2. Śmietnik. Paskudztwo, gnój i gówno

659 18 2
                                    

Geralt zamknął oczy. Był sam w lesie nieopodal miasteczka Gaerne, w którym zatrzymał się ze swoim przyjacielem, Jaskrem. Wsłuchał się w świergot ptaków. Słońce prawie skryło się za drzewami, niebo miało odcień różu. Wiedźmin czuł zapach lasu. Otworzył oczy i sięgnął po miecz, który nosił na plecach. Niestety skończyły mu się eliksiry do walki, których nie mógł nabyć w tym mieście, a nawet, gdyby mógł, to nie miał za co. Ruszył w stronę wskazaną mu przez mieszkańców. Tutaj ptaki nie ćwierkały. Zapach zaś nie przypominał tego, który Geralt czuł jeszcze parę minut wcześniej. Ten śmierdział ludzkim, rozkładającym się ciałem, stęchlizną i śmieciami.

Wiedźmin był na miejscowym śmietnisku. Miecz miał w gotowości. Czekał, aż słońce w całości zniknie z nieba. Doczekał się. Westchnął i wszedł w grubą warstwę śmieci, przykrywających go po pas i krępujących jego ruchy. Błądził w śmieciach dobre dziesięć minut, zanim znalazł to, czego szukał. Powierzchnia śmieci nagle poruszyła się. Geralt, wiedząc co się zaraz stanie, odskoczył w bok. W miejsce, gdzie stał sekundę wcześniej wystrzeliła gruba macka. Wiedźmin zamachnął się i uderzył w nią z całej siły. Gdyby miał eliksir zwiększający sprawność fizyczną, przeciąłby ją na dwie części bez problemu. Ale tego eliksiru nie miał i tylko uszkodził mackę, która ugodziła go w twarz.

Mężczyzna poleciał parę metrów w tył i rąbnął o stary, zardzewiały kocioł, należący zapewne niegdyś do jakiejś wiedźmy. Podniósł się natychmiast i dostał znowu. Tym razem w brzuch. Poczuł, jak jad paraliżuje jego mięśnie. Spróbował użyć znaku. Nie mógł. Nie mógł ruszyć palcami.

- Zaraza! Pieprzony dzień! - wydusił z siebie.

Wiedział, że właściciel macki płynie do niego w śmieciach. Nie mógł się podnieść. Zwykłego człowieka jad potwora zabiłby na miejscu, organizm wiedźmina zwalczyłby truciznę w minutę. Dla Geralta nie miało to jednak znaczenia. Minuta to za długo. Potwór go zabije.

I nagle wiedźmin doznał olśnienia. Monstrum nie miało oczu, ale wyczuwało jego zapach i to, jak oddycha. Póki jeszcze mógł chociaż trochę się poruszyć, wytarzał się w śmieciach, by zabić swój zapach. Potem zamknął oczy i przestał oddychać. Bez eliksirów mógł leżeć bez ruchu i oddechu dwadzieścia minut. Miał nadzieję, że podstęp się uda. Miał rację. Potwór zgubił jego trop i uspokoił się, zajmując się zjadaniem starych, poniszczonych ubrania. Geralt odczekał małą chwilkę. Jad potwora przestał wreszcie oddziaływać na mężczyznę, który zerwał się szybko i rzucił się z mieczem na konsumującą maszkarę.

- Chędożony Zeugl! - krzyknął rozeźlony wiedźmin i wbił miecz w korpus monstra.

Zeugl natychmiast uderzył go trzema zdrowymi i jedną uszkodzoną macką. Geralt ponownie rąbnął o zardzewiały kocioł. Zastanowił się, jak pokonać Zeugla. Pozostały mu magiczne wiedźmińskie znaki, które akurat na tego potwora działały bardzo słabo. Wtedy przypomniał sobie jeden znak, który nigdy mu nie wychodził i nigdy go nie używał a akurat na Zeugla działał bardzo silnie. Inni wiedźmini posługiwali się nim często a Geralt go nienawidził  i nie umiał go wymawiać ani tworzyć. Wytężył pamięć.

- Arewgan! - krzyknął i wykonał palcami w powietrzu znak przypominający węża, kierując go w stronę Zeugla.

Nic się nie stało, tylko potwór zanurkował w śmieci i popłynął w stronę wiedźmina. Ten jeszcze raz wytężył pamięć. Miał najwyżej pięć sekund.

- Areve'gaen! - krzyknął i wykonał palcami w powietrzu znak przypominający drzewo, kierując go w kierunku Zeugla.

Trzasnęło, buchnęło i macki Zeugla stanęły w płomieniach.  Geralt musiał coś spieprzyć, bowiem potwór niezrażony owinął wiedźmina płonącymi mackami, Kurta wiedźmina zaczęła się palić. Skura pod kurtką zaczęła nieprzyjemnie pachnieć. Mężczyzna zamknął oczy i przygotował się w duchu na najgorsze. Jednak najgorsze nie nadeszło.

Nagle medalion w kształcie wilka, który wiedźmin nosił na szyi zaczął silnie drgać. Reagował tak na magię. Zeugl puścił Geralta i wydał z siebie nieartykułowany dźwięk, po czym pękł, obryzgując wszystko wokół zielonkawą cieczą. Wiedźmin rozejrzał się. W lesie nieopodal śmietniska dostrzegł postać kobiety w białej sukni. Gdy ta spostrzegła, że ją widzi, uciekła między drzewa.

***

- Mówisz, że ubiłeś Cojgla?

- Zeugla.

- Nieważne... Ubiłeś, czy nie?

- Tak.

- A nie zrobiła tego kobieta w białej sukni?

- O czym pan mówi, burmistrzu?

- Geralt, ciebie nie podejrzewałbym o kłamstwo. Nie znam cię długo, ale przez cały czas mówiłeś prawdę. Czasem nawet niepotrzebnie.

- Skąd wiecie o kobiecie?

- Aha, czyli to prawda?

- Skąd wiecie, burmistrzu?

- O czym?

- No, o kobiecie!

- Nie twoja sprawa. Wypierdalaj z Gaerne, bo to miasto nie toleruje kłamców. I weź ze sobą tego babiarza, Jaskra, który terroryzuje nasz zamtuz.

- Zaszła pomyłka. To na pewno nie on. Nie ma na to pieniędzy. Poza tym ma ranę na twarzy.

- Występy przynoszą trubadurom zyski, jeśli chcecie wiedzieć, a w sprawie rany był u miejscowego czarodzieja, który mu to wszystko ładnie zamaskował jakimś małym zaklęciem.

- Skąd wiecie?

- Nie twoja sprawa. Wypierdalaj z Gaerne.

Wiedźmin Droga ku NieszczęściuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz