3. I co dalej?

1.5K 166 20
                                    

- No i co, ona ma tu niby przyjść i co dalej? - Pytał Max stojąc nade mną, jak śmierć nad konającym. Starałam się upchnąć wszystkie ciuchy, które walały się po pokoju, do szafy, ale za każdym razem jak zamykałam jej drzwi, wszystko i tak wysypywało się na podłogę. Ostatnimi czasy nie miałam nawet chwili, żeby pozmywać, przez co naczynia w maleńkiej kuchni piętrzyły się jak himalaje, a jabłka na tacy poczęły prowadzić swoje własne życie. Do mieszkania wpadałam tylko po to, żeby się przespać, bo całe dnie spędzałam w pracy, a weekendy, cóż, albo na kanapie u Maxa, albo niestety... u Matt'a, bo nawet jeśli zarzekałam się, że już w życiu się do niego nie odezwę, to ten gnojek działał na mnie jak magnez. Tak czy inaczej, nie było czasu na generalne porządki, a Lana chciała tu teraz przyjść i przedyskutować CO DALEJ. Świetnie, skoro nawet ja tego nie wiedziałam...

- Pomógłbyś może co? - Zerknęłam na stojącego nade mną chłopaka i rzuciłam w niego skarpetką, na co ten skrzywił się tak jakby oberwał przynajmniej odchodami małpy.

- Ja się po prostu o Ciebie martwię Ands...- Max rozłożył ręce bezradnie, przysiadając na czerwonym krześle, stojącym na środku pokoju.    

- To może mógłbyś się martiwć o mnie tutaj, zwijając cały ten burdel? Albo chociaż zmywając naczynia? - Zacisnęłam usta w cienką linię. Skoro nie zamierzał mi pomagać po co w ogóle tutaj siedział. Jasne cieszyłam się z jego towarzystwa, ale teraz zamiast wspierać mnie duchowo, to tylko przypominał mi jak bardzo mam przesrane. Nie miałam żadnego planu. Leciałam na tak wielkim żywiole, że kwestią czasu było tylko to, żeby coś w końcu poszło nie tak. O dziwo do tej pory wszystko szło jak z płatka, przez co jeszcze bardziej obawiałam się, że jeśli w końcu coś się wydarzy, to uderzy we mnie z takim impetem, że będę zbierała swoje kawałeczki do świąt Bożego Narodzenia. 

- Wybacz, ale wysyłanie Ci pozytywnych wibracji, pochłania 100% mojej energii.- Odpowiedział Newton, łapiąc za kolorowe czasopismo i wpychając palec wskazujący do buzi, począł przesuwać nim po kartkach magazynu. Przyjaciele, huh? 

Zyskałam jego zainteresowanie dopiero kiedy wyjęłam z jednej z szafek butelkę wina i pociągnęłam z niej spory łyk. Nie było przecież opcji, żebym miała spotkać się z Laną Baxter na trzeźwo. I tak teraz mój żołądek zawiązał się na jeden wielki supeł i jedynym lekarstwem jakie znałam na takie właśnie sytuacje było wlewanie w siebie litrów trującej cieczy. 

Newton stał obok mnie patrząc na mnie oczami szczenięcia, a ja mrużąc złośliwie oczy, powoli zerowałam i tak do połowy już opróżnioną butelkę. Kontakt wzrokowy przerwaliśmy dopiero wtedy, kiedy bzyknął domofon, a ja rozkazującym gestem zamachałam dłonią i nagnałam Maxa do roboty, sama rzuciłam się do zlewu i zaczęłam wrzucać brudne naczynia do jednej z szafek, z bólem serca stwierdzając, że wiele z nich nie przetrwało w całości operacji "czysty zlew". 

Lana weszła do maleńkiego mieszkania bez pukania, automatycznie rozkładając ramiona i oczekując chyba, że Max zabierze jej futro, które ostatecznie złapał w momencie, kiedy prawie uderzyło o podłogę. No właśnie. Futro. Kiedy na zewnątrz było ponad dwadzieścia stopni. Nigdy nie zrozumiem chyba celebrytów. 

- Cześć Lana, Andy Williams, poznałyśmy się przez telefon.- Podreptałam w jej kierunku, szorując skarpetkami po panelach, Lana jednak zajęta była rozglądaniem się po moim mieszkaniu i nie zwróciła nawet uwagi, na to, że ktoś poza nią faktycznie znajduje się w pomieszczeniu. Tak dokładnie, pomieszczeniu, bo moje skromne progi miały zamykały się w calutkich dwudziestu metrach kwadratowych, na które składała się maleńka łazienka i pokój połączony z kuchnią. Na twarzy Baxter przez chwilę wymalowało się czyste obrzydzenie, tylko po to, żeby nanosekundę później obdarzyła mnie szerokim uśmiechem.

- Andyyyy. - Nie dotykając mnie nawet i unosząc dłonie kilkanaście centymetrów nad moimi ramionami, sprzedała mi trzy całusy, oczywiście nigdy nie wchodząc w interakcję z moimi policzkami i wydając z siebie głośne "mła, mła, mła", co Max skomentował prychnięciem. - Urocze miejsce.- Lana dalej szczerzyła się szeroko i chyba rzeczywiście była dobrą aktorką, bo byłam gotowa jej uwierzyć, do czasu aż po kilku podejściach nie usiadła na mojej niewielkiej sofie, krzywiąc się nieznacznie. 

- Ta...dzięki. Tak sądzę... - Mruknęłam pod nosem przysiadając zaraz obok niej, pamiętając jednak, żebym znajdowała się dalej niż zasięg jej dłoni, w końcu w głowie nadal miałam historię o tym jak pobiła swoją ostatnią asystentkę. - To przejdźmy może od razu do rzeczy co? - Zagaiłam zerkając na Maxa, który z zainteresowaniem, szczerząc się głupio pod nosem przyglądał nam się, dalej stojąc przy drzwiach.

- Wybornie, nie będę ukrywać, że trochę się spieszę. - Odpowiedziała celebrytka której wzrok skupiał się teraz na najnowszym iphonie. - Więc jak stoją sprawy? - Dopytała zerkając na mnie przez ułamek sekundy, a następnie w szaleńczo szybkim tempie uderzając palcami w ekran telefonu.

- W zasadzie to świetnie. Harry zdaje się Ciebie lubić... - Wzruszyłam ramionami, przechodząc do sedna. - Problem polega jednak na tym, że nie bardzo wiem co mam pisać, rozumiesz, sprzedaje mu jakieś informacje, ale to nie jesteś Ty...- Wytłumaczyłam nerwowo bawiąc się palcami. - Wydaje mi się, że o wiele łatwiej byłoby mi gdybym mogła wszystko z Tobą konsultować i gdybym wiedziała coś więcej poza tym, co wypisują kolorowe magazyny, no a siedząc przy biurku... sama rozumiesz? 

Lana kiwała głową, ale naprawdę wątpliwe było, czy w ogóle słucha tego co miałam jej do powiedzenia. 

- Zresztą on chce się z Tobą spotkać. - Dodałam, dopiero teraz zyskując jej uwagę. - No i tutaj pojawiają się schody, bo jeśli chcemy, żeby to wszystko pozostało wiarygodne... 

- Chyba zapominasz z kim rozmawiasz. - Uniosła się Lana, uśmiechając się cierpko i wyrywając z moich dłoni plik papierów, ze wszystkimi wymienionymi z Harrym tweetami, wiadomościami i sms'ami, bo przecież dostałam nawet dostęp do skrzynki Baxter. - Rola jak każda inna. - Prychnęła pod nosem. Nie trudno było dostrzec, że nie była specjalnie podniecona całą tą sytuacją, chociaż jej agentka zarzekała się, że jest w siódmym niebie.

- Okej?- Uniosłam brwi. - W takim razie świetnie, skontaktujemy się z agentem Stylesa i umówimy wam spotkanie. - Poszło łatwiej niż podejrzewałam. Co prawda Lana zgrywała wielką divę, ale nie było to nic na co nie byłabym przygotowana. Baxter wstała z kanapy i rozłożyła ręce, tak jakby była samym Jezusem z Rio de Janeiro. Max w podskokach znalazł się przy niej zarzucając jej długie futro na plecy. Brunetka bez słowa ruszyła ku wyjściu zatrzymując się jednak przy drzwiach i obracając się na pięcie posłała mi jeden z najsłodszych uśmiechów, które miała w zanadrzu, jeden z tych, który przybierała na premierach filmów i okładkach czasopism.

- Oh, i Andy? Skoro to dla Ciebie takie "niezbędne"...  - Zarysowała króliczki w powietrzu. - ... to może powinnaś pracować bezpośrednio przy nas. Stephanie się do Ciebie odezwie. - Rzuciła a potem odchrząkując głośno poczekała aż otworzę jej drzwi i razem z mężczyzną całkowicie ubranym na czarno ruszyła klatką schodową na dół. 

- Straszna z niej słodziara co? - Mruknął do mnie Max opierając się plecami już o zamknięte drzwi. 

- Nawet nie masz pojęcia. Cieszę się, że będziemy spędzały więcej czasu razem!- Uśmiechnęłam się sztucznie od ucha do ucha, tak, że aż zabolała mnie szczęka. 

- Zazdroszczę.- Zaśmiał się mój przyjaciel wytykając do mnie koniuszek języka. 

---

A/N: Króciutko, ale jutro postaram się napisać coś więcej! Powoli rozkręcam ale miejcie do mnie cierpliwość bo wiecie jaka ze mnie buła czasami! Lanka ma charakterek co? :D

Buziaki w mordziaki, Asia :*







To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 15, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

oh, shit!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz