- Geralt, pozwól tu na chwilę!
- Teraz nie mogę, Jaskier!
- No chodź, to ważne!
Wiedźmin westchnął i podniósł się z bali wypełnionej po brzegi ciepłą wodą. Przy okazji, wstając, wylał połowę cieczy na podłogę. Z komody wziął swoje spodnie i chwilę szarpał się z nimi, próbując je na siebie wcisnąć.
- Cholera, przytyłem - mruknął do siebie.
Kiedy już uporał się z odzieżą i znalazł czystą koszulę, ruszył do pokoju, w którym przebywał poeta, Jaskier, trzymający w ręku lutnie.
- Co jest?
- Chciałem ci zaśpiewać mój nowy utwór.
- Kurwa, Jaskier! Przez ciebie zmarnowałem wodę z bali, którą przez godzinę grzał nasz gospodarz i przekonałem się o tym, że mutant też może przytyć.
- Nie jesteś mutantem, tylko zwykłym człowiekiem i dobrze o tym wiesz. A zanim zaśpiewam pieśń szerokiej publiczności, muszę wysłuchać opinii kogoś choćby tak pozbawionego słuchu muzycznego, jak ty.
- Dobra, byle szybko - mruknął wiedźmin.
- Ekhem... " Kanarki milkną bladym świtem, zagłuszone wilczym skowytem." - zaśpiewał poeta, grając na lutni.
- Przestań! - wrzasnął nagle Geralt. - Nie przeciągaj struny!
- Rude wiewiórki robią... " - Nikt nigdy nie dowiedział się, co robią wiewiórki, bowiem struna lutni nagle pękła z głośnym trzaskiem i uderzyła śpiewaka w twarz.
- Jaskier, musisz przestać tworzyć poezję! Mówiłem, że za bardzo przeciągasz strunę a ty miałeś mnie w rzyci!
Poeta nie odpowiedział, tylko szlochał cicho, trzymając twarz w dłoniach i pojękując od czasu do czasu.
- Pokaż. Rana jest poważna?
- Auuu!
- Pokaż.
Jaskier westchnął i odjął ręce od twarzy. Jego polik przecinała długa, napuchnięta i krwawiącą bruzda. Na szczęście struna nie przebiła skóry zbyt głęboko.
- Będzie musiał obejrzeć cię miejscowy medyk - stwierdził wiedźmin. - Blizna zostanie ci do końca życia. Znając ciebie będziesz wszystkim opowiadał, jak uratowałeś jakąś piękną niewiastę, a blizna to pamiątka po tej przygodzie.
Geralt wstał i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił z bandażem i maścią na rany.
- Mamy szczęście, że nasz gospodarz... Jak on miał?
- Gryen'hal. Kur... de! Boli jak cholera! Daj bandaż!
- Bardzo rzadko jakiś zwykły chłop udziela gościny wiedźminowi. A jeśli już, to za bardzo wysoką cenę. A Grajenhul...
- Gryen'hal! - poprawił ranny poeta.
- A Grajenhal daje nam wszystko za skromną opłatą, mimo że sam nie jest najbogatszy.
- Gówno mnie to teraz obchodzi! Mam rozwalone pół twarzy! Opatrzysz mnie wreszcie, czy nie?
Wiedźmin najpierw obmył ranę, potem wysmarował leczniczą maścią, a na koniec zabandażował.
- Jutro pójdziemy do medyka - rzekł. - Jednak będzie trzeba mu zapłacić. Chyba na pobliskim śmietnisku grasuje jakiś zeugl, z którym mieszkańcy mają problem. Zobaczę, ile za niego dadzą.
CZYTASZ
Wiedźmin Droga ku Nieszczęściu
FanfictionDenerwuje mnie, kiedy wszystkie fanowskie opowiadania o wiedźminie dotyczą wydarzeń z gry. Jednak, żeby fani gier, a nie książek Sapkowskiego nie byli na mnie źli, że nie ma żadnej postaci z gier (oprócz Geralta i Jaskra), nie będzie żadnej postaci...