Rozdział 1: Anatomia człowieka

360 17 6
                                    

"To porządny szpital (...). Tu się nie wyje ot, tak sobie, bez uzasadnienia i wyraźnego powodu. W wyciu też musi być porządek."

Rafał Dębski - Serce teściowej

W Bismarck, w hrabstwie Burleigh panowała bardzo sroga zima. Cała stolica Północnej Dakoty była pokryta trzycentymetrową warstwą lodu i śniegiem sypiącym się z każdej możliwej strony. Wiał porywisty wiatr, łamiąc słabe gałęzie wyziębionych drzew. Wszystko to jednak nie było w stanie powstrzymać trzydziestopięcio letniego Aarona Daimona od pójścia na poranne wykłady z anatomii człowieka, których dzisiejszym zagadnieniem miał być ludzki mózg. Aaron był osobą rządną wiedzy. Skończył studia z wyróżnieniem, a mimo to chodził na wykłady, by wiedzieć jeszcze więcej i więcej.

Wstał z materaca obleganego również przez dwa psy, który od ostatnich paru tygodni służył mu, a nawet im, za łóżko. Jego przeprowadzka do Tappen, małej wsi za miastem, zbliżała się coraz większymi krokami i wzbudzała ekscytację. Książki medyczne razem z tymi o myślistwie i psach były spakowane w duże kartonowe pudła w kolorze beżu. Z salonu przeszedł do kuchni, włączając czajnik elektryczny na poranną kawę. Nawet jeśli szedł na zajęcia z przyjemnością to wciąż nienawidził wstawać o szóstej rano. Usiadł przy starym, mahoniowym stole i spojrzał na lodówkę, gdzie zawsze wisiały małe kolorowe kartki z przypomnieniami.

"Kupić wodę utlenioną, karmę i sok pomarańczowy"

"Wizyta u lekarza pierwszego kontaktu o 16:30, piątek"

"Zadzwonić do mamy"

Miał dobrą pamięć ale mimo wszystko wolał to sobie notować. Wiedział wówczas, że będzie widział karteczkę jak to było każdego ranka. Elektryczny czajnik firmy Fide po zagotowaniu wody znów pozwolił, by w pomieszczeniu panowała cisza. Aaron wstał ze skrzypiącego krzesła i z również mahoniowej szafki wyciagnął jeden, ostatni kubek, który został na jego poranne, rzadko popołudniowe, kawy. Nasypał do niego dwie czubate łyżeczki rozpuszczalnej i jedną łyżeczkę cukru. Nigdy nie lubił zbyt słodkiej kawy, zawsze pił gorzką. Parujący kubek postawił na stole, po czym otworzył lodówkę, która w środku świeciła pustkami. Ser żółty, masło i ketchup - to była cała jej zawartość. Wyciągnął to wszystko na stół, dołożył dwie bułki i usiadł spowrotem. Jedną zrobił sobie na później, a drugą na teraz, by zjeść ją przy kawie.

Po porannej rutynie wyszykował się do wyjścia - włosy w kolorze ciemnego blondu przeczesał grzebieniem, spakował torbę, wziął kluczyki od samochodu, pożegnał dwa wilczarze irlandzkie wciąż oblegające jego łóżko i opuścił mieszkanie zamykając je dokładnie. Przed niskim, starym blokiem, w którym mieszkał, stał rdzewiejący, pamiętający jeszcze czasy swojej świetności bordowy Dodge Dakota Pickup. Pojechał nim prosto na uniwersytet. Droga była trudna. Korki były niemiłosierne, a jezdnię pokrywała cienka warstwa lodu, stwarzając jeszcze większe zagrożenie dla uczestników ruchu drogowego. Jak zawsze wszedł do sali przed czasem. Profesor Joseph Brown, wykładowca, siedział wziąż za swoim biurkiem tonąc w papierach. Słysząc kroki oderwał czubek swojego nosa od kartki papieru i uniósł głowę spoglądając na Aarona.

— Oh, to znowu pan, panie Daimon. Miło znów zobaczyć pana na moim wykładzie, choć wydaje mi się, że wie pan na ten temat dosłownie wszystko —  zaśmiał się ochryple. Był już starszym człowiekiem. Chorował na astmę, o czym świadczył inhalator leżący pomiędzy papierami, który Aaron zauważył już na pierwszych zajęciach na które przyszedł.

The RipperOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz