Wychodzę z wykładu i szukam w torbie dzwoniącego telefonu. Mama.
- Cześć - mówie gdy odbieram i idę w strone wyjścia.
- Cześć kochanie, jak tam u Ciebie? - piszczy do telefonu, jak zawsze. Jest ogromną optymistką, uwielbiam to w niej, nauczyła mnie w każdej małej rzeczy widzieć coś dobrego.
- Wszystko dobrze jak zawsze, właśnie skończyłam na dzisiaj i idę do domu - odpowiadam, idąc powoli i uśmiechając się do znajomych z roku.
- Cieszę się, dzwonie żeby Ci powiedzieć że tata dostał awans i zapraszamy Cię w piątek na kolacje - mówi i słyszę podekscytowanie w jej głosie.
- No to super, pogratuluj mu odemnie - całe szczęście że mam blisko do mieszkania bo jedyne o czym teraz marze to coś do jedzenia.
- No ale przyjedziesz? - śmieje się w duchu, tej kobiecie się nie odmawia.
- Tak, mamo przyjadę
- No i możesz zostać na cały weekend
- Mam dużo nauki, rozumiesz - wzdycham - Wolałabym wrócić, żeby mieć więcej czasu - wchodzę do klatki schodowej i idę na góre. Drugie piętro.
- No tak, rozumiem - nie kłamałam, mam nauke no ale to nie jest jedyny powód dla którego nie zostane tam na dłużej.
- Okej mamo ja kończe bo wchodzę właśnie do mieszkania - jedną ręką odkluczam drzwi
- Kocham Cię, do zobaczenia - mówi a ja wchodzę do środka.
- Ja was też - mówie i się rozłączam. Zamykam za sobą drzwi, zdejmuje buty i idę do pokoju. Odkładam torebkę i podłączam telefon do ładowarki, nienawidzę tego jak szybko się rozładowuje. Jestem głodna ale nie wiem na co mam ochote. Staje przed lodówką i decyduje się na kanapki. W sumie weekend w domu u mamy nie byłby taki zły, jadłabym przynajmniej normalne obiady. W trakcie jedzenia myśle co muszę zrobić na jutrzejsze zajęcia i patrze na zegarek 15:20. Wkładam talerz do zmywarki i idę do pokoju. Sprawdzam plan i wyciągam notatki żeby się trochę pouczyć. Po jakiejś godzinie uczenia, dzwoni mój telefon.
- Sieeeeeeema - przeciąga Bianca
- No cześć wariatko - śmieje się i kłade na plecach
- Co robisz?
- W sumie to nic - odpowiadam patrząc w sufit
- To dobrze bo jestem przed Twoim blokiem - mówi i się rozłącza. Typowa Bianca. A co gdyby nie było mnie w domu. Uśmiecham się sama do siebie i idę otworzyć jej drzwi.
- Daj mi coś do picia - mówi na wejściu i zdjemuje buty. Idę do kuchni żeby wlać jej soku, przy okazji sobie też wlewam i wchodzę do salonu. Bianca już siedzi na kanapie, stawiam przed nią szklankę i siadam naprzeciwko w fotelu.
- Wiesz co się dzisiaj stało? - pyta i zaczyna opowidać o jej dzisiejszej żenującej sytuacji w sklepie, nie widziałam jej kilka dni a czuje że się za nią stęskniłam. Tak to jest, przyjaźnimy się od 12 lat i najdłuższa przerwa jaką miałyśmy to 10 dni, kiedy wyjechała na kolonie.
- Kiedy Ty masz to zaliczenie? - pytam bo wiem że ostatnio była tym tak zestresowana że nie mówiła o niczym innym.
- No jutro - macha ręką - Ale nie mów o tym, muszę się odstresować.
Śmieje się z niej i idę do kuchni po ciastka.
- No to mam coś dla Ciebie - kłade je obok niej, biore jednego i siadam na swoim wcześniejszym miejscu.
- No i właśnie dlatego się z Tobą przyjaźnie - sięga po kilka i z pełną buzią się do mnie uśmiecha. Śmieje się z niej i biore łyka soku.
- Co tam u niego?
- Dobrze - wolałabym o tym nie rozmawiać, ale wiem że nie odpuści
- Znowu mu odpuściłaś? - pyta i wiem że mnie nie ocenia.
- Wiesz że nie jestem w stanie długo bez niego wytrzymać - mówie i spuszczam wzrok.
- Cokolwiek, byle byś była szczęśliwa - mówi i wysyła mi uśmiech, odpowiadam tym samym, już nic nie mówiąc. Sięga po pilota i włącza telewizor, skacze po kanałach a ja rozsiadam się wygodniej.
- PLOTKARAAAA - obie krzyczymy w tym samym czasie. Tak mija nam godzina, na jedzeniu ciastek, maratonie serialu i oczywiście opowiadaniu Bianci na temat tego jak bardzo przystojny jest Chuck.
- Dobra to do jutra - całuje mnie w policzek i wychodzi. Zamykam za nią drzwi i słyszę że ktoś do mnie napisał. Sprzątam jeszcze szybko stolik w salonie, wkładam naczynia do zmywarki i idę do sypialni. Sprawdzam telefon, to Justin.
"Co tam, mała?"
Uśmiecham się i siadam na łóżku. Czułam że to on.
"Jest okej. Bianca była, właśnie wyszła."
"Wy dwie nie umiecie bez siebie wytrzymać. Do której jutro masz? Przyjade"
" Do 17. Pracujesz?"
" Tak, i nie wiem o której skończe"
"Nie lubie Twojej pracy"
"Wiem"
I na tym się skończyło, nic mu na to nie odpisałam. Złapałam za notatki i powtórzyłam jeszcze kilka razy. Kto by pomyślał że literatura będzie taka trudna. Poszłam tam ze względu na moją miłość do dzieł sztuki aka książek, a materiału zadają naprawdę sporo, mimo że jestem dopiero na pierwszym roku. Odkładam wszystko i idę do łazienki, zmywam makijaż i wchodzę pod prysznic. Podśpiewuje, relaksując się gorącą wodą spływającą po moim ciele. Wychodzę, ubieram majtki i koszulkę. Moim zdaniem to najwygodniejszy zestaw do spania. Sprawdzam jeszcze czy zakluczyłam drzwi i podchodzę do regału z książkami. Mój mały skarbiec. Przyglądam się pionowo ustawionym książką i w myślach wybieram historię w której dzisiaj się na nowo zakocham. Mój wybór pada na "List w butelce" Nicholasa Sparksa. To on, drugi po Hardym, sprawił że zakochałam się w literaturze. Kładę się wygodnie na łóżku, poprawiam poduszkę i zaczynam czytać. Zatrzymuje się na 42 stronie i dochodze do wniosku że brakuje mi teraz tylko ciepłej herbaty i jego obok. Na niego w tym momencie nie mam co liczyć a kuchnia jest o wiele za daleko. Przykrywam się ciaśniej i czytam dalej. Czytam tak długo aż nie zaczynają zamykać mi się oczy więc gasze świato, odwracam się na lewy bok i zasypiam.

CZYTASZ
Nothing matters
FanfictionOna mnie wypełnia Tym jak potrafi czytać ze mnie I wie co jest dobre a co złe To takie oczywiste że ona Jest wszystkim czego potrzebuję Mr. Probz - Nothing Really Matters