Zasnęłam. Zapamiętałam tylko słowa Ashley. Nie wiem jak się tu znalazłam, żądałam wyjaśnień.
Usiadłam na łóżku. Ledwo podniosłam rękę, by dotknąć mojej głowy. Czułam bandaż. Nie miałam ochoty, spojrzeć w lustro. Wiedziałam co będę widzieć. Siebie, w białej "szpitalnej sukience" z bladą twarzą i owiniętym bandażem na głowie. Straszne.. Nie chcę widzieć siebie w takim stanie.
Zaczęłam rozglądać się na boki. Białe ściany, w sumie one chyba kiedyś były białe. Teraz są bardziej szare.
Łóżko, szafka nocna...Telewizor.Na dworze było już ciemno. Białe płatki śniegu, uderzały o szybę. Siedziałam przy kominku, w sumie jak zawsze. Miałam wtedy takie chwile rozluźnienia.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
Bez zastanowienia wstałam, by je otworzyć. Była to moja siostra. Końce moich ust uniosły się w górę.
Przytuliłam ją, przywitałyśmy się i poszłyśmy do pokoju. Zrobiłam nam gorącą czekoladę i włączyłam telewizor.
Codziennie wieczorem, razem oglądałyśmy w telewizji nasz ulubiony serial.
Oglądanie, przerwał nam telefon. Do Ashley zadzwoniła nasza ciotka Beenie.
Siostra zaczęła płakać. Mówiła do telefonu, że to nie możliwe.. To nie może być prawda.
Rzuciła telefon na kanapę, podbiegając do ściany.
Podeszłam do niej, pytając się " co się stało, dlaczego płaczesz".
Ashley przytuliła mnie, przyciągając do siebie i powiedziała mi drrzącym głosem:
"Cass, nasi rodzice.. Mieli wypadek.. Oni nie żyją."Jest to jedno z najgorszych wspomnień. Od tego czasu zajmowała się mną moja siostra, była pełnoletnia więc nie było żadnych zastrzeżeń.
Zauważyłam pilot od telewizora, na szafce nocnej. Bez zastanowienia chwyciłam go i nacisnęłam czerwony przycisk. Telewizor się włączył, był to program "News".
Nie wierzyłam w to co zobaczyłam.
"Tragiczny wypadek, pociągu... Kilkadzieścia ofiar śmiertelnych... Pięć dni temu..Londyn."
Przecież to był pociąg, którym jechałam z Ashley do ciotki Beenie. Jak to możliwe? Ja przeżyłam? Ashley.. Gdzie ona jest? To jest jakiś sen.. To nie mogło się wydarzyć.
Moje rozmyślanie przerwały otwierające się drzwi do mojego "pokoju".
Był to starszy mężczyzna.. Lekarz. Był tak ubrany.. Albo do końca ześwirowałam.
- Pani.. Cass Cop.. Copn... Coph...
-Cophie. - odpowiedziałam.
- Bardzo przepraszam.. Miała pani wypadek.. - zauważył włączony telewizor- Pani chyba już o wszystkim wie..
- Nie, właśnie nic nie wiem, nic nie rozumiem. Gdzie jest Ashley? Chcę się z nią zobaczyć! - krzyknęłam, nie mogłam opanować łez, ani emocji.
- Ashley Cophie.. To pani siostra?
-Tak.. -przytaknęłam.
- Bardzo mi przykro.. Robiliśmy co w naszej mocy... Pani siostra.. W czasie wypadku.. Miała pani szczęście że siedziała pani w ostatnim wagonie.. Kawałek.. Kawał szkła odciął jej rękę.. Tętnicę. Wykrwawiła się. Pani siostra nie żyje.- po czym wyszedł z pokoju, widział po mnie że chcę być sama.
Zaczęłam płakać. Przecież to niemożliwe. Jeszcze przed chwilą ją słyszałam.. To było pięć dni temu? Byłam w śpiączce? Widocznie tak.Usłyszałam znany mi pisk a po chwili, znowu głos Ashley..
" Nie płacz, mnie tu nie ma.. Ale ja cię widzę a ty mnie słyszysz. Bądź silna. Ja wiem że dasz radę Cass."
Głos siostry się urwał. Jak to możliwe że ja ją słyszę? Jest duchem? Przecież to jest niemożliwe. To szaleństwo.Przez napływ emocji, zakręciło mi się w głowie.. Zemdlałam.