Luksus w Lexusie

516 17 14
                                    

~SAINA~
- Ja pogadam ze strażnikiem, ty pójdziesz po tarczę -powiedziałam obracając kieliszek od szampana w dłoniach.
-Nie kochanie...Ty idziesz po tarczę, strażnik ma obrączkę i nie patrzy na panie...myślę, że ze mną chętniej pogada -pokręcił Seth naprzeciwko mnie, a ja usłyszałam go w uchu, dzięki małej słuchawce. Opieraliśmy się o dwa przeciwne balkony klubu. Na dole toczyła się głośna impreza. Pokręciłam głową z krzywym uśmiechem.
-Dobrze mężczyzno, idź do niego -mruknęłam niemal nie ruszając wargami, kierując słowa do kruczoczarnej postaci przez mikrusi mikrofon. Seth odstawił kieliszek na najbliższy stoliczek i poprawił krawat na szyi, tak by luźno zawisał.
-Pamiętaj, w lesie na którymś z zakrętów -przypomniał, a ja z utęsknieniem wspominałam chwilę, gdy mogliśmy porozumiewać się myślami. Kiwnęłam głową i zatopiłam spojrzenie w musującym alkoholu. Seth ruszył na dół, a ja zaczęłam odliczać sekundy. Gdy doszłam do dwudziestu, wyprostowałam się i poprawiłam obcisłą kreację obszytą cekinami bez pleców.
Sukienka ukazywała moje świeże tatuaże w postaci trzech smoków na plecach, a także równo świeżą opaleniznę na nogach przez rozcięcie na lewej nodze. Włosy związałam w wysoką kitkę, a buty to oczywiście czarne, wysokie szpilki.
Lekko kiwając biodrami zeszłam na dół i prześlizgnęłam się przez tłum, aż doszłam do tajemnego przejścia. Pchnęłam je, namacując szparę w ścianie i weszłam do środka zerkając w stronę Seth a śmiejącego się ze strażnikiem. Podeszłam do sejfu i nie musiałam zbytnio kombinować, znałam kod. 1562 i pyk, moim oczom ukazała się szeroka, zabytkowa tarcza. Wyjęłam ją z sejfu i poszło aż za dobrze. Coś lekko strzyknęło pod podestem, ale nie byłam od tego specjalistką. Seth miał się tym zajmować...eh...
Chwyciłam tarczę i wyszłam z pokoju zdobionej a la rokoko. Po żwirowym podjeździe czekała mnie do przejścia jeszcze brama i mały lasek, aż doszłam do nowiutkiego "służbowego" Lexusa. Wsiadłam do środka i położyłam tarczę na tylnym zasięgu. Nadajniki w słuchawkach działały tylko na mały dystans, więc wyjęłam kawałek plastiku z ucha i wybrałam numer męża na telefonie. Ustawiłam go na podpórce do GPS'a i włączyłam głośnik.
-Kochanie, co się dzieje? -usłyszałam jego głos, zawierający mocną nutę ironii. Umówiliśmy się na ten telefon. Miał on wybawić osobę zagadującą od wtopy i śmierci przez zanudzenie.
-Już jadę -odpowiedziałam zwyczajnie i skupiłam się na wyjechaniu samochodem z gąszczu krzaków.
-O matko! Będę za pół godziny! Nie panikuj, będzie dobrze! Spokojnie, oddychaj zaraz będę -zawołał i rozłączył się szybko. Wjechałam na wąską, asfaltową drogę wśród drzew. Było tu pełno zakrętów, a ja powoli się rozpędzałam. Po kilku minutach spokoju zaobserwowałam światła samochodu za mną. Wzruszyłam ramionami, ale rusz co rusz miałam na uwadze, że wiozę jedną z najcenniejszych relikwii w dziejach świata magicznego. I to na tylnym siedzeniu! Gdy spojrzałam na to od tej perspektywy, od razu przeniosłam tarczę na miejsce pasażera. W tej samej chwili rozdzwonił się telefon. Odebrałam go powiewem ciepłego powietrza i lekko przyspieszyłam, chcąc zobaczyć reakcję państwa 50 metrów za mną. Czarne BMW przyspieszyło, a nawet zaczęło się zbliżać.
-Wszystko ok? -padło pytanie przez głośniki telefonu.
-Mam ogon, widziałam, że poszło za dobrze. Spróbuję ich zgubić, ale musisz jeszcze gdzieś wsiąść...-odpowiedziałam podejrzliwie zerkając we wsteczne lusterko.
-O mnie się nie martw, już ja sobie poradzę. Wystarczy, że mnie miniesz. Jestem w lesie i biegnę na południe, powinienem zaraz dotrzeć do skrętu. O, już jestem na drodze. Brakuje mi z pięćset metrów, tam się spotkamy -powiedział, a ja słyszałam jego kroki na asfalcie.
-Cholera, jadę już dwieście, a oni dalej...-wymamrotałam.
-O, ten zakręt to prawie pętla, jeszcze łatwiej mi będzie. Uważaj na zakrętach, kotku -upomniał mnie, a ja usłyszałam za sobą serię z karabinu. Kule rozbiły tylną szybę i na pewno uszkodziły tył pojazdu. Przeklnęłam.
-Wszystko ok?! -zawołał Seth.
-Tak! Strzelają do mnie...ugh, pieprze to, wrzucę na szóstkę -i zmieniłam bieg na najwyższy. Nie spodziewałam się karabinu. Byłam niemile zaskoczona.
Próbowałam cudem przyspieszać w górzystym terenie pełnym zakrętów. Szybciej, szybciej. Jeszcze nie używałam hamulców, ale czułam jak samochód przechyla się coraz bardziej na boki na każdym zakręcie. Zaczęła się zataczać pętla, słyszałam kolejne serie z karabinu. Nacisnęłam hamulec, żeby się wyrobić na wielkim zawijasie.
-HAMULCE MI NIE DZIAŁAJĄ! -wydarłam się po chwili nieskutecznego wciskania pedału.
-O kurde... spróbuj sprzęgłem! -przeraził się Seth.
-Nie mogę! Tnie się! -chciałam szarpnąć za ręczny, a potem sprzęgło, ale nic. Nie miałam możliwości.
-Proszę, powiedz, że jesteś mistrzem driftu... -sapną mój mąż, a mi ręce poważnie zaczynały się pocić.
-Wyjęli mi je kurwa, nie mam nawet jak połączyć przewodów, bo nie są przecięte. Ich nie ma! Fak! Spróbuję wyskoczyć z tarczą, ochroni mnie przed uderzeniem -powiedziałam, ciesząc się, że mam pod ręką hartowany adamantyt.
-Idę w twoją stronę -odpowiedział Seth, a ja zobaczyłam przed sobą na drodze wysoką postać, która właśnie wykonywała zwrot w tył.
-S...e-ethi? -spytałam cicho.
-Tak? -spytał miło i zobaczyłam mężczyznę trzymającego telefon przy uchu, odwróconego wprost na mój pędzący samochód.
-PADNIJ! -krzyknęłam i skręciłam kierownicę na zakręcie. Walcząc z grawitacją, chwyciłam tarczę i próbowałam otworzyć drzwi, podczas gdy Seth zniknął pod moim samochodem, gdy maszyna zaczęła koziołkować. Drzwi same odpadły, a ja skoczyłam z samochodu jak szalona. Wypadając zobaczyłam Setha leżącego płasko na ziemii, brzuchem do góry. Później widok zasłonił mi żwir, w który wpadłam. Zaczęłam czołgać się do Setha.
-Żyjesz młody? -spytałam troskliwie, cała zdyszana.
Pokonał głową gorliwie.
-Tak, właśnie zanurkowałem pod dachujący samochód mojej własnej żony, która chciała mnie przejechać i żyję. To chyba jakiś rekord...- powiedział dysząc. Zachichotałam lekko i położyłam głowę na jego brzuchu.
-Następnym razem ja prowadzę -zarządził.
-Jeśli kiedyś zostaniesz moim szefem, pamiętaj jedno -wypomniałam mu.
-Co? -spytał zachrypniętym głosem. Leżeliśmy sobie jak gdyby nigdy nic na piachu, na środku urwiska.
-Nigdy nie dawaj mi służbowego samochodu.

Wspomnienia z BaśnioboruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz