Rozdział 9

671 17 0
                                    

  Najgorsze było oczekiwanie. W szpitalach nie było tak przepchanych poczekalni, jak na izbach przyjęć. Roiło się w nich tylko od lekarzy, pielęgniarek i innego rodzaju personelu medycznego. Jednak nikt nie udzielał wyjaśnień o stanie zdrowia żadnego pacjenta. Nawet jeśli zadawał te pytania ktoś z krewnych chorego.
Siedziałam między jakimś zdenerwowanym starszym mężczyzną a jego żoną. Mieli nadzieję, że dowiedzą się coś na temat swojego syna, poszkodowanego w wypadku samochodowym.
Miałam wrażenie, że minęły godziny za nim przyszedł dr Swandon, twierdząc, że z Paulem będzie wszystko w porządku.
-na szczęście był to tylko lekki zawał -rzekł -już wkrótce będzie zdrowy. Niech pani wraca spokojnie do domu, Angelo. Jutro rano może się pani z nim zobaczyć. Nie ma żadnych powodów do obaw.
Pogładził mnie po głowie, jakbym była tym samym małym dzieckiem, któremu pomógł przyjść na świat. Dał mi kilka tabletek na uspokojenie. Musiałam mu obiecać, że zażyję je przed snem.
W mieszkaniu było ciemno. Śmiertelnie cicho. Bez Paula. Próbowałam zająć się oglądaniem telewizji. Jednak nie wychodziło. Myślami ciągle wracałam do tego, co się stało. Gdybym chociaż miała kogoś, z kim mogłabym porozmawiać, ramię, do którego mogłabym się przytulić, w które mogłabym się wypłakać.
Przeraźliwy dźwięk telefonu wyrwał mnie z zamyślenie. Może to była odpowiedź na moje westchnienia? Może to Marta? Albo Tomas? Od powrotu nie miałam od niego żadnych wiadomości. Zresztą obojętnie kto dzwonił. Musiałam z kimś porozmawiać.
Podniosłam słuchawkę.
-słucham?
-Angelo? -usłyszałam głos Gabriela -muszę koniecznie porozmawiać z Paulem.
Gabriel! Walczyłam ze łzami bezwiednie cisnącymi się do moich oczu. Ach! Gdyby tu był! Gdyby tylko nie byłabym mu taka obojętna. Dlaczego nie mogłam wypłakać się w jego ramiona?!
-nie ma go, Gabrielu -wyjąkałam z trudem
-no to pięknie. Nie mam czasu, żeby dłużej go szukać. Powiedz mu, proszę, że rodzina Maloxów zgodziła się na konferencje poza sądem -powiedział szybko. Wyglądało na to, że chciał skończyć tę rozmowę jak najszybciej -a i jeśli chodzi o artykuł to prawdopodobnie jutro po południu pozwolę ci go opublikować. Siostra Davida rano zeznaje w sądzie. Z pewnością będzie tam ktoś od was. Niech się ze mną skontaktuje. Dobranoc.
Skończył rozmowę. Stałam nieruchomo ze słuchawką w dłoni. Nie mogłam go już usłyszeć.
Odłożyłam słuchawkę.
-dobranoc -szepnęłam i rozpłakałam się.
Miałam za sobą nieprzespaną noc. Jednak w świetle dnia poczułam się lepiej niż w ciemnościach. Na koszulę nocną nałożyłam szlafrok i poszłam do kuchni przygotować sobie kawę. Kiedy przechodziłam obok telefonu, zadzwonił dzwonek. Automatycznie podniosłam słuchawkę.
To była Nadia. Chciałam przypomnieć Paulowi, ze tego dnia miał rozprawę poza miastem. Najdelikatniej jak potrafiłam wyjaśniłam sekretarce ojca, że jej pracodawca miał zawał i właśnie leży w szpitalu. Poprosiłam ją też, aby o tym poinformowała o tym sędziego. Obiecała to zrobić, chciała też odwiedzić Paula w szpitalu. Jeśli miałam kiedyś jakiekolwiek wątpliwości co do uczuć Nadii do ojca, to właśnie się rozwiały. Nadia początkowo mówiła płynnie i szybko. Po tej wiadomości, jej głos stał się wolny i przerywany.
