Rozdział 3

663 12 0
                                    

  Szłam ulica i spoglądałam na witryny sklepowe. Zbliżały się święta, więc powinnam rozejrzeć się za prezentami. Teraz spędzi tydzień z Gabrielem w Panama City i zostanie później coraz mniej czasu. Westchnęłam i zatrzymałam się przy jednym ze sklepów. Za szybą stał złoty zegarek. Jakby mnie wołał. Lśnił w ostatnich promieniach słońca. Cena też nieźle lśniła, ale wiedziałam że to idealny prezent do Gabriela. Westchnęłam i weszłam do sklepu. Musiałam go kupić.
Po wielu uśmiechach wyszłam z zegarkiem ze sklepu. Udało mi się utargować trochę ze sprzedawcą. Mam nadzieję, że Gabrielowi spodoba się prezent. Właściwie zastanawiało mnie to dlaczego cały czas myślałam o nim.
Po wspólnym obiedzie tak naprawdę wszystko się zmieniło. Sama myśl, że miałam spędzić z Gabrielem cały tydzień w Panama City była nie do zniesienia. Weszłam do biura i spojrzałam na złoty zegarek i podjęłam ostateczną decyzję. Nie pojadę! Nawet jeśli Tobby wyrzuci mnie z pracy.
Wzięłam kilka oddechów i przekroczyłam próg pokoju szefa.
-że co?! -krzyknął Tobby, a ja pozostałam nieugięta.
-nie wyjadę z Gabrielem.
-do stu diabłów, niby dlaczego? -tak właściwie to było fatalne pytanie, pomyślałam przygnębiona. Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że boję się Gabriela.
-mojemu chłopakowi to się nie podoba -wycedziłam. Jeśli będę miała szczęście to wyjaśnię nie mu wystarczy. Tobby odrzucił ołówek, który miał w dłoni i oparł się o krzesło.
-kto inny mógłby Angelo za ciebie pojechać? -zapytał i po chwili sam sobie odpowiedział -nikt! Nawet jakbym miał kogoś to i tak nie mógłby pojechać. Gabriel wyraźnie powiedział, że albo ty pojedziesz, albo nikt. To paskudna sprawa. Nie mogę brać pod uwagę co myśli sobie Twój chłoptaś!
-przykro mi -powiedziałam. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do drzwi.
-Angelino, jeśli mi to zrobisz -zagroził -to skończyłaś pisać o przestępstwach i rozprawach sądowych. Zajmiesz się poradami dla miłośników kwiatów. -wzruszyłam ramionami
-lubię kwiaty -odparłam

-czy Ty sobie wyobrażasz, ile zajęło mi czasu, aby przekonać Gabriela? -zapytał zdenerwowany Paul. Nie mogłam się powstrzymać i uśmiechnęłam się
-pięć minut? -próbowałam zgadnąć
-cztery -odpowiedział Paul grzebiąc widelcem w brukselce -czy możesz mi zdradzić skąd wzięło Ci się to?
-będziesz się ze mnie śmiał... -wzięłam filiżankę gorącej kawy, aby ogrzać skostniałe palce. -to nie jest tak proste znaleźć odpowiednie słowa -powiedziałam ostrożnie. Paul skrzyżował ręce na karku i ze spokojem usadowił się w fotelu.
-mam czas. A w razie konieczności i całą noc, więc wal
-myślałam, że z Nadią wybieracie się gdzieś
-nie zmieniaj tematu -jeszcze nigdy nie udało mi się spławić ojca
-kupiłam mu prezent na święta -powiedziałam
-z tego powodu nie chcesz jechać?
-boję się go -powiedziałam cicho
-prezentu się boisz? -roześmiał się ojciec
-boję się Gabriela -wyglądało, że moje wyznanie nawet go nie poruszyło
-tak jest od lat. Wiesz, że się wzdrygasz ilekroć on pojawia się w pobliżu? -spytał z pobłażliwym uśmiechem.
-teraz nastąpi wykład na temat strachu przed wrogiem?
-coś w tym rodzaju -stwierdził -zaprosił Cię na obiad prawda? -przytaknęłam -więc próbował Cię uwieść przy jedzeniu? -zapytał
-bzdura!
-nie musisz tak gwałtownie reagować. Przecież znam wspólnika -odparł wesoło -jeśli coś chce, to nigdy długo nie gada, tylko od razu bierze co chce. Działa to na wszystko, na kobiety też.
-nie wiedziałam, że z niego taki babiarz.
-i tak, i nie -powiedział strzepując nitkę z marynarki -on naprawdę ma dużo pieniędzy, ale przecież o tym dobrze wiesz. Ale kij ma zawsze dwa końce. Nigdy nie jest pewien, czy kobieta jest z nim dla niego samego czy dla jego pieniędzy.
-gdyby nie miał ani grosza, nie byłoby z tym problemu -stwierdziłam
-nie wiedziałem, że uważasz go za tak atrakcyjnego faceta -oblałam się rumieńcem, co oczywiście nie uszło uwadze ojca.
-ale nie jestem też ślepa i wiem, że mógłby być moim ojcem -broniłam się
-sama wiesz, że wiek nie ma wielkiego znaczenia.
-w tym przypadku ma -mruknęłam ze złości -ciągle odnoszę wrażenie, że chce kupić mi balonik albo lody. Jestem kobietą, a on dalej traktuje mnie jak małą głupiutką dziewczynkę.
-spróbuj, go przekonać że jest inaczej -zaproponował ojciec
-jak mam niby to zrobić? -zapytałam -przecież on ma prawie dwa razy tyle lat co ja! Żyjemy ze sobą jak kot z psem.
-a jak się dogadujecie z Hollderem? -zapytał -tylko szczerze
-z Tomasem szybko dochodzę do porozumienia.
-to pewnie dlatego, że się widujecie. Nie widzę innego powodu -powiedział wprost -a jak wreszcie nie otworzysz oczu, to pewnego pięknego dnia wyjdziesz za niego.
-wcale nie chcę wychodzić za mąż -zaprotestowałam
-to może nastąpić wcześniej, niż myślisz. Jedź z Gabrielem, Angelo -powiedział Paul poważnym tonem -jedź, zrób to dla kochanego starego ojca.
-przykro mi. Wiesz, że cię kocham -powiedziałam -ale tego to już za wiele. Mogą mi odebrać tą sprawę, nie zamierzam grać kozła ofiarnego.
-Angelo! -krzyknął za mną, ale ja już byłam w połowie schodów.

Wiedziałam, że ojciec wróci późno, ale jak zawsze postanowiłam na niego poczekać. Włożyłam na siebie jasnoniebieską koszulę i wzięłam książkę. Ułożyłam się na kanapie w salonie. To zawsze był mój przepis na samotne zimowe wieczory. Na szczęście w mieszkaniu było na tyle ciepło, że nie musiałam się ubierać jak na Sybir. Okryłam się kocem i włączyłam sobie cichą, romantyczną muzykę. Lektura pomogła mi zapomnieć o tym fatalnym wyjeździe z Greysonem. Nie mogłam jednak zebrać myśli i przeczytać cokolwiek z sensem.
Poczułam ulgę, gdy zadzwonił dzwonek przy drzwiach. Byłam przekonana, że to ojciec, który jak zawsze zapomniał kluczy. Jednak, gdy zobaczyłam kto stoi za drzwiami, uśmiech zszedł mi z ust.
-och... -wyrwało mi się. Gabriel uniósł brwi. Omiotał mnie wzrokiem. Poczułam się naga. Nie miałam na sobie bielizny, a ten obcisły cienki materiał wszystko pokazywał.
Najwyraźniej wracał z jakiegoś przyjęcia. Miał na sobie czarny, dopasowany, wieczorowy garnitur. Przy białej koszuli jego twarz wydawała się dużo ciemniejsza niż zazwyczaj. Jedną rękę oparł o futrynę i w jasnym świetle lampy zalśniły spinki przy mankietach koszuli.
-tak... -odpowiedział, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek. -co to ma znaczyć, że nie chcesz jechać do Panama City? -musiałam się wziąć w garść. Cofnęłam się trochę, aby wpuścić go do mieszkania, ale tak naprawdę przeklinałam się w duchu.
-ja więc... bo wiesz...
-no właśnie to nic nie wiem. I dlatego tu jestem. Byłem w mieście, gdy natknęłam się na Paula i Nadie. Oni mi o tym powiedzieli. Angelo , czasem odnoszę wrażenie, że powinnaś wrócić do szkoły , a nie pracować w redakcji. -mruknął
Spoglądałam w dywan, nie mając pojęcia, jak wyglądam z tymi poplątanymi włosami, rumieńcem i w tej dziwacznej koszuli.
-trudno to wyjaśnić -wymamrotałam
-więc za nim zaczniemy, warto by było się czegoś napić -Gabriel chwycił mnie za rękę i poprowadził do salonu. Miałam nadzieję, że nie zauważył jak bardzo poruszył mnie jego dotyk. Podał mi sherry, gdy sam nalał sobie whisky.
-dla mnie też whisky -zaprotestowałam
-wolę Cię trzeźwą. Jak się upijesz to płaczesz -odparł
-to było tylko raz -odpowiedziałam usprawiedliwiająco
-raz mi wystarczyło. A może zapomniałaś...
-bardzo bym chciała, ale ty mi na to nie pozwalasz -odfuknęłam
Że tez musiał o tym pamiętać. Na balu maturalnym trochę za często zaglądałam do kieliszka. Wtedy uwiesiłam się rozpaczliwie na jego szyi, musiał mnie zanieść do domu, bo ojciec akurat wyjechał służbowo.
Gabriel śmiał się ze mnie, nie zdarzało się to często. Jednak nie było to wytłumaczeniem dla jego zbytniej zuchwałości, gdy bez żadnych zahamowań przyglądał mi się, ubranej tylko w ten skrawek materiału, który można było nazwać koszulą.
-ładnie Ci w niebieskim -powiedział
-dziękuje -odpowiedziałam
-a teraz mi powiedz, dlaczego nie chcesz jechać
poczułam się zażenowana, bo jak ja miałam mu to powiedzieć?
-znasz przecież Tomasa, Gabrielu
-wiem tylko, że ten skretyniały idiota rości sobie niesamowite prawo do ciebie -odpowiedział. Przy imieniu Tomasa uśmiech zszedł mu z twarzy -nigdy mi się nie podobał sposób cię traktuje.
-nic nie rozumiesz!
-a co tu jest do rozumienia?!
Gabriel patrzał na mnie przenikliwie. Spuściłam wzrok i zacisnęłam dłonie na szklance, jakby ona miała mi w czymś pomóc. Gabriel zapalił papierosa i zaciągnął się dymem, przy tym nie spuszczając ze mnie wzroku.
-a teraz podasz mi prawdziwy powód? -zapytał ostro -boisz się mnie tak, Angelo? -nie odważyłam się podnieść wzroku. Nie umiałam już kłamać. Wzięłam głęboki oddech i wyznałam cichutko
-tak.
-dlaczego? -jego kąciki ust drgnęły zdradziecko.
-nie wiem -potrząsnęłam głową. Gabriel znowu zaciągnął się dymem
-nie wiesz? -uniosłam głowę, ale tylko na tyle, aby zobaczyć guziki jego koszuli, potem znowu spuściłam wzrok.
-chciałaś w ten sposób mnie obrazić do cholery, czy może mi schlebić? Angelo, przecież ty nie masz jeszcze zielonego pojęcia o pewnych sprawach!
-to nie tak... -zacisnęłam zęby-a niby jak? Nie widzę, żadnego innego sensownego wytłumaczenia. Do licha, spój wreszcie na mnie!
Wzdrygnęłam się na dźwięk jego ostrego tonu. Z przerażeniem spojrzałam do góry i napotkałam świdrujący wzrok Gabriela. Poczułam jak moja twarz zalewa się rumieńcem.
-Ty... powiedziałeś... w restauracji... -rozpaczliwie próbowałam dobrać słowa
-co powiedziałem? -zapytał -że siedemnaście lat różnicy nie ma znaczenia? Jak do diabła to zrozumiałaś? Czy myślisz, że potrzebuję wyjazdu do Panama City aby pójść z tobą do łóżka? -tak wreszcie to zostało powiedziane. Nigdy nie czułam się tak głupio. Zamknęłam oczy.
-ja... wyobrażałam sobie bzdury... przepraszam
-jesteś taka młoda kochanie -odpowiedział czule Gabriel -rozumiem Cię. Jedź ze mną do Panama City -skinęłam głową
-dobrze
-Hollder jakoś to przeżyje. Powiedz mu, że wyślesz mu kartkę
-raczej się z tego nie ucieszy -stwierdziłam
-czy to ma jakieś znaczenie?
-on jest w końcu moim...
-Twoim kim? -zapytał -kochankiem?
-nie!
-wierzę Ci na słowo. -Gabriel objął wzrokiem całe moje ciało, a na jego ustach pojawił się uśmiech -przynajmniej nie pozostawił na tobie żadnych śladów.
-co takiego? Czy ty oznakowałeś swoje wszystkie kobiety jakie miałeś jak krowy na ranczu? -zapytałam porywczo. Gabriel milczał przez chwilę
-gdybym już się z tobą przespał, to miałabyś to wypisane na twarzy i każdy mógłby z niej to wyczytać.
-nie uda ci się to. Nawet jakbyś mnie próbował przekupić -odcięłam się
-czy pieniądze to jedna pociągająca we mnie rzecz?
-dobrze wiesz, że nie. -odparłam- Kobiety przecież lgną do ciebie jak ćmy do światła.
-dzieci też mnie lubią, prawda? -zapytał
-Gabrielu Greysonie, doprowadza mnie pan do białej gorączki -tupnęłam nogą
-twoje oczy lśnią jak płonące topazy -powiedział cichutko i na ułamek sekundy w jego oczach pojawiły się ogniki -Hollder nie jest wystarczająco męski, aby cię rozpalić.
-podoba mi się jaki jest.
-w restauracji odniosłem trochę inne wrażenie -odparł -skąd siedziałem, dało się usłyszeć waszą kłótnie.
-chciałeś powiedzieć: siedzieliśmy. Ty i ta dama o wątpliwej reputacji -stwierdziłam
-dama o wątpliwej reputacji? -zapytał i zmarszczył czoło -Jessie? Dzieciaku ona przepisuje na maszynie moje listy i odbiera telefony.
-przepraszam -powiedziałam -nie wiedziałam, że daje ona radę to wszystko robić na leżąco. -Gabriel roześmiał się
-ty mały uparciuchu, co cię obchodzi to czy mam kochankę -nie zamierzałam się długo zastanawiać nad tym pytaniem.
-nic. Tak samo Tomas też nie powinien cię interesować -odparłam
-o tym porozmawiamy kiedyś.
-moje życie miłosne... -zaczęłam
-jakie życie miłosne? -przerwał mi -zemdlałabyś z wrażenia jakby Hollder chciał się z Tobą przespać.
-Tomas -zaprotestowałam -jest dżentelmenem
-i Bóg z nim -odparł -jak myślisz z czego jest zbudowany mężczyzna? Z lodu i duszy?
-nie wszyscy są tacy jak ty -stwierdziłam zła
-och, znowu mieć dwadzieścia lat i tyle rozumu co teraz -westchnął Gabriel -przecież potrafię uszanować twój punk widzenia. Dziewczyno. Ale przy tak niemoralnym życiu jakie prowadzę, trudno przypomnieć sobie lata młodości i niewinności.
-bardzo wątpię, czy ty kiedykolwiek byleś niewinny -odpowiedziałam
-aż do dnia, kiedy skończyłem piętnaście lat -odparł z uśmiechem.
-dlaczego nie idziesz do domu? -zapytałam wściekła
-właściwie to mógłbym -powiedział i spojrzał na pustą szklankę -jak zamierzasz czekać na Paula, to możesz się zdrzemnąć. Jak ich widziałem to bawili się na jakiejś dyskotece.
-na dyskotece? -zapytałam zaskoczona
-myślisz, że twój ojciec nie da rady?
-jak sam wiesz, jestem młoda i mi łatwiej jest nauczyć się czegoś nowego.
-chyba powinienem ci przylać -pogroził. Roześmiałam się i cofnęłam o kilka kroków.
-pamiętaj o swoim nadciśnieniu -ostrzegłam -przecież nie chcemy, abyś dostał zawału.
-ty wstrętny dzieciaku -mruknął
-pochlebstwa nic Panu tu nie dadzą. -stwierdziłam -powinnam już dawno leżeć w łóżeczku. Przeszkodził mi pan w oglądaniu dobranocki -Gabriel wstał odstawił szklankę i wrzucił niedopałek do popielniczki. Podszedł do drzwi.
-pamiętam jak kiedyś dałem ci do czytania książkę z Seri „tylko dla dorosłych" -westchnął -popełniłem błąd
-stary lubieżnik -nawet nie miałam pojęcia, że z nim flirtuję. Robiłam to pierwszy raz w życiu.
-wstrętny bachor. Najlepiej zacznij się pakować. Chciałbym jutro z samego rana polecieć do Panama City. Zadzwonię do ciebie rano, będziesz miała czas na zjedzenie śniadania.
-w porządku. Gabrielu?
-tak?
-przykro mi, że zachowałam się niestosownie do mojego wieku.
-dotychczas jeszcze tego nie robiłaś -uchwycił kosmyk moich włosów -pewnie nie wiesz jak to jest.
-co jak jest? -zapytałam zdziwiona. Gabriel zachował się jakby nie słyszał pytania.
-dobranoc, maluszku -i nagle zaczął się strasznie spieszyć.
-nie zmarznij -odparłam do pustego korytarza

Następnego dnia, kiedy siedziałam z Gabrielem w prywatnej awionetce jego i jej ojca, zaskoczona zadałam sobie pytania, dlaczego właśnie bałam się tej podróży. Pogoda była wspaniała , samolot wygodny a Gabriel wyjątkowo miły. Cieszyłam się każdą chwilą tej cudownej podróży.
Byłam mi tylko przykro, że Tomas nie zaakceptował mojej decyzji o wyjeździe. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko zrezygnować z przekonywania go o swojej racji, przerwać rozmowę i odłożyć słuchawkę. Musiałam przecież musiała punktualnie dotrzeć na lotnisko. Tomas nie chciał mnie odwieźć, właśnie ze względu Gabriela.
Paul jeszcze jakoś przyjął moją zmianę decyzji. Tobby bezradnie tylko podrapał się po głowie, próbując mnie zrozumieć.
Westchnęłam z zadowolenia i zamknęłam oczy. Przez tydzień nie będę mogła oglądać się za siebie. Chciałam się tylko rozkoszować ciepłym kątem w pokoju, jakimiś wycieczkami i zająć się swoją pracą bez wchodzenia w paradę Gabriela.
Spojrzałam na niego z boku. Jego ciemna twarz nigdy nie przybierała wyrazu odprężenia. Surowe linie wokół ust i spiczasta broda zdradzała bezkompromisowy charakter mężczyzny. Jednak ja zastanowiłam się, czy pod tą twardą maską istnieje jeszcze coś innego. Chwilę później zabroniłam sobie myśli związanych z Gabrielem. Gabriel tak długo nie stanowił dla niej żadnego niebezpieczeństwa, jak długo traktowała go jak starszego brata, jak przyjaciela. Miałam nieokreślone wrażenie, że jako mężczyzna może być nie do okiełznania. Ale tego w ogóle nie chciałam się dowiedzieć, więc musiałam mieć się na baczności. Taki mężczyzna nie ma w zwyczaju pozostawiać kobiecie zbytnio wiele wolności.
Z Tomasem było zupełnie inaczej. I taki układ właśnie mi odpowiadał. Nie stawiał mi żadnych żądań i pozwalał żyć własnym życiem. Gabriel za to z chęcią by stawiał wymagania. Potrzebował kobiety, która by była wystarczająco dorosła i która, przy pełnej swojej niezależności, byłaby mu całkowicie oddana. Luźny związek by go nie zadowolił. Właściwie skąd ja wiem takie rzeczy?
Kiedy dotarliśmy do Panama City, Gabriel wyszedł pierwszy, a następnie pomógł mi wyjść. Wyglądało to tak jakby naumyślnie chciał mnie przyciągnąć do siebie, za nim postawił mnie na ziemi. Przy tym nieustannie przyglądał mi się tymi jego czarnymi oczami. Zaczerwieniłam się ze zmieszania.
-tam dalej jest restauracja -powiedział, kiedy już wreszcie mnie puścił -masz ochotę na filiżankę kawy? Czy wolisz od razu pojechać do hotelu?
Wciągnęłam świeże, mroźne powietrze i dopiero odparłam
-chciałabym się przejść.
-w porządku -odparł -ale później
Byłam pierwszy raz w Panama City. Przez całą drogę z lotniska do hotelu, pochłaniałam wszystko co pojawiło się przed moimi oczami,
Wszędzie panował hałas, zbyt głośno jak na moje wyobrażenia.
-rozczarowana? -zapytał Gabriel
spojrzałam na niego, ale szybko odwróciłam wzrok w obawie przed ponownym pogrążeniem się w jego oczach.
-troszeczkę -powiedziałam -wre tu jak w ulu.
-jesteś przecież reporterką -dokuczał jej -zawsze myślałam, że tłum ludzi w twoim zawodzie jest normalny. Jak sól w zupie.
-czasami czuję się szczęśliwa jak już nikogo nie widzę -odparłam. -przez cały dzień mam z nimi do czynienia. Nawet wieczorem dzwonią telefony. Kiedyś pewna kobieta wyrwała mnie ze snu, bo chciała zamieścić ogłoszenie w konkurencyjnej gazecie. Pomyśl... w środku nocy! -stwierdziłam z uśmiechem
-coś ty by rozbiła bez tych ludzi? -zapytał ze śmiechem
-pewnie bym smacznie spała, jak każdy normalny człowiek -odparłam -prawdę mówiąc, że nawet nie wiem czemu wybrałam ten zawód -szepnęłam, raczej do siebie – a ty? Dobrze się czujesz w dużej grupie ludzi? Pewnie tak. Ciągle masz przecież z nimi do czynienia.
-taki mój zawód. Do tego trzeba się przyzwyczaić.
-ale czy naprawdę sprawia Ci to przyjemność? -zapytałam i spojrzałam na niego. Gabriel wyciągnął swoją dłoń i owinął sobie kosmyk moich włosów wokół palca.
-podoba mi się moje życie. Nie mógłbym żyć jak mój ojciec.
-on budował statki, prawda? -dopytywałam się.
-był armatorem, ale tylko wtedy, gdy nie siedział w kasynie lub, gdy nie żeglował po morzu Egejskim z kolejną kochanką. To matka troszczyła się o interesy.
-czy ona jeszcze żyje?
-oboje nie żyją -odpowiedział krótko. Powiedział to tonem, który nie dopuszczał jakichkolwiek pytań.
-nie chciałam być natrętna... zadawanie pytań mam we krwi. Chyba czasami przesadzam...
-żyjemy oboje w odrębnych światach. -stwierdził -ja przywykłem do tego, że tajemnic należy strzec, a ty do tego, aby je odkrywać. Jestem samotnym człowiekiem dzieciaku, a moje życie prywatne jest dla mnie świętością -wzruszyłam i zapytałam
-czy już Cię nie przeprosiłam?
-nie obrażaj się -powiedział. Na dźwięk jego głosu drgnęłam
-wcale się nie obrażam -odpowiedziałam
Gabriel zamilkł, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Gabriel był na nią wściekły, a ja nie wiedziałam czym go zezłościłam. Poczułam się urażona. Łzy napłynęły mi do oczu. Tego nie umiałam zrozumieć.
-Angelo -powiedział czule. Nadal jednak nie miałam odwagi spojrzeć na niego. Bałam się że zaraz wybuchnę płaczem. -Angelo -powtórzył. Wziął mnie pod brodę i odwrócił moją twarz do siebie -do licha! -wyrwało mu się.
-daj mi spokój -syknęłam i odepchnęłam jego rękę. Gabriel westchnął i przyciągnął mnie do siebie.
-nie wstydź się -powiedział cicho -płacz pomaga.
Walczyłam ze wszystkich sił ze łzami. Nie mogłam jednak ich powstrzymać. Płynęły po moich policzkach i skapywały na jasną marynarkę Gabriela. Swoje zaciśnięte w pięści dłonie oparłam na jego szerokich ramionach. Opanowałam się dopiero po krótkim urywanym szlochu.
-nie płaczesz jak normalna kobieta -szepnął
-nigdy nie płacze -odparłam i z powrotem zaszyłam się w kącie. -już jak byłam dzieckiem nie mogłam płakać.
-dlaczego?
-dokładnie to nie wiem -odparłam -mama nie mogła tego znieść. Zawsze mnie karała jak zaczynałam płakać.
-a co wtedy wywołało ten szczególny wybuch płaczu? -zapytał -czy przed wyjazdem rozmawiałaś z Hollderem?
-tak.
-i co powiedział?
-to moja prywatna sprawa Gabrielu. -wyciągnął dłoń w moim kierunku. Dotknął delikatnie moich ust, a następnie obrysował ich kontur.
-wcale nie chciałem na ciebie krzyczeć. Była po prostu pewna kobieta, która się śmiertelnie obrażała. Wystarczyło na nią krzywo spojrzeć. Rozbudziłaś moje wspomnienia.
-nie wierzę, że mogłaby istnieć kobieta, która by cię tak interesowała. -zauważyłam wycierając ostatnie ślady łez w chusteczkę, która była kiedyś biała.
Na jego ustach znowu pojawił się uśmiech.
-W prawdzie niezbyt długo, ale była. Oczywiście do czasu, kiedy dowiedziałem się że moje pieniądze znaczą dla niej więcej niż ja sam. I to jest właśnie przekleństwo bogatych facetów. Nigdy nie wiesz do końca, czy wolą ciebie czy twoje pieniądze.
-cynik -odparłam i oddałam mu zabrudzoną chusteczkę -jeśli pieniądze są dla ciebie takim przekleństwem, to może oddaj je na jakiś cel dobroczynny.
-na przykład na jaki?
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu
-co byś powiedział na „klub samotnych serc"? -zaproponowałam. Moja uwaga rozśmieszyła Gabriela
-aż tak samotny to się nie czuję.
-oczywiście, że nie. Zapewne każdego wieczoru musisz wyrzucać siłą kobiety ze swojego łóżka.
-powiedz mi skąd ci się wzięło, że zmieniam kobiety jak rękawiczki? -zapytał mrużąc oczy
Spojrzałam z boku na wielkie ciało mężczyzny.
-a nie jest tak? -spytałam
Gabriel spojrzał mi w oczy i uwięził mój wzrok tak samo jak wtedy, gdy byliśmy na obiedzie. W jego spojrzeniu było coś takiego, że od razu poczułam, że oblałam się rumieńcem.
Pochylił się. Rękę w której trzymał papierosa położył na oparciu siedzenia, a w drugą ujął mnie pod brodę. Kciukiem powiódł po moich wargach, a te automatycznie się otworzyły. Poczułam na jego palcu silny aromat tytoniu. Ta niepohamowana, miła pieszczota przyśpieszyła bicie mojego serca. Gabriel spuścił wzrok na moje usta.
Zanim jednak mogliśmy coś zrobić, lub powiedzieć taksówka zatrzymała się pod hotelem. Dzięki temu w jednej chwili została przerwana ta niebezpieczna sytuacja. Teraz pozostało im tylko wziąć swoje bagaże i załatwić formalności.
Myślałam, że to jakiś żart. Sekretarka Gabriela zarezerwowała dla nich apartament. Składał się z dwóch sypialni przedzielonych ogromnym salonem. Miało to być niby praktyczne, ale od razu się domyśliłam o co jej chodziło. Bardzo mnie to rozzłościło. Przecież sekretarka Gabriela była pewna, że on nawet nie tknie córki przyjaciela. A poza tym wiedziała jakie wrażenie wywoływałby na Tomasie. Spojrzałam na apartament i zagotowałam się ze złości.  


Prezent na Święta✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz