Rozdział 1

134 8 15
                                    

Dziewięć lat później

Adrien nałożył strzałę na cięciwę. Powoli naciągnął łuk i przez kilka sekund szacował odległość. Potem puścił cięciwę. Strzała wbiła się prawie w sam środek tarczy. Adrien uśmiechnął się pod nosem. Szło mu coraz lepiej, może, ale tylko może za kilka miesięcy będzie mógł starać się o miejsce w Gwardii Łuczniczej lenna Meridock. To jego marzenie od dzieciństwa, gdy ojciec zaczął uczyć go strzelania z łuku.

Nauki u ojca nie były jednak jego ulubionym zajęciem w domu. Zresztą, nie miał tam przyjemnych zadań.

Jego przybrani rodzice przygarnęli go, gdy miał pięć miesięcy. Nie wiadomo co się stało z jego rodzicami. Pewnego dnia po prostu znaleziono go płaczącego z głodu, w chacie, pozostawionego samemu sobie. Długo szukano jego rodziców, lecz ich nie znaleziono. Pewna starsza kobieta, mieszkająca ze swoim synem i jego żoną, postanowiła przygarnąć biednego chłopca, lecz po dwóch miesiącach zmarła. A jej syn, jak i jego żona nie byli przychylni chłopcu, lecz ostatnim życzeniem starej kobiety, było, żeby jej syn zaopiekował się małym Adrienem. Więc mężczyzna nie miał wyboru, musiał chłopca wychować, lecz ani on, ani jego żona nie żywili do niego sympatii. Adrien więc miał ciężkie dzieciństwo.

Opuścił łuk i założywszy go sobie na ramię, podszedł do tarczy, zrobionej z pomalowanej kory drzewa, wyciągnął strzałę i włożył z powrotem do kołczana na swoim ramieniu. Uznał, że starczy ćwiczeń na dziś. Wrócił do swojego obozowiska i rozpalił ogień.

Adrien zawsze wybierał się na kilkudniowe obozowiska w lesie, po kłótniach z ojcem, które zdarzały się dość często. Gdy chłopak był mały z pokorą znosił ostre lania od Steve'a, ale gdy wydoroślał, zaczął się stawiać. Zawsze wtedy wracał do swego pokoju, brał ciągle gotowy do drogi plecak i ostentacyjnie wymaszerowywał z domu, przy wtórze wrzasków ojca.

Zbliżał się wieczór i zerwał się chłodny wiatr. Adrien owinął się szczelniej płaszczem i jeszcze trochę zbliżył do ognia. Wyciągnął z plecaka suche mięso i bukłak z wodą. Nie był to towar najwyższej jakości, ale lepszego nie miał. Był już dziś na polowaniu, ale nic z tego nie wyszło.

Gdy już zjadł, ułożył się na ziemi obok ogniska, okrył płaszczem i zasnął.


* * *

Obudził go szelest liści w pobliżu. Jako myśliwy miał wyczulony słuch na takie rzeczy i od razu wiedział, że to nie jest żadne zwierzę, na które kiedykolwiek polował. Kroki były niezgrabne i ciężkie.

Adrien wstał powoli i bezszelestnie. Sięgnął po łuk, strzałę i odwrócił się w stronę, z której dochodziły hałasy. Nagle, to coś, co szło przez las, chyba zaplątało się w jakieś krzaki, bo rozległy się odgłosy szamotaniny. Adrien już napiął łuk, gdy usłyszał tak sobie dobrze znane, siarczyste przekleństwa. Ojciec. Chłopak po cichu zebrał swoje rzeczy i najszybciej jak mógł, schował się w poszyciu, dokładnie naprzeciwko miejsca, gdzie był Steve. Ognisko zdążyło dogasnąć przez noc, więc ojciec mógł pomyśleć, że Adrien z samego rana wyruszył na spacer lub polowanie. Problem tkwił w tym, że ojciec nigdy nie zapuszczał się tak daleko do lasu. Więc co on tam robi?

Po chwili Steve pojawił się na polanie, cały w liściach i gałązkach. Otrzepał ubranie i rozejrzał się.

- Cholerny dzieciak – zaklął pod nosem. - Chodzi na te polowania z samego rana i go za nic znaleźć nie można. Że też musieli przyjść akurat dzisiaj. Jak w chacie srebrniki leżą. Że też psuć poczciwemu człowiekowi taki piękny dzień, kto to widział...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 04, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

AdrienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz