1. Przeciąganie Struny

1K 36 4
                                    

- Geralt, pozwól tu na chwilę!

- Teraz nie mogę, Jaskier!

- No chodź, to ważne!

Wiedźmin westchnął i podniósł się z bali wypełnionej po brzegi ciepłą wodą. Przy okazji, wstając, wylał połowę cieczy na podłogę. Z komody wziął swoje spodnie i chwilę szarpał się z nimi, próbując je na siebie wcisnąć.

- Cholera, przytyłem - mruknął do siebie.

Kiedy już uporał się z odzieżą i znalazł czystą koszulę, ruszył do pokoju, w którym przebywał poeta, Jaskier, trzymający w ręku lutnie.

- Co jest?

- Chciałem ci zaśpiewać mój nowy utwór.

- Kurwa, Jaskier! Przez ciebie zmarnowałem wodę z bali, którą przez godzinę grzał nasz gospodarz i przekonałem się o tym, że mutant też może przytyć.

- Nie jesteś mutantem, tylko zwykłym człowiekiem i dobrze o tym wiesz. A zanim zaśpiewam pieśń szerokiej publiczności, muszę wysłuchać opinii kogoś choćby tak pozbawionego słuchu muzycznego, jak ty.

- Dobra, byle szybko - mruknął wiedźmin.

- Ekhem... " Kanarki milkną bladym świtem, zagłuszone wilczym skowytem." - zaśpiewał poeta, grając na lutni.

- Przestań! - wrzasnął nagle Geralt. - Nie przeciągaj struny!

- Rude wiewiórki robią... " - Nikt nigdy nie dowiedział się, co robią wiewiórki, bowiem struna lutni nagle pękła z głośnym trzaskiem i uderzyła śpiewaka w twarz.

- Jaskier, musisz przestać tworzyć poezję! Mówiłem, że za bardzo przeciągasz strunę a ty miałeś mnie w rzyci!

Poeta nie odpowiedział, tylko szlochał cicho, trzymając twarz w dłoniach i pojękując od czasu do czasu.

- Pokaż. Rana jest poważna?

- Auuu!

- Pokaż.

Jaskier westchnął i odjął ręce od twarzy. Jego polik przecinała długa, napuchnięta i krwawiącą bruzda. Na szczęście struna nie przebiła skóry zbyt głęboko.

- Będzie musiał obejrzeć cię miejscowy medyk - stwierdził wiedźmin. - Blizna zostanie ci do końca życia. Znając ciebie będziesz wszystkim opowiadał, jak uratowałeś jakąś piękną niewiastę, a blizna to pamiątka po tej przygodzie.

Geralt wstał i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił z bandażem i maścią na rany.

- Mamy szczęście, że nasz gospodarz... Jak on miał?

- Gryen'hal. Kur... de! Boli jak cholera! Daj bandaż!

- Bardzo rzadko jakiś zwykły chłop udziela gościny wiedźminowi. A jeśli już, to za bardzo wysoką cenę. A Grajenhul...

- Gryen'hal! - poprawił ranny poeta.

- A Grajenhal daje nam wszystko za skromną opłatą, mimo że sam nie jest najbogatszy.

- Gówno mnie to teraz obchodzi! Mam rozwalone pół twarzy! Opatrzysz mnie wreszcie, czy nie?

Wiedźmin najpierw obmył ranę, potem wysmarował leczniczą maścią, a na koniec zabandażował.

- Jutro pójdziemy do medyka - rzekł. - Jednak będzie trzeba mu zapłacić. Chyba na pobliskim śmietnisku grasuje jakiś zeugl, z którym mieszkańcy mają problem. Zobaczę, ile za niego dadzą.

Wiedźmin Droga ku NieszczęściuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz