fools

1.2K 145 24
                                    

Luke przeczesał ręką swoje włosy, wracając do biegania na automatycznej bieżni. Pot spływał mu po czole, a płuca prawie nie nadążały za tak szybkim tempem. Nie przestawał. Musiał jakoś odreagować. Był zły, wściekły, a jednocześnie miał ochotę się rozpłakać. Głowa zaczynała go boleć od natłoku myśli, a całe ciało pokazywało, że potrzebuje przerwy. Jednak dzielnie przebierał nogami, co chwila zwiększając prędkość. Czuł mrowienie w stopach oraz to, jak robi mu się duszno. Dziwne uczucie w gardle nasilało się, organizm opadał z sił, a w ustach zaczynało brakować śliny. Dławił się własnym oddechem, biegnąc coraz to szybciej.

W końcu wyłączył bieżnie opierając się rękami o poręcze, po czym spuścił głowę oddychając ciężko. Z trudnością łapał powietrze, a obraz przed oczami chłopaka zaczynał się ze sobą zlewać. Przesadził.

Resztkami sił chwycił w dłoń butelkę wody i z głośnym krzykiem rzucił nią kąt, upadając na ziemię. Przegrał. Podkulił kolana pod siebie i zaczął płakać, mimo że tak bardzo tego nie chciał.

~*~

Kilka miesięcy wcześniej.

Luke nucił pod nosem jakąś melodię, kopiąc okrągły kamyk który zobaczył gdzieś po drodze. Był bardzo podekscytowany tym, że po tak długiej przerwie zobaczy Caluma. W dzieciństwie potrafili widywać się codziennie, budując forty z prześcieradeł, bijąc się na drewniane miecze czy wspinając po drzewach. Jednak gdy poszli do innych szkół ich kontakt podupadł. Nowi znajomi, nauka, sprawy rodzinne.

Blondyn uśmiechnął się nieznacznie widząc znajomy ogród. Przyspieszył kroku, biegiem pokonując kilka małych schodków. Poprawił odruchowo włosy i zapukał do drzwi, w głowie odliczając sekundy wciągu których Calum przybiegnie i mu otworzył. Trzydzieści siedem. Brunet stanął w przejściu posyłając mu słaby uśmiech, po czym sięgnął po kurtkę i wyszedł z domu. Luke zmarszczył brwi. Był przekonany że zostaną u niego, grając na playstation i śmiejąc się z wszystkiego, jedząc przy tym dużą pizzę pepperoni.

- Chodźmy gdzieś - Brunet wzruszył ramionami, jakby doskonale wiedząc o czym myśli jego przyjaciel - Ostatnio znalazłem fajną polanę.

Hemmings przytaknął nieznacznie. Zauważył że Hood nie ma dobrego humoru, ale postanowił nie naciskać. W końcu jeśli coś go trapi to sam mu to powie.

Praktycznie w ciszy wspięli się pod górę, wchodząc na wspomnianą polanę. Calum od razu rzucił kurtkę na trawę, kładąc się na ziemi. Założył ręce na brzuch, wpatrując się w lekko zachmurzone niebo. Luke powoli położył się obok niego. Zauważył, że jedna chmura wygląda jak żółw, ale zaraz potem zaczęła zmieniać się w coś zupełnie innego.

- Pokłóciłem się z ojcem - Brunet odezwał się w końcu, wzdychając ciężko. Tata chłopaka był dosyć specyficzną osobą. Pilnował rodzinnego biznesu, a od kiedy mama Caluma odeszła, zwracał większą uwagę na przyszłość syna. Przynajmniej tak mu się wydawało. Często kończyło się to jednak kłótnią. Calum wychodził wtedy z domu, a pan Hood siadał na werandzie z butelką alkoholu - Nie mam ochoty wracać.

- Możemy iść na imprezę, jest piątek. Na pewno coś znajdziemy - Luke uniósł do góry kącik ust. Mimo że miał tyle rzeczy do opowiedzenie, wolał poprawić humor swojemu przyjacielowi.

~*~

Luke stracił Caluma z oczu już dobre dwadzieścia minut temu i nigdzie nie mógł go znaleźć. Z przekonaniem że zapewne podrywa jakąś dziewczynę, zaczął rozmawiać z pewną szatynką, którą kojarzył ze szkoły. Jednak ta rozmowa szybko zaczęła go męczyć, bo temat makijażu, kosmetyków i promocji w sklepach nie był tym, czemu chciał poświęcić swój czas. Przeprosił więc dziewczynę, której imienia nawet nie zapamiętał i zgarniając ze stołu kieliszek, wyszedł na taras. Kilka osób stało w grupie podając sobie jointy. Calum dołączył do niego chwilę później, dosłownie wieszając się na jego ramieniu.

FOOLS | cake one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz