Trochę tu pusto, ale to nic. Wszyscy zaczynali od zera :D A tak poza tym, to chyba zrezygnuję z oddzielania myśli bohaterów za pomocą kursywy. Będzie mi łatwiej pisać, a wspomnianą czcionkę wykorzystam w jakiś lepszy sposób :) Skoro wszystko już wyjaśnione - rozdział sam się nie przeczyta :>
_____________________________________________________________________________
Perspektywa Sheili
Chyba już dziesiąty raz przetrząsałam po kolei szafę, łóżko, biurko i wszystko inne w pokoju Laidly, w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki, gdzie owa dziewczyna mogłaby się w tej chwili podziewać. Każdy normalny człowiek nie może od tak sobie wyparować, ale całe osiedle wiedziało, że nasza dwójka jest zdrowo kopnięta. W takim razie muszę być przygotowana na wszystko. W mojej głowie ułożyło się kilka scenariuszy:
1) Stroi sobie ze mnie żarty i za chwilę wyskoczy z pokoju obok.
2) Jednak zdecydowała się iść na zajęcia muzyczne i najzwyczajniej w świecie wyszła z domu.
3) Depresja wzięła nad nią górę i jest teraz w niewiadomym miejscu.
Najprawdopodobniejszy wydaje się ostatni ze scenariuszy. W takim razie gdzie mogła pójść? Do głowy przychodzi mi na myśl tylko park, ewentualnie jakaś kawiarnia.
Spojrzałam na podłogę w zamyśleniu i zobaczyłam tam kartki z nutami, skrzypce oraz (na nieszczęście) złamany smyczek. W sumie, to jeszcze tego nie ruszałam, więc warto byłoby się temu przyjrzeć. Klapnęłam sobie na zielonym, puchatym dywanie i zaczęłam przeglądać kartki. Nie było tu niczego oprócz nut i notatek opisujących czym jest gama a-moll melodyczna. Już miałam to zostawić, gdy nagle zobaczyłam coś kątem oka. Jakieś dziwne wgłębienia na kartce i napis głoszący "czerwona kapusta". Ciekawe... Czyżby chodziło jej o nasz sposób tajemnego pisma?
Bez zbędnych komentarzy chwyciłam mojego "wybrańca" spośród pliku kartek i ruszyłam z nim w stronę kuchni.
- Przepraszam, ma pani może czerwoną kapustę? - spytałam zaintrygowanej jakąś powieścią romantyczną (bleee) mamy Laidly.
Zapytana spojrzała na mnie ze zdziwieniem sponad swoich okularów. Trochę ją postarzały, ale nie ma mowy, żebym powiedziała to na głos. Przez jakiś czas patrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem, ale po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech i powiedziała:
- Chcecie coś razem ugotować? - Tylko wodę z czerwonej kapusty, żeby odczytać liścik napisany wykałaczką zanurzoną w occie*, a czemu pani pyta? W sumie, to ciekawe jak by zareagowała na takie słowa. Wydaje mi się, że byłaby lekko zdziwiona.
- Robimy eksperyment na chemię, ale to nic wielkiego. Nie musi się pani martwić - powiedziałam z jak najpewniejszą miną. Chyba udało mi się ją przekonać, bo wstała i z lodówki wyjęła dużą, fioletową główkę kapusty. Właściwie dlaczego nazywa się ją czerwoną, skoro ma inny kolor? Nie mam nic do fioletu, a wręcz przeciwnie - to mój ulubiony kolor. Nie pojmuję tego i chyba nigdy nie pojmę.
- Dziękuję - rzuciłam do pani Crescendo, która znowu wwiercała się wzrokiem w swoją lekturę. To tylko przypuszczenia, ale chyba nie usłyszała tego co przed chwilą powiedziałam. A tam, nieważne. O wiele więcej uwagi potrzebowała kapusta leżąca przede mną na blacie kuchennym. Moje zdolności kulinarne ograniczały się do zrobienia sobie kanapki lub jajecznicy, ewentualnie do zamówienia pizzy przez telefon. Czy to się zalicza? W każdym razie, nie było teraz czasu na rozmyślanie nad moimi wybitnymi uzdolnieniami w dziedzinie kuchni. Musiałam jak najszybciej odczytać ukrytą wiadomość.
Błyskawicznie więc pocięłam kapustę na kawałki i wrzuciłam do wcześniej przygotowanej, gotującej się wody. Poczekałam jakieś pięć minut i tak, jak oczekiwałam, moje pół litra czystego H20 nie było już takie czyste. Powoli zaczęło zmieniać kolor na ciemnoczerwony i w końcu przeszło w głęboką purpurę. Przepięknie to wygląda, ale smakuje o wiele gorzej. Poczekałam jeszcze chwilkę i wyłączyłam gaz pod garnkiem. Szybko przelałam wodę do spryskiwacza i spryskałam nią kartkę z małymi bruzdami po wykałaczce. Na papierze zaczęły się pokazywać najpierw czerwone litery, a następnie całe wyrazy, łączące się w zdania. Ze zgrozą przeczytałam nagłówek - "Droga Sheilo". Laidly mówiła do mnie "droga" (chodnik :D - not. autora) tylko wtedy, gdy sobie żartowała albo miała coś naprawdę ważnego do powiedzenia. Z zapartym tchem przeczytałam słowa zapisane na kartce. Moje oczy rozszerzyły się maksymalnie. Tego to ja się nie spodziewałam!
Perspektywa Laidly
Byłam pewna, że poradzi sobie z kapustą. Trochę głupio, że robiłam taką aferę z jednego liściku, ale jeśli mama by to zobaczyła, to chyba wysłałaby mnie do psychiatryka. Nie jestem na tyle głupia, żeby ciąć się mydłem w płynie albo skakać z zawrotnej wysokości dywanu. Mam inne sposoby na rozwiązywanie swoich problemów. Chociażby przez porozumiewanie się z nadprzyrodzonymi istotami. Jak to się stało?
Ostatnimi czasy dużo myślałam nad sensem życia (kiedy stałam się takim filozofem?) i do niczego nie doszłam. Uznałam moją egzystencję za bezsensowną. I w tym momencie zaczyna się magia, dosłownie. Mianowicie, wczoraj miałam sen. Śmieszne, ale prawdziwe. Śniła mi się kobieta z przepięknymi, białymi skrzydłami, grająca na skrzypcach. Wydawało mi się, że patrzyłam na nią tylko chwilę, gdy się obudziłam. Pod wpływem dziwnego impulsu sięgnęłam po własne skrzypce i zagrałam (o dziwo!) tę samą melodię, co kobieta ze snu. Mam wrażenie, jakbym tę melodię znała na pamięć, mimo że pierwszy raz ją słyszałam. Zastanawiałam się nad tym długo dziś po szkole i gdy coś zaczęło mi świtać, usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa - "Obyś zdechła" . Dostawałam takie wiadomości już od paru miesięcy i gdy zobaczyłam tę jedną, moje oczy jak zwykle postanowiły przeciekać. Płakałam tak chyba z godzinę i w końcu postanowiłam iść spać. Znowu zobaczyłam tę anielicę, która znowu grała na skrzypcach. Melodia była inna niż przedtem - smutna, melancholijna, a zarazem urzekająca. Bez żadnych ogródek podbiegłam do niej i łapiąc ją za ramię, spytałam kim jest. Powiedziała:
- Głosem twojej duszy.
I wtedy się obudziłam. Tak po prostu, bez żadnego pięknego zakończenia snu. Machinalnie wstałam i zapisałam na pięciolinii nuty usłyszanej melodii. Nagle przed moimi oczyma nuty zaczęły się układać w litery, a ja z zapartym tchem przeczytałam - "Jeśli chcesz wyzwolić się od cierpień, kiwnij głową." Zdziwiłam się, ale zrobiłam to. Nuty znów zaczęły się ruszać - "Mam dla Ciebie propozycję. Wystawię Cię na próbę. Jeśli przejdziesz przez nią z pozytywnymi wynikami, dam Ci wszystko, czego zapragniesz. Samym dowodem mojej mocy jest to, co teraz widzisz. Będę tu za godzinę. Do czasu mojego nadejścia masz czas, żeby się zdecydować." I wtedy wszystkie nuty przestały się ruszać. Odwróciłam się i obiegłam wzrokiem pokój, ale tam nie było niczego ani nikogo podejrzanego. I niech mi ktoś teraz powie, że to nie jest dziwne!
Przez całą godzinę rozmyślałam nad tym, czy na pewno mi się to wszystko nie śniło, ale na kartce wyraźnie było napisane: MASZ GODZINĘ. Spojrzałam na zegarek. Zostały jeszcze tylko 2 minuty! Dłużyły mi się one niemiłosiernie. Wskazówki zegara bez litości odmierzały kolejne sekundy. 3, 2 ,1...
Wtem przed moimi oczyma pojawiła się kobieta ze snu. Spojrzała mi prosto w oczy i wyciągnęła do mnie dłoń. Bez wahania ją chwyciłam. Świat wokół zaczął się rozmazywać, a ja pogrążałam się w delikatnym, kojącym świetle, pełnym złotych iskier. Czułam się, jakbym spała na jawie. To było takie przyjemne... Usłyszałam czyjeś kroki kierujące się do mojego pokoju. Uśmiechnęłam się. Już za późno. I wtedy straciłam kontakt ze światem.
*Chodzi mi tu o sposób na ukrycie swojego pisma. Pisze się za pomocą wykałaczki lub patyczka do uszu octem. Jest to niewidoczne do momentu, gdy spryska się to wodą z czerwonej kapusty. Wtedy pojawiają się nasze napisy zafarbowane na czerwono lub purpurowo :)
_____________________________________________________________________________
Trochę długo wyszło :D Prosiłabym czytających o jakieś oznaki życia w komentarzach. Chcę wiedzieć, że umilam komuś czas moją opowieścią :> Mam tylko nadzieję, że mój "wielki pisarski biznes" się rozkręci i będzie tu coraz więcej ludu :P