2. Wydaje się sympatyczny.

135 16 4
                                    

Lucy

Wysiadłam z samochodu i obróciłam się wokół siebie.

Google nie kłamało pisząc, że Frost to zapyziała wieś.

Złapałam się za nos i przymknęłam oczy. To będzie ciężkie 7 miesięcy. Jak ja wytrzymam bez imprez.

Boże, miej mnie w opiece.

Tutaj nie będzie o to trudno.

-Jezu Chryste, współczuję ci córeczko. To naprawdę jest dla ciebie idealna kara - powiedziała Celestie, wysiadając z samochodu.

Kobieta zdjęła z nosa swoje wielkie okulary przeciwsłoneczne i obejrzała wszystko do okoła.

-Proszę cię, zamknij się.

-Przecież nic nie mówię.

Złapałam się za biodra i przybrałam grymas na twarzy.

Tutaj, całe to miejsce, to nie jest mój świat.

-Wyjmij walizki z bagażnika. Nie mam czasu, żeby tu z tobą siedzieć. Muszę wracać, mam dziś randkę z Derekiem.

Przewróciłam oczami i nie odpowiadając, skierowałam się do bagażnika. Wyjęłam z niego dwie walizki i razem z nimi skierowałam się do głównych drzwi podłużnego budynku.

-Nie pożegnasz się? - usłyszałam krzyk mojej matki.

-Nie w tym życiu! - odpowiedziałam.

-Zapamiętam to sobie córko!

Przymknęłam oczy, ponieważ niech ona już sobie pojedzie.

Na szczęście po kilku sekundach usłyszałam odpalanie silnika, a następnie odjeżdżający samochód.

Jedynym plusem tego wszystkiego jest to, że przez ponad rok nie zobaczę twarzy Celestie. To pewnego rodzaju nagroda, za którą bardzo dziękuję.

W trudem wciągnęłam ciężkie walizki po schodach, prowadzących do masywnych drzwi, w które zapukałam. Po krótkim czasie, pojawiła się przede mną niska i otyła kobieta, wyglądająca na przesympatyczną. Posłała mi uśmiech.

-Lucy? - skinęłam głową - Zapraszam.

Starsza kobieta odsunęła się, żeby zrobić mi miejsce. Weszłam do środka i już na samym początku, przywitał mnie, wiszący na ścianie wizerunek Chrystusa. Wchodząc głębiej, mogłam zauważyć na ścianach liczne krzyże albo religijne obrazy. Było tu bardzo katolicko i staro, ale schludnie.

-Tędy - usłyszałam z boku, więc odwróciłam się i poszłam za kobietą.

Weszłyśmy prawdopodobnie do kuchni, w której nie miałam pojęcia co robimy.

-Kochana, odłóż narazie walizki tutaj i chodź proszę ze mną. Poznasz proboszcza i wikarego. No prawie wikarego. Chłopak jest młody i dopiero się uczy. Można powiedzieć, ze jest na takich jakby praktykach... - dalej się wyłączyłam, bo pewnie ten cały wikary to jakiś gruby oblech, który może i jest młody, ale zdecydowanie nim się nie zainteresuję.

Gosposia poprowadziła mnie do pokoju wyglądającego jak salon. W progu powitał nas zapach sernika i róż. Ta mieszanka nie bardzo mi sie spodobała, ale może się przyzwyczaję. W rogu stał duży fotel, na którym siedział mężczyzna z gazetą. Gdy nas usłyszał, odłożył ją i wstał. Był wysoki i odrobinę otyły. Wyraz jego twarzy nic nie pokazywał. Wyglądał na surowego i niemiłego. Podejrzewam, że to proboszcz.

-Księże proboszczu, panna Brooks już przyjechała - kobieta wskazała na mnie, a ja zmarszczyłam brwi.

-Um, dzień dobry - powiedziałam cicho.

-Witam w naszych skromnych progach - mężczyzna w sutannie, podszedł do mnie i wyciągnął swoją dłoń, którą uścisnęłam - Mam nadzieję, że będziesz się dobrze sprawowała. Pani Coner powie ci co będziesz musiała robić. Przepraszam, ale mam jeszcze kilka obowiązków i muszę się nimi zająć. Do zobaczenia.

Ksiądz skinął głową i wyszedł w salonu.

Ta kilka obowiązków.

A kto przed chwilą czytał gazetę?

-Proboszcz ma dość specyficzny charakter, ale da się go lubić. Wikary to jego zupełne przeciwieństwo. Chłopak jest nieśmiały i nie lubi za dużo mówić. Powinniście się polubić. Zaraz go zawołam, żebyście mogli się poznać - powiedziała pani Coner i znikła. Polubiłam ją. Jest wygadana i miła. Brakuje mi takich ludzi na codzień.

Czekałam już dziesięć minut, a gosposia z wikarym nie pojawiali się. Chciałam stąd wyjść, ale nie wiedziałabym gdzie mam iść. Nie znam jeszcze tego miejsca. Gdy miałam usiąść na starej kanapie, do pokoju wparował jakiś chłopak.

-Księże proboszczu, nie widział ksiądz...- nie dokończył, ponieważ mnie zauważył.

Zmarszczyłam brwi, oglądając jego sylwetkę.

Był ubrany cały na czarno, szczupły i przystojny. Jego włosy miały kolor blondu, a oczy odcień błękitu albo szarości. Z daleka nie mogłam rozpoznać.

Już za pierwszym razem mnie zainteresował.

Patrzyliśmy się na siebie. Ja pewnym siebie wzrokiem, on nieśmiałym i zagubionym. Pewnie nie wiedział kim jestem. Ja już się domyślałam.

Pomyliłam się co do tego wikarego.

-Bardzo przepraszam panienko, ale nigdzie go nie mogę znaleźć i...o Nialler, gdzieś ty się podziewał chłopcze? - zapytała się chłopaka pani Coner, która nawet nie wiem kiedy znalazła się w pokoju.

-Byłem na spacerze - odpowiedział cicho, zerkając na kobietę.

-To wszystko wyjaśnia! Poznaliście się już? Nialler to jest Lucy, nasza nowa pomoc na plebani - chłopak skinął głową, a następnie opuścił ją.

-Miło cię poznać - powiedział tak, że ledwo go zrozumiałam.

Rzeczywiście był nieśmiały.

Jak ktoś taki chciał zostać księdzem?

Przecież to chodzący ideał.

-Ciebie też - odpowiedziałam.

Przez chwilę była cisza, w którą nie wtrącała się nawet pani Coner.

-Ja, ja pójdę do siebie - wyjąkał Niall, po czym wyszedł.

Z jakiego kraju ma się tak seksowny akcent?

-Nialler jest mało kontaktowny na początku. Musisz go poznać lepiej, żeby się otworzył.

-Wydaje się sympatyczny - odpowiedziałam.

Och, na pewno jest sympatyczny.

Kobieta posłała mi uśmiech.

-Chodź po twoje walizki. Zaprowadzę cię do twojego pokoju.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 26, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Powołanie do miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz