Nie umiem wydobyć żadnego słowa... Kapitol jest jest jeszcze większy niż kiedykolwiek wcześniej. Gdy cała nasza drużyna wyszła z pociągu i zastaliśmy mnóstwo ludzi którzy byli dziwnie ubrani, aha no tak przecież to moda Kapitolu. Wszystkie barwy wydają się sztuczne, róż jest zbyt intensywny, zieleń przesadnie jaskrawa, od żółtego bolą oczy, zupełnie jak wtedy, gdy patrzymy na nieosiągalne dla nas płaskie i okrągłe tarcze landrynek w maleńkiej cukierni w dystrykcie dwunastym.... Auć właśnie jestem w centrum odnowy i upiekszają mnie, depilują. Moim stylistą okazał się nie jaki Shawn. Właśnie drzwi się otwierają i wchodzi młody mężczyzna, z pewnością to Shawn. Tylko on różni się od innych kapitolińczyków on wygląda normalnie. Podchodzi do mnie i mówi :
-Witaj Laura. Mam na imię Shawn i będę twoim stylistą-mówi cicho, mniej afektowanie niż inni mieszkańcy Kapitolu.
-Witaj-mówię
-Laura porozmawiajmy o twoim kostiumie na ceremonię otwarcia igrzysk. Moja koleżanka Alex stylizuje drugiego trybuta, Ross'a. Oboje uważamy że powinniście ubrać te same stroje co Katniss i Peeta troszkę je jeszcze podrasujemy. Kilka godzin później mam na sobie kostium. To prosty, czarny kombinezon. Tym co wyróżnia ten kostium to zwiewna peleryna z pasków. Shawn tak jak Cinna podpala nasz kostium zanim ruszymy. I Shawn odzywa się :
-Chce żeby cię zapamiętali, dziewczyno igrająca z ogniem.
Wszyscy są podnieceni naszym strojem, ja trochę boję się że spłonę zanim trafię na arenę.
-Co o tym myślisz? - szepczę do Ross'a - o ogniu?
-Zedrę z ciebie pelerynę jeśli ty zedrzesz moją.
-umowa stoi - odpowiadam
Rozlega się muzyka inaugurująca igrzyska. Uroczysty przejazd trwa około dwudziestu minut i kończy się na Rynku, gdzie zostaniemy powitani i wysłuchamy hymnu. Stamtąd trafimy do ośrodka szkoleniowego do czasu rozpoczęcia igrzysk. Shawn zeskakuje z rydwanu i nagle przychodzi mu do głowy pomysł. Krzyczy do nas ale muzyka zagłusza jego głos. Ponownie coś wrzeszczy i daje znak rękami
-O co mi chodzi? - dziwię się. Spoglądam na Ross'a i uświadamiam sobie, że w blasku sztucznych płomieni wygląda olśniewająco.
-Chyba chce żebyśmy wzieli się za ręce - wyjaśnia Ross i łapie mnie za prawą dłoń. Wszyscy patrzą w naszą stronę stronę. Cieszę się że mam u boku Rossa. Dzięki niemu nie tracę równowagi jest solidny i mocny jak skała.
-Raura! Raura! - słyszę ze wszystkich stron. Dziwię się co to mogło by znaczyć. Lecz po chwili uświadamiam sobie że to połączenie mojego imienia i Rossa. Spoglądam na nasze splecione palce i rozluźniam chwyt, lecz Ross nie pozwala mi zabrać ręki.
-Nie puszczaj mnie - mówi. W jego czekoladowych oczach migoczą ogniki - Proszę
Wtedy prezydent Collin wychodzi na balkon i wyglasza powitanie. Potem idziemy do Ośrodka Szkoleniowego.
-Dzięki że mnie trzymałaś - mówi Ross i po chwili szepcze do mojego ucha :
- z ogniem ci do twarzy - Uśmiecha się do mnie uroczo a przez moje ciało przetacza się fala ciepła. Nie bądź głupia Laura upominam sama siebie w myślach. Ross będzie chciał Cię zabić. Im bardziej go lubisz tym większe stanowi zagrożenie. Ale przecież mogę zagrać tak samo. Wspinam się na palce i całuję go w policzek.