Rozdział 5

91 10 1
                                    

-Dobra, mógłbyś już ze mnie zejść?-pytam coraz bardziej spanikowana jego bliskością.

-A jak powiem że nie to co się stanie?-odpowiada pytaniem na pytanie i uśmiecha się zadziornie.

-Zacznę krzyczeć.-prycham wywracając oczami.

-Umiem cię skutecznie ucziszyć-mówi a na jego twarz wkradł się na prawdę przerażający uśmiech. Czuję jak moje serce wrzuca najszybszy bieg na jaki je stać.

Blondyn wybucha śmiechem widząc moją reakcję a ja sama czuję jak moje policzki przybierają odcień czerwieni. Luke przywiera prawym policzkiem do mojej klatki piersiowej i najprawdopodobniej wsłuchuję się w bicie mojego serca.

-Nie mogłabyś chociaż pobawić się moimi włosami czy coś?-jęczy.

-Luke, jesteś chłopakiem. Chłopacy tego nie lubią.-śmieję się cicho ale mimo to wplatam palce w jego blond czuprynę dostając w zamian pomruk aprobaty. Nasze cyrki przerywają gwałtowne otwieranie drzwi. No tak przecież nie zamknęłam ich na klucz! Moja głowa momentalnie opada w taki sposób że widzę rozbawionego Dana do góry nogami.

-No, no moja niewinna siostrzyczka wcale nie jest aż tak niewinna.-mówi starając się nie roześmiać.

-Dan to nie tak...-staram się wytłumaczyć bez skutecznie wyrywając się z uścisku Hemmingsa.

-Nie będę wam przeszkadzał-mówi i puszca mi tak zwane oczko.-A i Katie mama wyjechała na parę dni a ja właśnie jadę do Ally więc dziś będziesz sama. Chyba sama.-mówi i wychodzi nie dając mi dojść do słowa.

I w tym momencie gdyby spojrzenia mogły zabijać Luke leżałby już martwy. Super. Teraz weź spróbuj się wytłumaczyć przed Danem który zawsze wie lepiej.

-Teraz ze mnie zejdziesz-mówię w miarę spokojnym głosem-...i pokażesz mi to co chciałeś mi pokazać.-dokańczam.

-To chyba nie jest dobry pomysł, Katie.-mówi pocierając dłonią kark.

-Ale po to tu przyszedłeś!-nie daję za wygraną.

-Ale się rozmyśliłem, jasne?

-Nie. Masz mi pokazać to... To coś!

-Ubieraj się.-odpowiada tylko nawet na mnie nie patrząc a ja czuję tą chorą satysfakcję.

Wciągam adidasy, poprawiam kucyka i wciskam telefon do kieszeni. Możemy iść. Więc kieruję się w stronę drzwi lecz dłonie Luka na moich biodrach mi to uniemożliwiają. Patrzę na niego pytająco. Przecież mieliśmy wyjść z domu. Luke widząc moje ździwione spojrzenie wzdycha i odpowiada jakby czytał mi w myślach.

-Po pierwsze będzie ci zimno a po drugie nie możemy wyjść głównymi drzwiami.

-Nie będzie mi zimno Luke-przewracam oczami.-ale dlaczego nie możemy wyjść głównymi?-pytam a Luke unosi oczy ku niebu.

-Jak myślisz co twoi sąsiedzi powiedzą twojej mamie gdy zobaczą że wychodzi z jakimś nieznajomym gościem i to w dodatku po dziewiątej?-nie odpowiadam. Zawstydzona spuszcam wzrok.

-Więc niby jak zamierzasz wyjść?-pytam sarkastycznie.

-Jest coś takiego jak okno a o ile się nie mylę twoje jest od strony lasu.-odpowiada i uśmiecha się stucznie. Mrużę oczy i wymijam go zgrabnie podchodząc do okna aby sprawdzić odległość między parapetem a ziemią. W sumie nie jest wysoko ale można by coś sobie zrobić.

-Ja skoczę pierwszy.-mówi i jestem pewna że na jego twarzy zagościł łobuzierski uśmiech więc wzdycham i go przepuszcam. Śledzę wzrokiem każdy jego ruch aby móc go za chwilę powtórzyć. Nie powiem że moje serce nie przyśpieszyło gdy Luke odepchnął się od parapetu i skoczył w przestrzeń. Momentalnie sprawdziłam czy aby na pewno wszystko z nim w porządku. Tak też było.

Dotyk L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz