Urywane dźwięki szarpanych strun roznosiły się po opustoszałej klasie. Zza drewnianych drzwi do uszu niewysokiego blondyna docierały podniesione głosy uczniów wędrujących kolorowymi korytarzami, kierującymi swoje kroki zapewne ku stołówce. On jednak nie zwracał większej uwagi na hałasy dobiegające zza ściany, ignorując je całkowicie brzdąkał na wysłużonej gitarze. Ani mu się śniło ruszać za tłumem, przerwa obiadowa tego dnia nie była najważniejsza. W zasadzie – nic nie było ważne. Nic, poza tym, że nadszedł wyczekiwany długo dzień jego siedemnastych urodzin, a wszyscy jakby o nim zapomnieli.
Fakt – może i nie miał najlepszych kontaktów z kolegami w klasie. Na pewno nie były wystarczająco dobre, aby ci zapamiętali datę jego urodzin. W tym miejscu był dziwakiem. Odludkiem. Kimś zupełnie innym, niż w poprzednich latach edukacji. Rówieśnicy, zamiast zobaczyć w nim Connora, widzieli nijakiego chłopaczka, który często plącze się we własnych słowach, który potrafi potknąć się o własne nogi i który rumieni się za każdym razem, kiedy ktoś wypowie jego imię.
Pewnie dlatego zrezygnowali z jakichkolwiek prób poznania go. Z resztą – on się nie starał, po co inni mieliby to robić? Skoro nie zdobył sympatii żadnej osoby z klasy, po ponad roku nie było szans na to, aby teraz się z kimś zaprzyjaźnił. Zdążył już pogodzić się z samotnością w szkole, która de facto – wcale nie była tak złym miejscem jak by się mogło wydawać. Lubił nauczycieli, nawet jeśli i oni go nie zauważali. Lubił stołówkowe obiady, szczególnie serwowaną co środę pizzę, albo poniedziałkowe spaghetti, nawet jeśli jadał je sam. Lubił opuszczone klasy, w których mógł brzdąkać na gitarze, nawet jeśli jedyną publiką były puste krzesła.
Samotność przecież nie była taka zła. Nie musiał obawiać się o to, że jego tajemnice wyjdą na jaw, że ktoś spuści mu łomot za zaczepienie dziewczyny na korytarzu, że ktoś wbije mu szafkę. Nie zauważali go, więc jaki był cel w tym, aby robili mu na złość? Czasami szkoda mu było patrzeć na gnębionych uczniów, ale w głębi duszy dziękował Bogu za to, że prześladowcy mają zupełnie gdzieś jego skromną osobę.
Wzdychając cicho, odgarnął z czoła spadające kosmyki włosów i poruszył trzymaną w zębach kostką do gitary. W górę, w dół, w górę, w dół. Uroczy uśmiech wypłynął na jego twarz, a powiększył się tylko, gdy przez wszystkie dźwięki przedarło się głośne burczenie. Definitywnie – jego żołądek miał zupełnie inne plany niż on. Śmiejąc się cicho zeskoczył z ławki i schował swoją gitarę do futerału. Przez domagający się jedzenia brzuch, był zmuszony porzucić swoje plany.
Zwinnym ruchem zatrzasnął pudło i chwytając za rączkę, skierował swoje kroki ku drzwiom. Wychylając głowę na korytarz, zauważył przedzierającego się przez niewielki tłumek wokalistę szkolnej kapeli, który najwyraźniej przed czymś uciekał. Marszcząc brwi Connor pokręcił głową z niedowierzaniem, a w jego głowie zaświtało wspomnienie sceny, której świadkiem był kilka dni temu.
Z tego, co pamiętał – Bradley, bo tak miał na imię owy chłopak, sprzeczał się z pewną blondynką o bal na zakończenie szkoły. Przyjrzał się uważniej wędrującym korytarzem uczniom, którzy jak ławica ryb brnęli w jednym kierunku, co jakiś czas odwracając głowy ku przedzierającemu się Bradleyowi. Connor był bliski parsknięcia śmiechem, gdy tylko zauważył tę samą dziewczynę, o której przed chwilą pomyślał, próbującą dogonić chłopaka.
Nie myśląc za wiele, nadal trzymając gitarę w jednej dłoni, wyciągnął drugą przed siebie i w odpowiednim momencie chwycił materiał bluzy chłopaka. Jednym szarpnięciem wciągnął go do klasy i zamykając za sobą drzwi, modlił się o to, aby jego prześladowczyni nie zauważyła gdzie zniknął jej cel.
– Chowaj się pod biurkiem – mruknął, spoglądając na głowę wyższego chłopaka. – No chyba, że chcesz, aby cię rozszarpała.
Bradley wyraźnie zaskoczony, najwyraźniej nawet nie zastanawiał się nad słowami zupełnie obcego chłopaka dał nura pod biurko, zaledwie na chwilę przed tym, jak do klasy wpadła dziewczyna, jednak widząc tylko Connora, zamarła na moment.
– Widziałeś gdzieś Bradleya? – zagadnęła, uśmiechając się do niego. Nawet nie tłumaczyła kogo ma na myśli. Chłopak przewrócił tylko oczami i uniósł rękę wysoko nad głowę.
– Mniej więcej tego wzrostu? – zagadnął, a dziewczyna ochoczo pokiwała głową. – Brunet? – przytaknęła. – Loki? Koszula w kratę? Uroczy uśmiech? – Tak, tak, tak. – Niestety nie – wzruszył ramionami od niechcenia, a dziewczyna wyraźnie się zasępiła. – Poszukaj na stołówce, albo spróbuj złapać jego kumpli z kapeli, może oni ci pomogą. – Uśmiechnął się do niej, a jego policzki pokryły się rumieńcem.
– Jasne, dzięki – bąknęła, wachlując rzęsami w ten śmieszny, dziewczyński sposób.
Connor odetchnął z ulgą, gdy zamknęła za sobą drzwi. Przesz niewielką szybę przyglądał się jej poczynaniom i dopiero po upewnieniu się, że skręciła w lewo na korytarzu, odwrócił się w stronę chłopaka, który zdążył wydostać się spod biurka i wytrzepywał swoją koszulę.
– Baby są straszne – stwierdził nagle brunet, tym samym sprawiając, że Connor przestał już zupełnie wierzyć w ludzkość. Gdzie „Dziękuję, za ratunek"? Cokolwiek?
– Nie ma za co – bąknął tylko, nie mogąc w żaden sposób odnieść się do słów Bradleya. Nie miał kompletnie żadnego doświadczenia na płaszczyźnie damko-męskich relacji, więc co innego mógł powiedzieć.
– Umm – cichy pomruk, jaki zawibrował w gardle bruneta, sprawił, że Connor uniósł tylko brew, w oczekiwaniu, podczas gdy jego wyraźnie zakłopotany towarzysz uniósł dłoń, by zanurzyć ją w gęstych, ciemnych lokach. – Dzięki... - zaciął się na moment.
– Connor.
– Tak, dziękuję, Connor – uśmiechnął się i jak gdyby nigdy nic, wyciągnął w kierunku niższego dłoń. – Gdyby nie ty, pewnie wydrapałaby mi oczy.
Przewracając oczyma, blondyn przełożył do drugiej ręki futerał i uścisnął dłoń Bradleya. Dotychczas kompletnie nie zawracał sobie głowy szukaniem dziewczyny, starał się myśleć o zdaniu z klasy do klasy i o lekcjach, które dawał dzieciakom, by zarobić na własne wydatki.
– Jasne – odparł tylko, odwracając się na pięcie i ponownie zbliżając się do drzwi.
– Hej... – na cichy dźwięk głosu zerknął tylko przez ramię. – Wiszę ci przysługę!
~*~
Początki zawsze są trudne.
Cześć!
Lexiak kłania się nisko, przeprasza za ten prolog i ma nadzieje, że ktoś się tym zainteresuje! :)
CZYTASZ
Young Volcanoes // Bronnor | ZAWIESZONE |
FanfictionKażdy z nas marzy o miłości rodem z książek Nicholasa Sparksa, każdy - poza Connorem, ukrywającym się w cieniu uczniem, który pragnie jedynie zarobić pieniądze na samochód i dostać się do college'u. Każdy z nas marzy o popularności, każdy - poza Con...