Prolog

104 11 2
                                    

   Przemierzam pustą ulicę. Staram się nie myśleć o tym, co się przed chwilą stało. O tym, jak ona się Rose się zachowywała. Drzewa rzucają tajemnicze cienie na drogę. Księżyc w pełni przysłaniają ciemne chmury. Cisza mnie przeraża, więc wkładam białe słuchawki do uszu i puszczam piosenkę mojego ulubionego zespołu - Green Day'a.

- I walk alone. I walk alone  - podśpiewuję z wokalistą.

   Temperatura gwałtownie spada. Na moich rękach pojawia się gęsia skórka. Dreszcze wstrząsają moim ciałem. Rozglądam się. Wokół mnie leży pełno poranionych ciał. Jednego mężczyznę pozbawiono nogi. Kobieta niedaleko została postrzelona. Niemowlę całe we krwi. Nie wiem, co się dzieje. 

- Pomocy - szepcze ktoś.

Odwracam się w stronę głosu. Dochodzi on z ust dziewczyny w moim wieku. Chcę do niej podbiec, powiedzieć, że wszystko dobrze, choć wiem, że to nieprawda... Nagle zauważam ranę postrzałową na jej piersi. Przyglądam się lepiej. Jej ciemnobrązowe włosy, zaplecione w niedbały warkocz, są pozlepiane czerwoną mazią. Ma sine wargi i bladą twarz. Powoli umiera. Muszę się ruszyć. Pomóc jej... ale nie potrafię. Czuję palący ból. Patrzę na brzuch. W okolicy pępka widzę ranę, a w niej złoty nabój. Ja też... Również jestem ofiarą postrzału... Ludzkiego okrucieństwa. Nie mogę nabrać powietrza. Odchodzę. Spać...

   Zmuszam się, by otworzyć oczy. Przestać rozpaczliwie zaciskać powieki. Boję się, że znowu zobaczę coś takiego. Jednak ciała zniknęły. Już ich nie ma. 

- To tylko wizja - pocieszam się. - Męczą cię cały czas. Odkąd tylko pamiętasz... To tylko kolejna. Nic się nie wydarzyło. Spokojnie... Wdech, wydech - próbuję sobie poradzić. - Wdech, wydech.

Równomiernie oddychając biegnę jak najszybciej do domu. Skupiam się na kołysaniu się mojego kucyka.... Szukam kluczyków w torebce. Wchodzę do budynku. Od razu uderza mnie smród alkoholu. 


WizjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz