ROZDZIAŁ 4

329 32 5
                                    

Minęły dwa tygodnie, w ostatniej chwili strażakom udało się uratować siedemnastoletniego chłopaka z niszczącego się piętra. Pięć osób zostało lekko rannych, trzy znajdują się w szpitalu przez zatrucie dymem oraz z oparzeniami drugiego stopnia. W pożarze zginęła tylko jedna osoba.

Harry obudził się, od razu kiedy otworzył oczy ujrzał siedzącą przy jego łóżku kobietę. Nie mógł stwierdzić kto to, ponieważ w całym pomieszczeniu było tak jasno a on nie był przyzwyczajony do światła. Po chwili jego wzrok się wyostrzył i dostrzegł że ta kobieta to jego matka, siedziała skulona twarzą do podłogi. Było słychać jak płakała.

-Ma...-Próbował ułożyć się w pozycji siedzącej ale przy próbie od razu odpuścił. 

-Oh, Harry!-Na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech.

-Co... Co sie s-stało?-Ciężko było mu cokolwiek powiedzieć, nadal czuł się bardzo słabo. 

-Był pożar... Harry, tak bardzo mi przykro...

-Mamo, co się stało? 

-Twoja przyjaciółka Meghan, ona... nie żyje.-Z niedowierzaniem Harry patrzył na swoją matkę. 

-Co?! Dlaczego, jak to się stało?- Jego twarz po sekundzie była cała mokra od łez, miał ochotę krzyczeć ale nie miał siły. 

-Teraz wiem tyle co ty, gdy dowiedziałam się co się stało od razu tutaj przyjechałam. Jest tutaj pani Jarret, która kontroluje wszystko. Powiedziała mi że w pożarze umarła Meghan McJarh, a kiedyś wspominałeś o niej i mówiłeś że dobrze się dogadujecie... Przykro mi.-Kobieta dotknęła jego ręki w geście współczucia.

Harry zamilkł, jego oczy skierowane były ku górze. Dlaczego ona? co było przyczyną tego pożaru? Chciał się tego natychmiast dowiedzieć, więc odkleił od siebie wszystkie kable i powoli wstał nie patrząc na matkę."Co robisz!?" Usłyszał jej głos za swoimi plecami ale nie odpowiedział, pociągnął za klamkę otwierając drzwi po czym wyszedł. Zaczął iść wzdłuż korytarza podpierając się o ścianę i łapiąc się za brzuch jak kobieta w ciąży, nie wiedział dlaczego tak robi, po prostu czuł się bardziej stabilnie. Nie słyszał nic oprócz bicia własnego serca, pielęgniarki próbowały go zatrzymać ale on widział tylko postać przypominającą mu Louis'a, który był ubrany w granatowy sweter tak jak w jego śnie. Próbował z całych sił odciągnąć od siebie pracowników szpitala co było bardzo trudne. Jedyne co chciał wiedzieć, to jak zginęła Meghi. Ona pragnęła śmierci, ale Harry nie pisał się na cierpienie z powodu jej braku. Widział coraz mniej, jego pole widzenia zwężało się z każdą próbą zrobienia kroku. W końcu z braku sił upadł na podłogę.

-Ja... Ja chce tylko wiedzieć jak ona umarła...-Czuł jakby od tego zależały losy świata.

 Kucnęła przy nim starsza brunetka o piwnych oczach i wąskich ustach, dotknęła jego ramienia i lekko się przybliżyła.

-To Meghan spowodowała ten pożar. Takim ludziom jak ona przeszukuję się pokoje dla bezpieczeństwa czy aby na pewno nie mają niebezpiecznych narzędzi którymi mogą zrobić sobie krzywdę. Jakimś cudem musiała mieć cokolwiek co wznieciło ogień i coś co również szybko go rozprzestrzeniło. Nikt nie wie jak dostały się te rzeczy w jej posiadanie. Czy ta odpowiedź cię usatysfakcjonowała?-Harry patrzył jej prosto w oczy, nie mógł w to uwierzyć.

-Co za pieprzona egoistka... 


==================================

Zauważyłam że piszę rozdziały raz na miesiąc ale postaram się to zmienić!! 

Mam nadzieję że spędziliście miło święta wraz z rodziną a także z okazji nowego roku, życzę wam wszystkiego najlepszego i oby ten rok był lepszy od poprzedniego! (ha zrymowało się)




Just another love story.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz