyły się przy jakimś ciemnym zaułku pomiędzy blokami. Rozejrzałam się mniej więcej po nim dalej stojąc w miejscu. Praktycznie nic tu nie było nie licząc wielkiego zielonego kontenera na śmieci. Usłyszałam nagle jakiś cichy szelest w jego okolicach. Wzięłam głęboki oddech. To moja ostatnia nadzieja. 

-Błagam aby okazało się, że to on -wyszeptałam i ruszyłam przed siebie. 

Szłam powoli, co chwilę się rozglądając na boki. Westchnęłam. Byłam już obok kontenera. Powoli spojrzałam za niego. Jaka była moja ulga kiedy zobaczyłam skulonego chłopaka okrytego kocem. Miał opuszczoną głowę. Nie zauważył mnie jeszcze. Podeszłam bliżej. Kucnęłam przed nim, odłożyłam kubki na bok i lekko przytuliłam Louis'a. Podniósł zaskoczony głowę. Chyba nie podejrzewał, że zdecyduję się za nim pójść. Odsunęłam się. Wzięłam jeden z kubków i niemal wcisnęłam do ręki niebieskookiego. 

-Pij, jeszcze ciepłe -powiedziałam.

Już chciał zaprotestować i oddać mi kubek, ale po prostu odsunęłam się aby nie miał takiej możliwości. Po chwili nie pewnie przystawił go do ust i upił łyka. Nie trzeba było długo czekać aż kubek pozostał pusty. Louis wypił go niemal natychmiastowo. Sama też zdążyłam wypić swój napój. Z powrotem przysunęłam się do niego. Podał mi kubek. Oby dwa wyrzuciłam do kontenera. Wstałam i wyciągnęłam rękę w stronę niebieskookiego. Popatrzył na mnie zdziwiony.

-No chodź -zachęciłam go.

Po chwili z wahaniem chwycił moją dłoń i wstał chwytając plecak. Ruszyłam przed siebie w stronę wyjścia z zaułka ciągnąc za sobą chłopaka. Kiedy wyszliśmy wyciągnęłam telefon z torebki i zadzwoniłam po taksówkę.

-Gdzie mnie zabierasz? -usłyszałam cichy głos.

-Do mojego mieszkania -odpowiedziałam spokojnie.

Louis słysząc to zaczął protestować i próbował wyrwać dłoń z mojego uścisku. Nie pozwoliłam mu na to. Na szczęście już po chwili przyjechała taksówka, do której niemal siłą wepchnęłam chłopaka i wsiadłam obok niego. Podałam swój adres kierowcy. Spojrzałam ponownie na niebieskookiego. Rozglądał się wokół i mamrotał coś pod nosem. Chyba coś w stylu. Nie mogę albo jakoś tak. Podróż dłużyła mi się nieskończenie. Na moje nieszczęście to małe mieszkanie - po dziadku - mieściło się na drugim końcu miasta. Po jakiś czasie nareszcie dotarliśmy. Wyciągnęłam Louis'a z taksówki i zaprowadziłam pod moje drzwi. Wyciągnęłam klucze z torebki i szybko otworzyłam mieszkanie. Weszłam do środka. Odwiesiłam kurtkę na wieszak i ściągnęłam buty. Spojrzałam ponownie na chłopaka. Nadal stał w progu.

-No wchodź -powiedziałam przyjaźnie.

Zamrugał i wszedł niepewnie po chwili. Zamknęłam za nim drzwi i kazałam mu iść do salonu. Sama poszłam do mojej sypialni poszukać czy nie mam jakiś rzeczy Harry'ego pasujących na Louis'a. Po chwili odnalazłam trochę za dużą koszulkę, spodnie dresowe i jakieś bokserki. No cóż. Lepsze to niż nic. Wróciłam do chłopaka i podałam mu ubranie. Wziął je z wahaniem i popatrzył na mnie pytająco.

-Idź się umyj i przebierz w te ciuchy, bo te twoje już się raczej do niczego nie nadają -powiedziałam i mówiąc mu gdzie ma się kierować popchnęłam w stronę łazienki. 

W czasie kiedy Louis brał prysznic postanowiłam sprawdzić co ma w plecaku. Tak, wiem, że tak nie przystaje, ale moja ciekawość zwyciężyła. Zajrzałam do środka. Nie znalazłam tam nic ciekawego więc szybko odłożyłam go na miejsce. Poszłam do kuchni zrobić coś do jedzenia. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. W mojej głowie zapaliła się "czerwona lampka". Harry wrócił. Poszłam i niepewnie otworzyłam drzwi.  Stał tam uśmiechnięty loczek i na powitanie pocałował mnie w usta. Weszliśmy do środka. W drodze do salonu Harry nagle się zatrzymał. Spojrzałam na niego i zauważyłam, że patrzy wprost na Louis'a, który właśnie wyszedł z łazienki. 

-Kim on jest? -zapytał zielonooki.

-To-to jest Louis -powiedziałam niepewnie.

Bałam się jego reakcji, ponieważ opowiadałam mu dość dużo o swojej przeszłości. Szczególnie o Lou.

-Ten Louis? -zapytał.

Pokiwałam twierdząco głową. Widziałam złość malującą się na twarzy Harry'ego.

-Co on tutaj robi?! Dlaczego w ogóle wpuściłaś go do mieszkania?! -krzyczał Hazza. 

Próbowałam go uspokoić kiedy coś usłyszałam.

-To ja już może pójdę -powiedział cicho Louis, zabrał swój plecak wraz z kocem i szybko wybiegł z mieszkania.

Stałam chwilę w szoku. Po chwili uświadomiłam sobie co się stało.

-Coś ty najlepszego narobił?! -krzyknęłam na Harry'ego.

-Dziewczyno! O co ci chodzi?! Przecież to zwykły dupek! -wykrzyczał Hazza.

-Lepiej się módl abym go teraz znalazła bo jak nie to gorzko tego pożałujesz -warknęłam i szybko wybiegłam z mieszkania zakładając w biegu buty i kurtkę.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No i mamy 2 rozdział... Kolejny już w weekend...

A właśnie! Zna może ktoś kogoś kto robi okładki albo sam chciałby zrobić okładkę dla tego opowiadanie??

P.S. Komentarze i gwiazdki zawsze mile widziane :D


I'm Sorry || l.t.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz