2. Nowa Brandżelina

1.6K 201 18
                                    

Natychmiastowy telefon do Trixy, a potem ekspresowe pakowanie manatków. Wiedziałam, że po takim odpale nie dostanę podwyżki, kurde, nie zostanę nawet poklepana po główce! Cudem będzie jeśli zatrzymam swoją posadę. Przy pomocy Teda, mojego ulubionego woźnego/prawdopodobnie przyszłego męża, znalazłam już nawet pudełko i spakowałam do niego wszystkie swoje rzeczy, po czym zajęłam pozycję przy biurku. Stojąc na baczność, byłam gotowa do odprawy. 

Wiedziałam, że przegrałam życie. Dawno tak nie wpadłam. Miałam ocieplać wizerunek Lany Baxter, ale nie do tego stopnia. Laska dopiero co skończyła przymusową terapię, na którą została wysłana po tym jak pobiła swoją poprzednią agentkę, dlatego też żadne informacje o nadużywaniu alkoholu nie były wskazane. Nie wspominając już o dodawaniu na jej media społecznościowe CZEGOKOLWIEK bez porozumienia z jej zespołem.

Zresztą, na tym się moje problemy nie kończyły! Ten dzień byłby wtedy zbyt piękny, a zła Karma której sobie ostatnio namnożyłam nie wyczerpałaby się dostatecznie. Żeby tego było mało, media szybko pochwyciły temat Lany i Harrego. Na pulpicie mojego komputera wyskoczyło kilka powiadomień z portalów plotkarskich. Jeden z nich zdążył już nawet przygotować komputerowo, podobiznę przyszłych pociech Larrego, jak ochrzczono nową parę. Cudnie. Wbijając, pokryte malinowym lakierem, paznokcie we wierzch lewej dłoni, upewniałam się, że nadal żyję i nie trafiłam do piekła, o czym świadczyć mogłaby ta szczęśliwa kumulacja

- Williams, konferencyjna...- Rzuciła zimnym głosem Trixy, która wpadła do ciemnego biura zaledwie po piętnastu minutach od mojego telefonu. Zabrałam ze sobą pudełko ze swoimi rzeczami, i powłócząc nogami ruszyłam za blondwłosą kobietą. Zajęłam miejsce jak najdalej od niej, tak, żebym w ekstremalnej sytuacji mogła uciec gdzie pieprz rośnie przed jej gniewem. Marno mi było szukać na sztywnej od botoksu twarzy szefowej jakichkolwiek emocji. Nie zaszczycając mnie wzrokiem nawet na moment, przez dobre kilka minut uderzała rytmicznie w klawiaturę swojego srebrnego MacBooka. 

- Przepraszam Trixy, tak bardzo przepraszam... - Wypaliłam w końcu przerywając dobijającą mnie już ciszę. - To był wypadek?- Jej spojrzenie sprawiło, że sama zaczęłam wątpić w swoje słowa i zabrzmiało to bardziej jak pytanie, nie twierdzenie. Wbiłam się bardziej w miękkie oparcie skórzanego fotela, a podeszwą starego adidasa uderzałam rytmicznie o nogę szklanego stołu. Z trudem powstrzymałam się przed obgryzaniem paznokci starając się zachowywać resztki pewności siebie, których pokłady w dziwny sposób wyparowały w nieznane.

Trixy nadal nic nie mówiła, znowu skupiając się na swoim laptopie. Jej nic nie zdradzającą twarz oświetlał jedynie ekran urządzenia, co przyprawiało mnie o dziwne dreszcze. Tak zaczynają się horrory, przynajmniej te które śnią mi się po nocach. Jestem przekonana, że moja szefowa zamieni się za chwilę w jakiegoś paskudnego stwora i obedrze mnie ze skóry, swoimi idealnie wypiłowanymi paznokciami. 

Nadal nic nie mówiła. Może zapomniała, że tu z nią siedzę? Odchrząknęłam dla pewności, na nic. Niepewnie wstałam więc z krzesła obrotowego, odpychając się uprzednio na dobre dwa metry do tyłu, żeby wstać z godnością i pewnością.  Prawdopodobnie i tak byłam już zwolniona, ale nie zasługiwałam na to, żeby moja szefowa zaszczyciła mnie nawet kilkoma przekleństwami rzuconymi w twarz. Zanim jednak zdążyłam złapać za pudełko z rzeczami, do sali konferencyjnej wbiegła zaaferowana, rudowłosa asystentka Trixy, a jej śladem podążał cały sztab ludzi. Część z nich kojarzyłam z biura, co prawda nigdy nie zamieniłam z nimi nawet słowa, bo stali na wyższych stopniach firmowej drabiny feudalnej, ale należeli do tych najważniejszych, którzy podejmowali wszystkie decyzje i ich imiona znaliśmy wszyscy. Nawet Ted wiedziałby o kim mowa. To w ich obecności wszyscy milkli i to w ich obecności nawet mucha bała się wydawać z siebie dźwięki.

oh, shit!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz