Rozdział 2: Nowy dom

155 15 2
                                    

"Komórki wpojonej podejrzliwości nie giną, żyją w ludzkiej psychice, dają przerzuty."

Aleksander Sołżenicyn - Oddział chorych na raka

Droga była ciężka. Samochód skakał na dziurawej drodze, przyprawiając Aarona o ból głowy. Pruszył lekki śnieg, a wycieraczki były włączone na drugi bieg. Nie tak wyobrażał sobie pierwszy dzień w nowym domu. Zanim wyjechał z Bismarcku było pięknie. Mimo zimniejszego wiatru słońce przyjemnie przygrzewało i topiło niechciany przez wszystkich śnieg. Po paru chwilach Aaron i zadowolone psy dotarli na miejsce. Dom wyglądał identycznie jak na zdjęciu, okolica tak samo. Był dobre sto metrów od ruchliwej jezdni i domów sąsiadów, tak jak było napisane w ogłoszeniu. Zaparkował auto zaraz obok i wypuścił psy. Obiegły budynek i usiadły na drewnianym patio. Deski były stare, spruchniałe, wymagały wymiany. Drzwi były podwójne - jedne, białe, otwierane na zewnątrz, drugie, w kolorze mahoniu, otwierały się do środka domu. Aaron wszedł do budynku i rozejrzał się po pierwszym pomieszczeniu jakim było coś na wzór salonu. Wszystkie meble z jego starego mieszkania były owleczone przeźroczystą folią malarską. Stały w całkowitym nieładzie. Regał na książki całkowicie zasłaniał okno, telewizor stał w kącie, fotel na samym środku. Wiedział, że będzie musiał namęczyć się przy przesuwaniu tego. W końcu był sam, psy mu przecież nie pomogą. Wyciągnął z kieszeni spodni telefon i wykręcił numer zapisany w kontaktach jako "Bro". Był to jego najlepszy przyjaciel ze studiów, Chad Ledser. Odebrał po trzecim sygnale.

— No co tam Aaron? — zaczął entuzjastycznie. — Dawno nie dzwoniłeś...

— Wiem, przepraszam — Aaron skrzywił się mimo świadomości, że rozmówca tego nie zobaczy. — Ostatnio miałem dużo na głowie. Przeprowadziłem się dzisiaj do nowego domu i musiałem wszystkiego dopilnować. W tej sprawie też do ciebie dzwonie. Wiem, że jako jeden z niewielu moich znajomych masz najbliżej do Tappen. Faceci od transportu mebli postawili je byle jak i nie mogę sam ich poprzesuwać. Nie mógłbyś przyjechać i pomóc mi? Napewno ci się jakoś odwdzięczę.

— Nie ma problemu — zaśmiał się gardłowo. — Muszę doładować tylko karnet na siłownie. Kupie piwo i jadę prosto do ciebie — odparł i rozłączył się, gdy Aaron zaczął wyśmiewać się z jego lekkomyślności. Chyba nie myślał, że zawiezie go do domu, a co gorsza, pozwoli zostać na noc.

Chad i Aaron byli ze sobą naprawdę zżyci. Niczym bracia. Zawsze wszystko sobie mówili, spędzali ze sobą dość dużo czasu. Wiedzieli, że mogą na sobie polegać.

***

Po upływie niecałych czterdziestu minut grafitowe Ferrari 488gtb należące do Ledsera zaparkowało koło domu. Wysiadł z niego, a z tylnego siedzenia zabrał dwa czteropaki piwa. Gdy Aaron otworzył drzwi, by przywitać starego przyjaciela, psy wyleciały z domu i wymachując ogonami na wszystkie możliwe strony zaczęły skakać po nim, zostawiając mokre plamy od łap na jego szarej bluzie.

— Spokojnie Baron, będziesz miał jeszcze czas żeby pobawić się z Chadem — odparł Aaron stojąc w drzwiach ze skrzyżowanymi na piersi rękami i uśmiechem malującym się na jego twarzy. Miał na sobie starą, czarną bluzę pobrudzoną od farby, którą zakładał tylko do prac domowych.

Zaprosił przyjaciela machnięciem ręki do środka, a później gwizdnął, by zawołać psy. Były posłuszne, więc po chwili siedziały przed nim na starej werandzie domu.

— Dalej ciekawi mnie jak je tak wytresowałeś — mruknął Chad patrząc mu przez ramie na zwierzęta.

Aaron uśmiechnął się pod nosem, wchodząc do środka. Poprzysiągł sobie, że nikt nigdy nie dowie się o metodzie jego tresury. Była dla niego bardzo intymna i wymagała czasu. Po wejściu Chad rozejrzał się po pomieszczeniu.

The RipperOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz