Dartina po wyjściu z sali zaprowadzono z powrotem do tego samego pokoju. Z braku lepszego wyjścia, położył się na łóżku. Zwykle nie miał takich wygód. W lesie codziennością była naga ziemia z kępką mchu pod głową, a gdy wracał do domu za posłanie służyła mu co najwyżej niewygodna prycza. Ale nie narzekał. Już dawno przywykł do takiego stanu rzeczy. Czasem wprawdzie brakowało mu osoby, do której mógłby otworzyć usta, ale... cóż. Sam wybrał taki los. I nie żałował. "Przynajmniej mają przy sobie swego ukochanego synka. On z pewnością uśmierzył ich ból po ucieczce niewdzięcznego bachora" - pomyślał gorzko. - "Ale... nie warto do tego wracać". Od lat jego najwierniejszym towarzyszem był Ango. "Ciekawe, gdzie teraz jest?" - zastanawiał się. - "Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Oby odnalazł szczęście... Szkoda tylko, że nie zdążyliśmy się pożegnać" - pomyślał smutno. Nic nie mógł jednak na to poradzić i wkrótce jego myśli zajął kto inny. Mianowicie tajemnicze bóstwo Langwinów - Randi. Kim on mógł być? I co łączyło go z Avą? Zachowywali się jak starzy przyjaciele. Z pewnością był człowiekiem, co prawda niskim, jednak na Langwina za wysokim. Poza tym nie przypominał ich z wyglądu. Miał szczuplejszą figurę, znacznie krótsze niż oni włosy, bo tylko do ramion, a także delikatniejsze rysy. Przypominał Dartinowi pewną kobietę z miasteczka, nie zdołał jednak przywołać teraz jej imienia. Ale jakim cudem człowiek został władcą tych istot? Raczej nie wyglądały na gościnne, czego udało mu się boleśnie doświadczyć. Nadal nie czuł się w pełni sił i dopiero za dzień-dwa miał się tak poczuć. Tak przynajmniej twierdziła jednak z kobiet, które przyniosły mu ubrania. A i tak podobno bardzo szybko się pozbierał, szczególnie, że tak długo był nieprzytomny.
Czas nie dłużył mu się jakoś szczególnie mocno, miał wiele spraw do przemyślenia, ale z ulgą przyjął wiadomość o obiedzie. "Może w końcu dowiem się czegoś więcej?" - myślał. Bardzo lubił Avę, ale te wszystkie tajemnice były męczące i nieprzyjemne.
-***-
Służba wniosła potrawy i ustawiła je na podłużnym stole. Miejsce u szczytu stołu zajął oczywiście Randi, a po jego prawej stronie usiadła Avalon. Wkrótce zjawił się także Dartin.
- Czy dołączy do nas ktoś jeszcze? - spytała dziewczyna.
- Nie. Kazałem odwołać moich doradców i całą resztę. Chcę się dziś nacieszyć zwyczajnym, ludzkim towarzystwem. Nie macie pojęcia, jacy uciążliwi potrafią być ci Langwinowie! - westchnął. - Traktują mnie jednocześnie jak najwyższą i nieomylną wyrocznię oraz małe dziecko, z którym trzeba obchodzić się jak z jajkiem - skrzywił się.
- Nie masz tu żadnych przyjaciół? - zmartwiła się Ava.
- A i owszem, ale nie na dworze. Tu wszyscy są strasznie sztywni. Widziałaś przecież, jak zachowują się choćby służący. Nawet na mnie nie spojrzą, bo jestem "bóstwem" - dokończył z ironią. - Czasem zdołam się wymknąć, gdy nie patrzą. Zaglądam wtedy do Saltoliego, syna dowódcy straży Alingi, lub do Fatoliego, syna kowala. Z nim mam szczególnie dużo wspólnego. - Mrugnął porozumiewawczo do Avalon.
- Z pewnością. - Roześmiała się. - Proszę wyjaśnij mi, o co chodzi z tymi imionami. Są jakoś bardzo do siebie podobne.
- Och, to dlatego, że wszystkie kończą się na "-toli". Wszystkie męskie, rzecz jasna. W ich prastarym języku oznacza to silnego, zwycięskiego wojownika lub coś w tym guście. Kobiece imiona natomiast, kończą się na "-mola", co oznacza piękną, zdrową pannę.
- Niesamowite. - Pokręciła z fascynacją głową. - To bardzo niezwykłe. Ale powiedz mi jeszcze jedną rzecz. Zauważyłam, że jak się tak na nich patrzy, to z wyglądu są dość podobni. Ale jest jeszcze w nich jakaś rzecz, szczegół, którego nie umiem określić. Taka nieuchwytna różnica. Rozumiesz mnie? - Popatrzyła na niego niepewnie.
CZYTASZ
Wieczna podróż
FantasyMiłość. Tak... To bardzo silne narzędzie, nie sądzicie? Jeśli królowa jest w stanie opuścić swój naród, lud, który ją ubóstwia, by przywrócić życie zmarłemu mężowi... to musi kierować nią coś silnego. Lecz czy wskrzeszenie człowieka jest możliwe? Te...