Po rozmowie weszłam do kuchni, nalałam sobie kawy i usiadłam przy stoliku. Zachowywałam się jak w transie. Zupełnie bezwładnie piłam kawę i przeżuwałam tosta. Myślami byłam przy nadchodzącym dniu. Najważniejszą sprawą były odwiedziny ojca.
Dźwięk dzwonka u drzwi wyrwał mnie z zamyślenia. Odstawiłam szklankę i poszłam zobaczyć, kto mnie nawiedza o tak wczesnej porze.
Gdy otworzyłam drzwi, serce zabiło mi szybciej. Przede mną stał Gabriel. Miał zacięty wyraz twarzy. Wyraźnie był zaniepokojony. Spojrzał na mnie. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Musiałam wyglądać okropnie. Byłam nie umalowana, miałam zaczerwienioną twarz, a moje oczy nosiły ślady nieprzespanej nocy.
-dlaczego, do diabła, nie powiedziałaś mi, że Paul leży w szpitalu? -zapytał oburzony. Przeczesał ręką włosy, a mój wzrok padł na złoty zegarek na jego nadgarstku. Skuliłam się w sobie. Przy jego szytym na miarę stroju, zegarek wyglądał jakby go znalazł w płatkach śniadaniowych. Teraz już nie wyglądał tak okazale jak w sklepie -Mój Boże, zostawiłbym wszystko i natychmiast bym do ciebie przyjechał!
-ładny zegarek -wymamrotałam
-dziękuje -odparł i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.
-nie musisz go nosić, jeśli ci się nie podoba.
-podoba mi się -odparł trochę złośliwiej
-miło
-Angelo, nie przyszedłem tu, aby dyskutować o zegarku! -odparł zły
Moje oczy napełniły się łzami.
-ze mną wszystko w porządku. -szepnęłam
-widzę.
Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Przyciągnął mnie do siebie, wziął w ramiona, przycisnął mnie mocno do swojej wielkiej, szerokiej piersi i kołysał powoli. Gorące łzy spłynęły po moich policzkach.
-Gabrielu... -westchnęłam i jak małe, przerażone dziecko wtuliłam się w jego ramiona. -Och, Gabrielu, jak bardzo mi ciebie brakowało -szepnęłam przez łzy.
-równie dobrze mogłaś mi powiedzieć wczoraj wieczorem, kiedy dzwoniłem -stwierdził. Przyciągnął mnie do siebie tak mocno, że prawie sprawiał mi ból.
-nie chciałam się narzucać -odparłam -powiedziałeś, że nie chcesz odwracać się za siebie...
-O, mój Boże -szepnął, zanurzając twarz w moich włosach. -to nie miało być tak. Nie chciałem przecież zamykać wszystkich furtek między nami.
-miło mi to usłyszeć.
Gabriel czule pogładził mnie po plecach.
-zawsze będę przy tobie. Kiedy tylko będziesz mnie potrzebować, Angelo. Pozwól mi przynajmniej troszczyć się o siebie i zrobić dla ciebie wszystko, co w mojej mocy -poczułam jak całuje mnie we włosy -co z Paulem?
-lekarz powiedział, że to tylko lekki zawał. Szybko wyzdrowieje, ale jeszcze przez jakiś czas będzie musiał się oszczędzać -odparłam cicho.
-innymi słowy -stwierdził Gabriel – przez kilka tygodni musimy go zatrzymać w łóżku.
-zgadza się -uwolniłam się z jego objęć i paskiem szlafroka otarłam twarz z łez. -masz może ochotę na filiżankę kawy albo pół kromki tosta?
Czule spojrzał na mnie.
-dlaczego tylko pół?
Uśmiechnęłam się i odparłam:
-miałam w domu tylko jedną i połowę już zjadłam.
-sądzę, że w takim przypadku najlepiej będzie, jak zrezygnuję -stwierdził wesoło.
-z powodu bakterii? -stwierdziłam ironicznie i weszłam do kuchni.
-tak często cię całowałem, że byłoby to dość niedorzeczne, gdybym teraz bał się jakiejś infekcji. Nie mam racji? -zapytał.
Cieszyłam się, że w tym momencie nie widział jej twarzy. Stałam do niego odwrócona twarzą. Właśnie wyjmowałam z szafki filiżankę i napełniłam ją kawą.
-mogę ci zrobić jajecznicę albo płatki na mleku -zaproponowałam, stawiając przed nim kawę -jadłeś już śniadanie?
-rzadko jadam śniadanie -odparł -rano najczęściej zadowalam się filiżanką kawy. Jedz dalej swojego tosta.
Wzięłam do ręki zimną, stwardniałą kromkę i popatrzałam na nią ze wstrętem.
-nie jestem specjalnie głodna. -stwierdziłam w końcu.
Gabriel spojrzał na ten kawałek pieczywa, uniósł wysoko brwi.
-jasne -skomentował krótko
-o której musisz być w sądzie? -zapytałam
Spojrzał na zegarek.
-dokładnie za czterdzieści pięć minut. Jak nie musisz jechać swoim samochodem, to mogę cie podrzucić do szpitala -odparł.
-niestety, samochód jest mi potrzebny. O dziesiątej muszę być w mieście. Mam przeprowadzić wywiad z jednym z kandydatów na senatora.
-to nie zostało ci zbyt wiele czasu dla Paula -zauważył, popijając kawę.
-wiem...
Popatrzałam na niego nieco dokładniej. Wspaniale wyglądał w swoim ciemnoszarym garniturze, do którego nosił jedwabny krawat. Tylko ten tandetny zegarek burzył ten piękny strój. Czemu ja myślę o tym głupim zegarku?!
Spojrzałam na jego twarz, lekko siwiejące skronie tylko dodawały mu atrakcyjnej męskości. Poczułam się tak jakoś dziwnie.
-znów mi się przyglądasz -stwierdził Gabriel
-to jest niezależne ode mnie -bąknęła i szybko spuściłam wzrok -tak się cieszę, że cię widzę -szepnęłam
-ja też -powiedział Gabriel -jeszcze nie spotkałem żadnej kobiety, która wcześnie rano wyglądałaby tak pięknie.
-a z pewnością widziałeś ich wiele.
-Angelo!
Mimo woli podniosłam wzrok i napotkałam jego spojrzenie. Wytrzymałam jego spojrzenie.
-nie poszedłem z Nitą do łóżka -powiedziała bez ogródek.
Zaczerwieniłam się jak mała dziewczynka.
-wcale o to nie pytałam.
-wiem. Ale następnego dnia wyczytałem w twoich oczach, że jesteś święcie przekonana, iż to zrobiłem. -musnął wzrokiem moje usta -może pewnego dnia wytłumaczę ci, dlaczego z nią pojechałem. Teraz nawet nie chciałbym próbować.
-nie musisz się tłumaczyć, Gabrielu -opowiadam lodowatym głosem.
-bądź tak miła i nie patrz na mnie z tą swoją chłodną wyniosłością -ciągnął -doskonale pamiętam, jak się zachowywałaś pewnego wieczoru na tarasie. I jestem w stanie poznać, czy ktoś jest zazdrosny, czy nie.
Zawstydzona zamknęłam oczy. Nie mogłam temu zaprzeczyć. Ale te słowa, wypowiedziane tak po prostu, sprawiły mi przykrość.
-dobry Boże! -jęknął Gabriel -zachowuję się jak głupi nastolatek. Nigdy nie umiałem z tobą rozmawiać na poważne tematy -jednym haustem opróżnił filiżankę i wstał od stołu -muszę już jechać do sądu. Będziesz wieczorem w domu? Czy może znowu przylezie tu ten Holland?
Przyglądał mi się z miną nie wróżącą nic dobrego.
-nie... ostatnio się z nim nie widziałam...
Wyraz jego twarzy znacznie złagodniał.
-musimy koniecznie porozmawiać. Mam za sobą najgorszy tydzień w życiu. Jest wiele spraw, które musimy doprowadzić do porządku.
Zacisnęłam zęby.
-wcale nie mam ochoty się z tobą przespać -powiedziałam ostro.
-o tym pogadamy wieczorem -stwierdził wesoło.
-a... jeśli... nie... będzie mnie w domu...? -wyszeptałam
Gabriel podszedł do mnie, pochylił się nad mną i delikatnie pocałował mnie w usta. Łzy napłynęły mi do oczu. To było takie piękne!
-należysz do mnie -powiedział spokojnie -i o tym musimy porozmawiać.
Podszedł do drzwi.
-a co z tą siedemnastoletnią różnica wieku, która tak bardzo nie dawała ci spokoju? -zapytałam, przerażona tym, co przed chwilą się wydarzyło.
-Angelo, przypomnij sobie to co powiedziałem kiedyś w „Kebo". Jeśli kiedykolwiek będę cię chciał, to te siedemnaście lat nie będzie miało żadnego znaczenia ani dla ciebie, ani dla mnie. Pamiętasz?
Skinęłam głową. Jego świrujący wzrok przeszył moje ciało na wskroś.
-chce cię, kotku -powiedział cicho.
Zabrakło mi tchu, automatycznie otworzyłam usta. serce waliło mi jak oszalałe. Chętnie zapytałabym Gabriela, czy pociągam go tylko cieleśnie, czy też znaczy coś dla niego jako człowiek, który posiada duszę, ale nie dał mi nic powiedzieć.
-a i jeszcze jedno... dziękuje za prezent -dotknął nadgarstka, na którym miał zegarek.
Wytrącił mnie tym z równowagi. Zanim uspokoiłam się na tyle, żeby zebrać myśli, go już nie było.

Paul był blady i oszołomiony od tej ilości leków, jakie zażył. Ale jak weszłam do pokoju, jakby oprzytomniał. Usiadłam na łóżku, uśmiechnęłam się do niego.
Wziął mnie za rękę i uścisnął mocno.
-ciągle jeszcze żyję, chociaż pewnie martwiłaś się, czy się z tego wyliżę -spróbował żartować.
-to fakt -odparłam -powinieneś mi powiedzieć, że nie czujesz się dobrze. Już ja bym się zatroszczyła, żebyś poszedł do lekarza.
-dlatego właśnie milczałem -powiedział, uśmiechając się przekornie.
-jesteś niepoprawny -skarciłam go.
-na pewno poskładają mnie do kupy -pocieszył mnie -przed kilkoma minutami była tu Nadia -skrzywił się i dodał -straszna histeryczka z tej kobiety!straszna!
-jak możesz być tak nieczuły? Powinieneś się cieszyć, że inni się o ciebie martwią -powiedziałam z wyrzutem.
-jeśli jakaś kobieta aż tak się przejmuje, to mężczyzna rzeczywiście musi coś dla niej znaczyć -odparł. Założył ręce za głowę i rzekł ze śmiechem. -może któregoś dnia ożenię się z Nadią...
-wreszcie jakiś rozsądny pomysł!! -wykrzyknęłam z radości -cały czas zadawałam sobie pytanie, gdzie ty masz oczy, jeśli nie widzisz, co się dzieje dookoła ciebie!
-więc się zgadzasz? -zapytał niedowierzająco.
-oczywiście! Nie mógłbyś znaleźć lepszej żony niż Nadia! Bardzo ją lubię.
-po śmierci twojej matki czułem się bardzo samotny -powiedział cicho -Nadia będzie dla mnie kuracją odmładzającą. Jest ładna, dowcipna...
-i bez reszty w tobie zakochana -dokończyłam wesoło.
Paul przyjrzał mi się.
-tak jak Ty w Gabrielu? -zapytał
Spuściłam wzrok i przez chwil przyglądałam się swoim dłoniom.
-aż tak łatwo mnie przejrzeć? -zapytałam
-tak samo jak i jego -powiedział tajemniczo -a może jeszcze nie wiesz, co on do ciebie czuje?
-pożąda mnie -odparłam spokojnie.
-musisz być zupełnie ślepa, jeśli nie widzisz, że to jest coś więcej -tłumaczył Paul -Boże kochany! Przecież on się skręca z zazdrości! Tak jest już od wielu lat. A ty nigdy nic nie zauważyłaś!
-zazdrosny... o mnie? -zapytałam zaskoczona.
-i to jeszcze jak! Angelo, czy nigdy nie zwróciłaś uwagi, że za każdym razem, kiedy pada imię Hollanda, natychmiast coś zaczyna się w nim gotować?
To prawda, nigdy tego nie zauważyłam. Powoli wszystko stawało się jasne. Po raz pierwszy nadzieja zagościła w moim sercu.

Prezent na Święta✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz