Hymn o zatraceniu

81 7 0
                                    


Gdybym umiała odnaleźć się wśród cieni

i podnieść z porażek

i skarb życia poznała,

moje serce biłoby lepiej,

albo nie byłoby puste.

Gdyby promienie słońca zaczęły zachwycać

moje oczy i moją duszę,

tak aby wszystko barw nabrało,

cała bym lśniła.

I gdyby moja osoba potrafiła otworzyć się

na ludzi, nauczyła się kochać,

byłabym lekka jak pióro ptaka.

To jest przepis na szczęście.

Szczęście jest upragnione,

wymarzone, wielkie, drogie,

wszyscy go pragną,jest błogie.

Tymczasem szczęście w zatraceniu.

Szlachetne życie w cierpieniu,

wszystko rodzi się po coś.

Bo gdyby moje serce biło lepiej,

nie odnalazłabym słów i natchnień,

nie szukałabym w ciemności papieru.

Gdybym wciąż oświetlała drogę latarnią,

nigdy nie poznałabym złego,

a wtedy życie stałoby się bajką,

mdłą i nierealną.

Jeżeli moje serce wciąż byłoby pełne,

nie potrafiłabym nazwać pustki.

Jakby moje dni różem były malowane,

nie doznałabym zaszczytu poznania szarości.

Gdybym cała z radości lśniła,

inni staliby się tylko przelotną mgiełką.

Jeślibym wciąż była lekka, mogłabym odlecieć

i nigdy nie poczułabym ciężkości,nie zhardziała.

Gdybym ciągle wygrywała,

nie umiałabym walczyć prawdziwie.

Dlatego szczęście w zatraceniu, które jest

jak smutna otchłań między strofami,

wciągająca dziura inspiracji,

ulotny obłok dymu, który niknie,

emocjonalny głos śpiewaka, który cichnie,

zarumieniony policzek chłopaka,który blednie.

Zatracenie.

Z jednej strony zguba,

z drugiej szansa i nagroda.

Do końca żyć w cieniu, unosząc się w górze.

Jak igła modrzewia, czekać na chłodną burzę.


PoezjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz