Od tamtego dnia minęło kilka tygodni. Powoli otrząsałem się z otępienia, jakie mnie wówczas ogarnęło, a moje myśli coraz częściej potrafiły się skupić na czymś innym, aniżeli na niej. Wykonywałem wszystkie rutynowe czynności, jakie czyniłem zawsze, poczynając od ubierania się, wychodzenia do pracy i w końcu samej budowy z coraz większą świadomością. Z upływem kolejnych nocy śniła mi się coraz rzadziej, a przez ostatni tydzień nie pojawiła się w mych marzeniach ani razu. Myślałem, że byłem wyleczony.
Myślałem.
Pracowałem akurat przy budowie jednej z kamienic na obrzeżach miasta, nie mam pojęcia, kto miał w niej później zamieszkać, przykładałem się jednak tak, jakby to miał być mój przyszły dom. Mój i jej, dodałem ciszej, nie chcąc przyznać się do tego marzenia nawet przed samym sobą. Z niemal matczyną troskliwością i czułością kładłem każdą cegłę. Ważyłem w dłoni jej ciężar. Miała wielkość chleba, ale była od niego ponad trzy razy cięższa. I w przeciwieństwie do niego, jedna nie wystarczy, by uratować życie człowieka.
Uratować nie, ale... Gdyby ot tak zrzucić ją na czyjąś głowę, jakie poczyniłaby szkody? Czy skończyłoby się na guzie, pękłaby czaszka, czy... Z jak wysoka musiałbym ją zrzucić, by zabić człowieka? Czy śmierć nastąpiłaby od razu, czy zmarłby po chwili? Może kilka dni później, w okrutnych męczarniach spowodowanych jedną jedyną cegłą? Tą samą cegłą, która daje mu dach nad głową, chroni od zimna, wiatru i deszczu? To byłoby tak niedorzeczne jak śmierć tego greckiego króla z rąk własnej latorośli. Czym syn zawinił? – nie wiedział wprawdzie o tym pokrewieństwie. Podobnie jak ta cegła, nie był świadom wagi swego czynu.
Spojrzałem w dół, na pracujących przy cemencie robotników. Nie lubiłem żadnego z nich. Zapijaczeni kretyni. Dziwnym zjawiskiem w sumie było zobaczenie ich podczas pracy, nie siedzących na murku i nie żłopiących piwa. Któż by po nich płakał? Żony, które bili? Dzieci, które głodowały, bo oni woleli wydać szylinga na wódkę, zamiast na jedzenie? Co by powiedziały, gdyby tym panom zdarzył się nieszczęśliwy wypadek? Na budowie to przecież niezwykle częste.
Zbliżyłem się do krawędzi, dzierżąc czerwony blok w dłoni. Jeden ruch. Czy znowu będę żałował, że tego nie zrobiłem? Ale jeśli to zrobię? To nie to samo, co pobić człowieka, to odebrać mu życie!
Uniosłem cegłę ponad głowę i w tej chwili poczułem się bogiem, mając niemal władzę nad życiem i śmiercią. Sekundę później opuściłem ją, jakby obudziły się we mnie ostatnie szczątki zdrowego rozsądku. Po co mam to robić? W jakim celu zamykać za sobą całe dotychczasowy byt, spalić wszystkie mosty i zacząć nowe życie, które wcale nie miało być lepsze? Po co? Po co?
Jak miałbym normalnie żyć ze świadomością swego uczynku, budząc się ze strachem, że ktoś wykryje moją zbrodnię? Co to byłby za żywot? Nie, to nie warte.
„Zrób to" – podpowiedział głos.
Więc to zrobiłem.
Cegła wypadła mi z ręki, nieświadomie mając stać się przyczyną zagłady ludzkiego istnienia i mojej nieszczęsnej duszy. Obróciła się w powietrzu, przyspieszyła, by w końcu rozbić się z głośnym trzaskiem. Jednak na bruku, nie na ich głowach. Muszę przyznać, że byłem zawiedziony i uradowany jednocześnie. Obaj zadarli karki do góry, a ja nie zdążyłem się cofnąć z widoku.
- Popierdoliło cię?!
- Mogłeś nas pozabijać, gówniarzu!
Sprytne spostrzeżenie. Resztę mocniejszych przekleństw pod moim kierunkiem puściłem mimo uszu.
Prawie to zrobiłem. Prawie. Prawie.
Trzy cale w lewo i byłoby po jednym z nich. Zginąłby z mojej ręki.
CZYTASZ
Głos. Z pamiętnika pewnego mordercy
Short StoryCo zrobisz, jeśli nagle w Twojej głowie pojawi się głos, każący robić Ci rzeczy, których robić się nie powinno? I co, jeśli zaczną Ci one sprawiać przyjemność? Do jakich czynów gotów posunąć się człowiek, by odnaleźć szczęście?