ROZDZIAŁ 2

449 34 6
                                    

Po mało przespanej nocy, Harry już wiedział co chce robić w życiu. Gdy tu trafił nie myślał nigdy o takich błahych dla niego sprawach. Zazwyczaj jego myśli kierowały się ku codziennej rutynie. Jak na przykład zastanawianie się jaka potrawa będzie podawana danego dnia albo o której musi położyć się do łóżka by wstać na badania. Po wstaniu z okropnie twardej podłogi Harry zadecydował iż od dziś będzie spisywał swoje postanowienia.


Postanowienie numer 1

Wydostać się stąd.

Oczy chłopaka były pełne podekscytowania. Jego myśli krążyły wokół słów "ucieczka" albo "udawanie że Louis'a nie ma i nigdy nie było". Gdy ta myśl wędrowała po całym jego umyśle od razu wiedział że nie spodoba to się Louis'owi, lecz musiał spróbować. Harry'emu ten pomysł też wydawał się absurdalny, gdyż ostatnio mówił iż nie ma zamiaru udawać kogoś kim nie jest, ale czy miał inny wybór?
Ucieczka nie wchodziła w grę, zapewne dobiegłby do najbliższej ulicy pełen nadziei a tuż za nim biegłby tabun policji albo zwykłych ochroniarzy ze szpitala.

Dziś był dzień badań więc chłopak szybko ubrał na siebie tą samą koszulkę, którą miał przed spotkaniem z rodzicami i wyszedł. Musiał się bardzo skupić, przeanalizować co dokładnie mówi doktor Greenberg i odpowiedzieć tak jakby był całkowicie zdrowy. Niby to zadanie nie było zbyt trudne, ale Harry'emu jednak ciężko jest nie myśleć o Lou. Niepewnie wszedł do gabinetu gdzie czekał na niego już Pan Greenberg siedzący przy swoim biurku.

-O już jesteś, usiądź proszę.

Harry posłusznie wykonał polecenie, jego oczy skierowane były ku małej metalowej plakietce przyczepionej do fartucha. "Doktor Edward Greenberg", tak się właśnie nazywał. Miał jasnobrązowe włosy i niewielki zarost, wyglądał na bardzo zmęczonego.

-Witaj Harry, jak się dziś czujesz?-Spytał patrząc się chłopakowi prosto w oczy, po czym uśmiechnął się szeroko.

-Jestem trochę zmęczony, ale wszystko jest w porządku. - Odpowiedział nieco niepewnie, cały czas miał w głowie jedną myśl, "Mów tak by uwierzył."

-A więc, o czym chcesz żebyśmy porozmawiali?-Trzymał w rękach kolorowe teczki i wyglądał jakby miał zaraz wystrzelić jak rakieta ze swojego krzesła.

-Często zastanawiałem się czy to co sobie uroiłem jest prawdą, jednak zazwyczaj wygrywała ta prostsza droga. Brnąłem w to dalej nie zastanawiając się jakie skutki to przyniesie i nigdy nie myślałem o dorośnięciu. Teraz zrozumiałem że to co robiłem dotychczas było głupią zabawą, którą ciężko było zakończyć... -Pan Greenberg na początku chciał wstać, lecz gdy Harry zaczął mówić w milczeniu wlepiał w chłopaka swoje duże niebieskie ślepia.

-Mów dalej.-Poprosił Edward, od momentu odłożenia teczek na bok w ogóle się nie ruszał. Tak jakby jego serce przestało bić a on zamienił się w ciało bez jakichkolwiek uczuć, jednak w jego oczach było widać zadziwienie i jednocześnie skupienie.

-Od jakiegoś czasu mówię sobie że postać, którą stworzyłem jest tylko wytworem mojej wyobraźni i nigdy ona nie istniała. Chce poczuć jak to jest być normalnym nastolatkiem, chodzenie do szkoły, zadawanie się z normalnie psychicznymi ludźmi i spędzanie z nimi czasu na imprezach... posiadanie rodziców.-Harry czuł się okropnie, powiedział to wszystko tak jakby to była prawda. Cały czas przysłuchiwał się temu Louis, brakowało jeszcze Petera i Meghan do tej jakże pięknej i wcale nie ubliżającej im rozmowie!

-Harry...Naprawdę nie spodziewałem się tego. Przy ostatniej wizycie wybiegłeś stąd z przekonaniem iż ta zabawa w wymyślonego przyjaciela jest prawdziwa. Jestem bardzo mile zaskoczony i cieszę się że to w końcu pojąłeś.-Harry tak bardzo czuł ból, który towarzyszył Louis'owi, chciał mieć tą rozmowę już z głowy.

Pan Greenberg wstał, odłożył w końcu stertę kolorowych teczek towarzyszących im przez całą rozmowę do szuflady za Harrym. Z szklanej gabloty wyjął kolejne teczki, tym razem były jednolitego koloru a mianowicie beżowego. Na nich wyraźnie było napisane nazwisko Harry'ego.

-Jestem z ciebie naprawdę dumny.-Mężczyzna był nadal uśmiechnięty, jego twarz mówiła "Udało się!".

-Naprawdę chciałbym wrócić do domu, tęsknie za rodziną a poza tym przydałoby się bardziej poznać moją siostrę.-Chłopak powoli chciał triumfować swoje zwycięstwo ale po chwili zrozumiał że to nie może być takie proste.

-Nie wątpię że czujesz się tutaj samotny bez swojej rodziny, ale powiedzenie iż wszystko już z tobą dobrze nie wyczaruje twojego natychmiastowego wyjścia. Musimy zorganizować serie innych badań i różnych rozmów. To nie takie proste...-Uśmiechnięta twarz Edwarda nagle posmutniała, cały pokój był przesiąknięty wielkim rozczarowaniem ze strony młodego chłopaka. Wiedział że to nie może być takie łatwe, ale jednak miał nadzieje że stanie się cud.

Doktor Greenberg postanowił wytłumaczyć Harry'emu ile czasu mniej więcej potrwa zanim będzie miał zgodę na opuszczenie szpitalu, na początek ma zamiar porozmawiać z jego rodzicami. Harry pogrążony w goryczy wyruszył w stronę jadalni, mimo iż nie był głodny chciał zająć swój umysł przyziemnymi sprawami. Zazwyczaj w czwartki serwowana była jajecznica, tak też było. Harry usiadł na swoim ulubionym miejscu przy oknie zjadając swoje śniadanie. Po jakimś czasie dołączyli do niego Max i Peter. Szesnastoletni Max z krótkimi blond włosami i jasnoniebieskimi oczami. Na jego ustach zawsze widniał kolor jasnoróżowy. Dla Harry'ego zadziwiające było to jak dużo osób tutaj miała naprawdę piękne oczy.

-Hej, jak życie?-Odezwał się Max, miał bardzo doniosły głos.

-Jakoś...A co u was?-Harry skrzyżował ręce opierając się nimi o stół.

-Wspaniale! Startowaliśmy w konkursie szachowym, to było nieziemsko ekscytujące starcie!-Wykrzyczał Peter, podskakując na krześle jak małe dziecko.

-Tak, zwłaszcza wtedy gdy ze wszystkimi wygrywałeś...

-Jestem mistrzem szachów!!!- Unosił dwie pięści w górze, jego głos zapewne dotarł na drugi koniec sali.

-Och, szkoda że nie miałem przyjemności tego zobaczyć.- Harry wyglądał na zwyczajnie zmęczonego, starał się by jego smutny wyraz twarzy nie mówił "Halo, zapytajcie co ze mną, właśnie obrażałem was w gabinecie doktora Greenberga!!!"

Wszyscy trzej zajęli się swoimi talerzami nie wypowiadając przy tym ani jednego słowa. Peter dobrze wiedział kiedy Harry ma badania, więc pewnie podejrzewał że coś poszło nie tak.

-Wszystko będzie dobrze Harry.-Uśmiechnął się do niego.

-Wiem o tym.-Chłopak przez chwile spojrzał swoimi zielonymi oczami w stronę Petera. Wstał zabierając prawie pusty talerz i kładąc na stertę naczyń po czym wyszedł.

Życie w szpitalu psychiatrycznym nie było zbyt ciekawe, robił to co mu kazali i tak żył czując się jak w koleinie. Tak właśnie wyglądało jego życie, nie było mu tu aż tak źle ale chciał zasmakować czegoś nowego. Nie wyobrażał sobie być ptaszkiem uwięzionym w klatce przez całe życie, pragnął rozwinąć swoje skrzydła i polecieć jak najdalej. Tam gdzie ludzie nigdy więcej nie będą go oceniać. Wiedział jak znaleźć to miejsce, ale sporo by go to kosztowało. Na razie o tym nie myślał, przynajmniej się starał.

-Kocham cię Louis...-Głos Harry'ego rozbrzmiał się po całym pokoju.


===========================================

Mam nadzieję że się komuś spodobało mimo to że ten rozdział jest dosyć krótki :)

Jeśli komuś się podoba ff to piszcie! Bo idk czy dalej pisać czy nie.










Just another love story.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz