II. Nie bój się.

26 3 0
                                    

Dom był niepokojąco cichy i pusty, za oknem zaczynało się już ściemniać, ale ojciec zapomniał najwyraźniej pozapalać świateł. Elizabeth Parry skradała się na palcach wzdłuż korytarza, potem po schodach do góry. Gabinet ojca był tylko trzy drzwi od jej pokoju, więc do pewnego momentu dziewczyna miałaby łatwą wymówkę, dlaczego stoi na korytarzu - po prostu szła do swojego pokoju. Ale głosy w gabinecie były stłumione, tak że nie potrafiła rozróżnić słów.

Nie idź dalej. - odezwał się głos w jej głowie, a ona przez ułamek sekundy zobaczyła biszkoptowego labradora, stojącego przed nią i tarasującego jej przejście. Zamrugała dwa razy oczami i po psie nie zostało nic więcej niż jasny cień na oczach taki jaki ma się, kiedy się spojrzy w jasne źródło światła a potem nagle odwróci wzrok.

"Co to było?" Była  przyzwyczajona do widywania nieistniejących zwierząt i chyba tylko dlatego w tym momencie nie spanikowała. Bo do tej pory żadne z tych zwierząt nie wykazywało żadnej woli interakcji z nią. Teraz natomiast w korytarzu nie było nikogo innego, a pies zdecydowanie patrzył groźnie w jej kierunku. Czym był? Postawiła dwa kroki do przodu i pomiędzy jednym mrugnięciem a drugim jej oczom ukazał się brudnoszary wilczur, szczerzący otwarcie kły.

Nie idź tam! To się źle skończy! Usłyszała jednocześnie głos w swojej głowie, natarczywy i wyraźnie zły.

Nie obchodzi mnie to. Chcę wiedzieć. odparła, zupełnie nie wiedząc dlaczego wdaje się w dyskusje ze swoim sumieniem. Bo tym właśnie był ten głos, prawda? Jej sumieniem.

Ku jej uldze po kolejnych krokach nic już nie zobaczyła, ani nie usłyszała ponownie "głosu". Zakradła się tuż pod gabinet ojca i przystanęła w stopie światła wpadającym na korytarz przez niedomknięte drzwi.

- Nie Mary, ona nie może się o niczym dowiedzieć. W ten sposób jest bezpieczniejsza. - usłyszała głos ojca.
- Mój drogi chłopcze, przypomnij sobie swoją przygodę. Czy to że dorośli czegoś wam nie powiedzieli powstrzymało Was od wypełnienia swojego przeznaczenia? Nie... - brzmiała odpowiedź doktor Malone. Ellie podejrzewała, że rozmawiają o niej więc nastawiła uważniej uszu.
- To była zupełnie inna sytuacja! Mieliśmy nóż i aletheiometr, zaś los stał po naszej stronie. Nie narażę mojej córki na niebezpieczeństwo. - dziewczyna zobaczyła przez szparę sylwetkę ojca, trzymającego się za kikuty dwóch palców u prawej dłoni.

Ojciec zawsze opowiadał, że utrata palców była efektem potyczki z pewnym szalonym człowiekiem, który chciał mu odebrać bardzo cenny obiekt badań i dziewczyna zawsze była dumna z tej opowieści. Wiedziała, że kiedy William był młodszy, dużo podróżował po całym świecie i w część tych podróży zabrał ją nawet ze sobą, ale wtedy największym wydarzeniem zazwyczaj okazywało się zabłądzenie w obcym mieście.

- Will, ci ludzie nie żartują. Sam mi kiedyś mówiłeś, że Xaphania przepowiedziała wam, że wróg może jeszcze powrócić. Ellie jest o dwa lata starsza niż ty wtedy i tak samo dojrzała, jak ty byłeś. Nie uważasz, że zasługuje by wiedzieć? - Dziewczyna poczuła nagły przypływ sympatii dla doktor Malone. Zawsze przepadała za kobietą i ufała jej, a teraz miała okazję się przekonać, że był to dobry wybór.

- Nie! I więcej nie powtórzę! - zaoponował ojciec, po czym zniknął z pola widzenia dziewczyny. - Chcę go użyć, Mary. Wiem, że nigdy nie przemawiał do mnie tylko do Lyry, ale może tym razem mi się uda? Jeśli cokolwiek odczytam, może pomoże mi to w podjęciu decyzji co zrobić. - Mężczyzna brzmiał jak człowiek zdesperowany, który wmawia sobie, że kawałek drewna ocali go przed utonięciem na pełnym morzu.

Ellie zbliżyła się do szpary, tak że niemal przytykała do niej oko. Dzięki temu mogła zobaczyć, jak jej ojciec wyciąga z szuflady biurka obły przedmiot, schowany w czarnym welurowym woreczku. Niestety, kiedy go wyciągał odwrócił się tyłem do niej, więc nic nie mogła dostrzec.

Rubinowe Lustro [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz