Rozdział 1

1.3K 37 0
                                    

  Wsiadłam w autobus, który jechał w kierunku kancelarii adwokackiej mojego ojca. Było mroźno, jak na grudzień to i tak było w miarę ciepło. Lubiłam taka pogodę, trochę mroźno ale nie za zimno. Przyjemnie było jak mróz szczypał w policzki, przypomnienie lat dziecięcych. Wysiadłam więc dwa przystanki wcześniej, aby się jeszcze kawałek przejść. Po drodze mijałam wiele dzieci ganiających się po parku. Mimo niskiej temperatury na ich twarzach można było dostrzec uśmiech.
Dotarłam do biurowca, gdzie pracował mój ojciec i wjechałam windą na 10 piętro. Chciało mi się śmiać. Miałam zostać Panią Adwokat jak to życzył sobie ojciec, ale cóż moje marzenia były daleko od tego, więc zamiast wkładać doskonałe garsonki i stać na sali sądowej wolałam wkładać jeansy i aparat fotograficzny i biegać za sensacją. To byłam ja...
Wjechałam więc na piętro gdzie mieściła się kancelaria Jamess i Greyson. Sekretarka ojca, Nadia, kobieta w kwiecie wieku, powitała mnie z uśmiechem.
-zimno na dworze? -zapytała
-powiem, że jest przecudownie -odpowiedziałam
-jest tam -uprzedziła moje pytanie -mam go zawiadomić, czy chcesz mu zrobić niespodziankę? -mimo zmarzniętej twarzy, rozpromienił się na niej uśmiech. Lubiłam tę zawsze zadbaną kobietę, chociaż dlatego, że przypominała mi zmarłą matkę. Czy Paul Jamess jest zupełnie ślepy? Czy nie zdawał sobie sprawy, że w jego przedpokoju siedzi tak wspaniała kobieta? -zawsze dziwiło mnie zachowanie ojca.
-Chyba będzie lepiej jak mnie Pani zaanonsuje -powiedziałam, mrugając znacząco okiem. Ściągnęłam płaszcz i powiesiłam na wieszaku -przynajmniej dowiemy się w jakim jest humorze.
-Panie Jamess, jest tu pańska córka i chciałaby się z panem zobaczyć. Czy może pan ją przyjąć?
-musiała zajść jakaś pomyłka, panno Gret -zabrzmiał ostry, męski głos -ja nie mam córki. Ona nie pozwoliłaby sobie na sprzątnięcie spod nosa tak dobry temat jak morderstwo Morsona.
Nachyliłam się nad głośnikiem.
-a co innego mogłam zrobić, jeśli nijaki Pan Gabriel Greyson musiał koniecznie postawić na swoim -przerwałam na chwilę aby się nie roześmiać -a poza tym tato, wiesz dobrze, że nie możemy rozmawiać przez ścianę.
Usłyszałam w tle chichot mężczyzny. Więc i ojciec ledwo powstrzymywał się od śmiechu. Ale wreszcie się odezwał.
-Wejdź Angelino. Uważam jednak, że całkiem dobrze nam szła ta „konwersacja" przez ścianę.
Naprężyłam się jak struna i zapytałam Nadie: -czy Gabriel też tam jest?
-jeśli powiem teraz „tak" to dasz drapaka? - zapytała Nadia
-nie zamierzam dać mu tej satysfakcji -odparłam podchodząc do drzwi. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi. Weszłam z wysoko podniesioną głową do eleganckiego biura ojca. Uderzyła mnie fala gorąca. Ojciec zawsze w chłodne dni podkręcał temperaturę w grzejnikach. Nie lubił zimna, więc zamiłowanie do niskich temperatur musiałam mieć po matce.
Paul siedział za biurkiem, wygodnie rozparty w obrotowym fotelu. Ręce założył za głowę. Gabriel tkwił w rogu dębowego stołu.
-ależ nam tu zawieruchę przyniosła -uśmiechnął się ojciec
-taka pogoda na zewnątrz. Wiedziałbyś jakbyś się ruszył z biura -dodałam wytykając ojcu język
-czy nadal chcesz jechać do Panama City? -zapytał Paul
Wzruszyłam ramionami
-tylko pod warunkiem, że będę mogła zabrać barbie i dużo gumy balonowej -odparłam, rzucając znaczne spojrzenie Gabrielowi.
Jego oczy zabłysły złowrogo. Skrzyżował ręce na piersiach i zmarszczył brwi. Żart skierowany do niego jak zawsze nie wywołam na jego twarzy uśmiechu. Zastanawiałam się zawsze czy on w ogóle się kiedykolwiek uśmiecha. A raczej powinnam zadać pytanie: „czy ktoś kiedykolwiek widział uśmiechającego się Gabriela?"
-Ładny dzień, kochanie -powiedział -teraz widać wszystkie niedociągnięcia wychowawcze Twojego ojca. Strasznie Cię rozpuścił.
Odrzuciłam do tyłu długie, brązowe włosy, choć zmarznięte włosy nie chciały współpracować. Wykrzywiłam twarz w grymasie. Wysłuchanie takiej przemowy potrzebowała niewinnej minki.
-wcale mnie nie rozpuścił -zaprotestowałam energicznie -każdy przyzwoity ojciec podaje swojemu dziecku szampana do obiadu, a wieczorem zabiera je do kubu nocnego na pokaz strip-tease.
-Angelino! -krzyknął Paul
Roześmiałam się
-już dobrze, tato. Gabrielu, wiesz, my nigdy nie piliśmy szampana do obiadu. Robiliśmy to wyłącznie przy kolacji. -dodałam, udając że nie słyszę jęku ojca.
-nic dziwnego, że Twój ojciec osiwiał -wtrącił Gabriel swoim niskim, dźwięcznym głosem. Doskonale nadawał się na salę sądową -to jak, jedziesz czy nie?
Właściwie nie miałam na to ochoty. Ale prędzej bym się zapadła pod ziemię niż się do tego bym przyznała. Nie mogłam jednak znaleźć żadnego rozsądnego wytłumaczenia.
-myślałam, że jesteś przeciwny reporterom -napomknęłam, żeby zyskać na czasie. Zacisnęłam dłonie na pasku od aparatu.
-ale tylko przeciwko takim, którzy nie maja ani krzty kultury -wyjaśnił Gabriel -jak zarezerwuję Ci wywiad z koronnym świadkiem, to będę miał przynajmniej pewność, ze nikt nie przekręci faktów. Poza tym -dodał, sięgając po papierosa -każde słowo za nim zostanie wydrukowane musi być zatwierdzone przeze mnie.
-a w przeciwnym razie? -zapytałam prowokacyjnie. Przecież i tak wiedziałam co odpowie. Jednak za nim uraczył mnie odpowiedzią zapalił papierosa.
-w przeciwnym razie wytoczę proces Twojej gazecie. I wygram -to nie była arogancja, tylko fakt. Tego byłam pewna. Niski , dźwięczny głos Gabriela przyprowadzał mnie o dreszcze.
-wynajmę adwokata -wystrzeliłam słowami jak z procy.
-nikt nie będzie taki głupi, aby ze mną konkurować -odpowiedział
-jest... Paul Jamess -jak na zawołanie ojciec roześmiał się
-mnie w to nie mieszajcie -odpowiedział ojciec z szerokim uśmiechem
-i masz odpowiedź -dodał Gabriel
-czy poinformowałeś Todda Baetona, że to Ty będziesz decydował o dacie publikacji mojego artykułu?
Gabriel spokojnie zaciągną się dymem i zapytał -co masz na myśli?
Spojrzałam na ojca, który z rozbawieniem przyglądał się naszej wymianie słów. Nietrudno było tego nie poznać po wesołych ognikach igrających w bursztynowych oczach, które odziedziczyłam po nim.
-więc chcesz jechać czy nie? -zapytał mnie ostro Gabriel
-jeśli uda mi się znaleźć kogoś kto zastąpi mnie przez kilka dni -mruknęłam -mam do przeprowadzenia wywiad z... -kłamałam
-tylko bez wykrętów -przerwał mi Gabriel -a może to ten Twój Hollder ma coś przeciwko?
Nie miałam zamiaru obrażać się z złośliwą uwagę dotyczącą mojego przyjaciela.
-w końcu Tomas też ma coś tu do powiedzenia -stwierdziłam najspokojniej jak tylko umiałam.
-a to dlaczego? -zapytał opryskliwym tonem Gabriel -czy on z Tobą rozmawiał, gdy wybierał zawód doradcy finansowego? Czy określiłaś mu, gdzie i z kim może wyjeżdżać w sprawach służbowych?
-Ty nic nie rozumiesz Gabrielu...
-na Boga, ja nic nie rozumiem! -oburzył się Gabriel.
-ale, ale -powiedział łagodnie Paul. -sytuacja na świecie i tak jest już wystarczająco napięta, żebyście jeszcze między sobą prowadzili wojny, a na dworze jest wystarczająco zimno, aby jeszcze u mnie w biurze zawiewało chłodem. -Paul podniósł się z fotela i stanął między nami -poza tym nie mam czasu, żeby bawić w rozjemce.
Spojrzeliśmy z Gabrielem na siebie ze złością. Jednak jak zawsze to ja pierwsza spuściłam wzrok. Zawsze w końcu dochodziło do tego, że czuje się przy nim jak małolata. Chyba teraz powinnam się śmiertelnie obrazić.
-już dobrze, pójdę do domu i spakuję rzeczy -powiedziałam z trudem nad sobą panując i odwróciłam się do drzwi.
-do czwartku powinienem się uporać ze swoimi sprawami -rzekł Gabriel chłodno -sąd obraduje cały tydzień, a ja mam jeszcze dwóch klientów. Jeśli przysięgli nie będą się obijać, to w piątek rano moglibyśmy wyjechać. -skinęłam głową
-na razie, tato -pożegnałam się z ojcem, odwracając się w jego kierunku.
-tylko nie potknij się o swoją nadąsaną minę, gdy będziesz wychodzić -krzyknął ojciec w ślad za mną.
-zamiast adwokatem, powinieneś zostać komikiem -odkrzyknęłam i wściekła głośno zamknęłam za sobą drzwi.
-i jak poszło -zapytała Nadia, gdy zakładałam płaszcz. Z uśmiechem odparłam jej
-przegrałam.
-więc zostajesz w domu? -pokręciłam głową i ruszyłam do windy
-nie, muszę jechać -powiedziałam wchodząc do windy.
Kiedy już sama znalazłam się w windzie uśmiech zszedł mi z Twarzy. Jak u diabła miałam powiedzieć chorobliwie zazdrosnemu Tomasowi, że zamierzam wyjechać na jakiś tydzień, a do tego z mężczyzną o tak złej reputacji?
Od jednej kłótni do drugiej -zakryłam twarz dłońmi z rezygnacją. Ale jeśli chodziło o Tomasa, to istniało pewne prawdopodobieństwo, że sobie z nim poradzi. W przypadku Gabriela nigdy takiej szansy nie miała. Oj ja biedna...
Wyszłam z biurowca i objęło mnie zimowe mroźne powietrze. Otrzeźwiło mnie.


Prezent na Święta✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz